sobota, 28 września 2013

Rozdział 18

- Malik, ktoś do ciebie! - pukanie przerwało krótką drzemkę Zayna. Wkurzony zwlókł się z łóżka, człapiąc do drzwi.
- Boże, czego?! Ohh, cześć! - uśmiechnął się, napotykając znajome niebieskie oczy.
- Musimy pogadać, Zayn.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. Chyba. Nie wiem – zaczęła się jąkać.
- Pezz, co jest? – zapytał zaniepokojony reakcją dziewczyny.
- Bo ja chciałam….porozmawiać…o czymś ważnym – szepnęła, wchodząc do pokoju.
- Zamieniam się w słuch.
- Nie wiem od czego zacząć. Po tym, co teraz Ci powiem, zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz i wyślesz za kratki.
- Zaczynam się bać – usiadał na łóżku w skupieniu obserwując blondynkę. Perrie niepewnie podeszła do niego i przycupnęła obok. – Najlepiej zacznij od początku.
- Więc, najpierw mnie wysłuchaj, a potem możesz zrobić z tym, co chcesz. Ja i dziewczyny jesteśmy osobami odpowiedzialnymi za wszystkie wypadki gwiazd - westchnęła. - Na początku miałyśmy zabić też twoich przyjaciół i ciebie, dlatego tutaj jesteśmy. Miałam za zadanie zbliżenie się do ciebie, żeby dowiedzieć się wszystkiego o Was i waszej ochronie, ale….
- Co kurwa?! – warknął Malik. – Czy ty się słyszysz?! – wstał i podszedł do okna – Błagam, powiedz, że to jest jakiś pierdolony żart.
- N…ni…nie je…jest – wyszeptała Edwards. Gdy Zayn miał się odezwać, zadzwoniła komórka niebieskookiej. Szybko wyjęła sprzęt i przeczytała zawartość SMS'a.
Od: Justin
Jak tam nasz plan? :)
Mulat szybko podszedł do dziewczyny i wyrwał jej telefon. Przeczytał wiadomość, a następnie rzucił aparatem przez cały pokój.
- Jaki plan? – krzyknął. – Jaki kurwa plan? Może za chwilę wbiegnie tu ten Justin, Matt czy chuj wie kto i zastrzeli mnie, co? Przecież o to Ci cho… - urwał, gdy zobaczył łzy na policzkach dziewczyny. Perrie bała się takiej reakcji. Wiedziała, że Zayn potrafi wybuchnąć, ale nie myślała, że aż tak. Chociaż wcale mu się nie dziwiła, sama postąpiłaby w ten sposób, słysząc te wszystkie brednie.
- Ta wiadomość jest od Justina i nie, nie chodzi tu o zabicie Was. Zmyliliśmy ich, żebyście mogli wrócić do domu. Na początku to było dla nas jak zadanie, ale wiele się zmieniło. Poczekajcie kilka dni, nie wychodźcie z hotelu, załatwimy ich i wtedy będziecie mogli wrócić do Londynu – powiedziała szybko i odwróciła się w stronę drzwi. Gdy już chciała wyjść, poczuła jak Zayn łapie ją za rękę, chciała ją wyrwać, ale została zamknięta w żelaznym uścisku.
- Przepraszam – wyszeptał – Wierze Ci tylko…po prostu…to dla mnie za dużo.
- To ja przepraszam. Naprawdę chcemy zakończyć to wszystko.
- Wierze Ci – odsunął się od niej – Trzeba powiedzieć reszcie.
- Leigh poszła do Nialla, a Jade do Liama.
- No to musimy jeszcze pogadać z Harry’m i Louisem.


Jade siedziała na fotelu w pokoju Liama, czekając na jego reakcję. Opowiedziała mu wszystko, począwszy od pierwszego zlecenia, kończąc na wczorajszej rozmowie z Justinem i Patrycją. Nie wiedziała, jak chłopak zareaguje na takie informacje, ale przeczuwała, że to nie będzie nic dobrego. Już od pięciu minut Payne nie odzywał się ani słowem, a ona z każdą sekundą traciła nadzieję na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Powiesz coś? – zapytała niepewnie.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. To dla mnie za dużo. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć i chyba na razie będę potrzebował czasu, żeby…
- Rozumiem. To ja już pójdę – szepnęła. – Możecie być spokojni, postaramy się wszystko załatwić do końca tego tygodnia – dokończyła, wstając.
- Ale gdzie ty idziesz?
- Powiedziałeś, ze potrzebujesz cza…
- Nie! Nie! Nie! Źle mnie zrozumiałaś. Potrzebuje czasu, żeby to wszystko zrozumieć i sobie poukładać, ale nie zamierzam rezygnować z kogoś, kogo kocham – powiedział, podchodząc do niej.
- Ty mnie…co?
- Tak Jade. I wierze w każde twoje słowo. Mam nadzieję, że mogę Ci zaufać i za chwilę nikt nie wpadnie do mojego pokoju z bronią – zaśmiał się cicho. Thirlwall nie spodziewała się, że po tym wszystkim on tak po prostu jej uwierzył. Gdyby to było możliwe jej serce skakałoby ze szczęścia. Podeszła do niego, a następnie wtuliła się w jego tors.
- Ja też Cię kocham – szepnęła.


Leigh miała najgorzej, miała porozmawiać z Niallem. Była niemal pewna, że po tym wszystkim, chłopak nie odezwie się do niej już nigdy więcej. Niepewnie zapukała do drzwi.
- Hej Leigh! – uśmiechnął się, wpuszczając ją do środka.
- Chciałam z Tobą porozmawiać – powiedziała cicho.
- Z twojej miny wnioskuje, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
- Niestety. Mam do Ciebie prośbę. Nie przerywaj mi, dopóki nie skończę, dobrze?
- Okej.
- Więc... Chodzi o to, ze ty nie wiesz o mnie wszystkiego – zaczęła. – Ja, Perrie, Jesy i Jade jesteśmy osobami odpowiedzialnymi za wszystkie ataki na gwiazdy. Na Was też. Współpracowaliśmy z Justinem i Patrycją. To Justin zabił Julię, choć ja tego nie chciałam, odkąd wiedziałam, że Ci na niej zależy. Nie posłuchali - przerwała na moment, odwracając wzrok od przerażonych oczu Nialla. - Na początku tej pracy wykonywałam każde polecenie bez żadnych problemów, ale z biegiem czasu miałam tego dość i teraz, gdy poznałam Ciebie i chłopców, wiem, że to będzie ostatnia taką akcja, w której biorę udział. Kiedy byliśmy na wyjedźcie, wymyśliłyśmy z dziewczynami plan, jak pozbyć się Justina i Patrycji. Chcemy, żebyście w końcu mogli wrócić do domu, bo wiem, że macie dość siedzenia poza domem. Przepraszam, za wszystko cię przepraszam. Możesz winić mnie, ale proszę, nie dziewczyny. One naprawdę Cię polubiły.
Niall nie wiedział, co powiedzieć. Z trudem powstrzymał łzy. Z jednej strony czuł się oszukany, a z drugiej poczuł ulgę, że jemu i reszcie zespołu nic nie grozi. Nie wiedział, co zrobić z Leigh. Nie chciał kończyć z nią znajomości, chociaż powinien. Rozum mówił, żeby uciekał od niej jak najdalej, jednak serce chciało zostać i już nigdy nigdzie nie iść.
- Cieszę się, że mi to powiedziałaś. I jeśli to ma pomóc wrócić nam do domu, to ja wchodzę w ten wasz plan. Mam nadzieję, że wypali.
- Dziękuję.
- Ale mam jeden warunek - dodał szybko.
- Jaki?
- Między nami zostaje tak, jak było. Nie chce stracić kontaktu z żadną z Was – uśmiechnął się lekko – Inaczej się wypisuję.
- Jesteś głupi – zaśmiała się Leigh.


- Że co kurwa!? – krzyknął Harry, gdy dowiedział się prawdy.
- Nie wierze. To jest jakiś żart? – zapytał Tomlinson.
- Nie, kretynie, to nie jest żart – jęknęła Jesy. Jako jedyna zachowywała zdrowy rozsądek w tej całej sprawie. Perrie nadal była roztrzęsiona. Jade i Leigh też nie wydawały się obecne myślami. Już niewspominając o chłopakach, którzy ledwo siedzieli na swoich miejscach. 
- Czyli to wszystko tak na serio? Tak serio, serio?
- Czy ja mówię po chińsku? Tak!
- Jesy, wyluzuj - bąknęła Jade.
- Okej, okej! Po prostu nie lubię pracować z amatorami. – zrobiła młynka oczami.
- Pamiętaj, że to jest ostatnia akacja, w której ktoś ginie – wtrąciła się Pinnock.
- Tak, to też wiem. – powiedziała – To jak? Wchodzicie to?
- A mamy inne wyjście? – warknął Styles.
- No i to mi się podoba – uśmiechnęła się Nelson. – Tutaj macie zdjęcie Patrycji i Justina. Harris pracuje w hotelu, więc radze uważać co i przy kim mówicie. Justin też może się czasami kręcić w pobliżu. Jest nieobliczalny. Wpadniemy do Was jutro, żeby wszystko ustalić. – dokończyła, po czym opuściła apartament chłopców wraz z resztą dziewczyn. 

- I co o tym myślicie? – Liam z głębokim westchnieniem oparł głowę o zagłówek fotela. – To jest popieprzone.
- Nie ma żadnego mordercy – Niall pokiwał głową w osłupieniu. – To ten cały Justin. To jego wina – zacisnął dłonie w pięści, oparł łokcie o blat stołu. – Dorwę gnoja.
Louis grzebał widelcem w kawałku ciasta, robiąc z niego papkę. Z konsternacją obserwował Harry’ego o dziwo niewzruszonego całą sytuacją.
- Lubię dziewczyny – Tommo wzruszył ramionami. – Możemy nadal być przyjaciółmi?
Malik prychnął ostentacyjnie, wyglądając za okno. Uspokoił się, jednak wciąż nie mógł poskładać myśli. Przeszukał szuflady kredensu i, ku niezadowoleniu Liama, zapalił papierosa.
- Przyjaciółmi – wypuścił powietrze, wypełniając pokój zapachem tytoniu. – A kiedykolwiek nimi byliśmy?
- Zayn, przecież Perrie wiele dla ciebie znaczy. Tak po prostu ją przekreślisz?
- Co ty możesz o tym wiedzieć, twój gejowski świat nie ma za szerokich perspektyw.
- Zayn! – Niall spiorunował mulata wzrokiem. – Wyżywaj się na swojej durnej fajce, zostaw Louisa w spokoju.
- Nie, w porządku – Tomlinson wypuścił sztućce z rąk. – Przecież to pan i władca Malik tutaj najbardziej oberwał. Bo tylko on ma prawo czuć się oszukanym i zdradzonym. Tylko…
- Skończ – Harry przerwał mu drastycznie.
- Spójrz na swoje wybujałe ego, panie nienormalny – Louis podszedł do Zayna, wyciągając mu papierosa z ust. Zaciągnął się, po czym powoli buchnął mu dymem prosto w zdezorientowaną twarz. – Ulżyło ci?
- A tobie?
- Dobra, koniec – Liam uderzył pięścią w ramię fotela. – To najmniej odpowiedni moment na sprzeczki. Zayn, nam też jest przykro serio. Ale może Louis ma rację? Mamy to wszystko przekreślić?
- Nie chcę zostawiać Leigh-Anne – cichy głos Nialla skupił uwagę wszystkich zebranych. – Cokolwiek postanowicie, ja w to wchodzę. Sam urwałbym gnojowi jaja, ale sytuacja wymaga profesjonalizmu.
- Ciężko mi na sercu, Horan. Już nas nie potrzebujesz – Harry dramatycznie otarł łzę z oka. – Naprawdę się zmieniłeś. Dojrzałeś – dodał już poważnym tonem, obdarowując przyjaciela uśmiechem. – Idę z Niallem.
- I ja.
Liam, Harry i Niall wpatrywali się w pozostałą dwójkę, która wciąż obdarowywała siebie niezbyt miłymi spojrzeniami.
- Przepraszam, że cię wyzwałem – rzucił gorzko Zayn, wpatrując się w podłogę jak skarcone dziecko. – Wcale tak o tobie nie myślę, dobrze o tym wiesz.
- Wiem.
- Więc, zgoda?
Louis z powątpiewaniem zlustrował wyciągniętą dłoń Malika. Wyjął z ust niedopałek, wkładając go z powrotem między wargi ciemnowłosego. Ścisnął jego rękę, mówiąc:
- Zgoda. Ale umówmy się, że i tak mam lepszą fryzurę niż ty.
Wszyscy zachichotali.
- Po moim trupie, Tomlinson – Zayn próbował zachować powagę, lecz mimowolnie nie mógł pohamować śmiechu.
- I jak? – Liam rozejrzał się po pokoju. – Jesteśmy razem w tym bagnie?
- Jesteśmy razem w tym bagnie – westchnął Niall, ściskając chłopaków. – Miłość jest przereklamowana…

_____________________________________________________

Jestem zmęczona, pragnę spać, więc idę spać i ma wam się podobać, bo ślęczałam po nocy! PIS JOŁ! :(

Hej! <3
Widzę, że to ja muszę odwalić "przemowę"
Dzięki patałachu! xd
Też jestem zmęczona, może dlatego rozdział jest troszkę krótszy niż poprzednie.
Po za tym szkoła daje w kość, masakra i tyle. A co tam u Was?
To tyle.
Padam
Buziaki! <3

piątek, 20 września 2013

Rozdział 17

Kilka kolejnych dni minęło bardzo szybko. Leigh i Niall byli na dwóch randkach. Raz na pikniku, a potem w restauracji. Niestety, ich pierwsze spotkanie popsuła pogoda, przez co zostali zmuszeni do siedzenia w domku. Zajadali się słodyczami i oglądali filmy, miło spędzając czas. Starali się poznawać siebie coraz lepiej. Opowiadali sobie różne historie z całego życia - niektóre smutne, inne radosne. Druga randka wypadła o wiele lepiej. Wybrali się do małej knajpki z pięknym widokiem na pobliskie góry. Przyjemnie spędzili ten romantyczny wieczór.

W tym samym czasie, tylko w innej restauracji Liam wraz z Jade jedli kolację. Niezwykle miły wieczór w swoim towarzystwie odpowiadał im bardziej niżeli przepychanki na korytarzu w wynajętych domkach. Panna Pinnock do końca wyjazdu narzekała, że przegrała zakład i musiała zapłacić swojej przyjaciółce sto funtów. Jesy natomiast od razu zaczęła roztrwaniać zarobione pieniądze.

Louis i Harry także skorzystali z chwili wolnego i wybrali się razem na stok. Mało brakowało, a wróciliby do kurortu cali połamani. Ostatniego dnia poszli na długi spacer, ciesząc się sobą. Wiedzieli, że gdy wrócą, sprawy znacznie się pokomplikują.

Zayn i Perrie wszystko sobie wyjaśnili. Na początku Edwards nie była pewna, co zrobić, lecz z czasem zdała sobie sprawę, że od dawna kocha Zayna. Nie raz już o tym myślała, ale zawsze odrzucała tę sprawę w jak najdalsze zakątki jej umysłu.

Niezastąpiona Nelson resztę wyjazdu spędziła na obmyślaniu planu. Reszta dziewczyn pozostała zajęta miłosnymi sprawami, więc to na nią spadła cała odpowiedzialność. Kiedy już wszystko sobie poukładała, zwołała zebranie, po czym wszystko przekazała dziewczynom. Misja była dość prosta i właśnie dlatego bardzo dobra. Justin zawsze lubił doszukiwać się różnych sprzeczności i zagadek, więc Jesy stwierdziła, że najlepiej pokusić się o coś mało skomplikowanego. Coś, co zaskoczy ich "wspólników".

* następnego dnia *

- Wszyscy gotowi? - zapytał Paul, stojąc przy samochodach.
- Tak - rzucił Liam, wsiadając do auta zaraz po Jade.
- My już chyba też wszystko mamy - odezwał się Zayn, prowadząc Perrie w stronę ich pojazdu.
- O nie - zatrzymała się. - Ja z wami nie jadę. Po tym, co działo się ostatnim razem, mam dość.
- Oj, nie przesadzaj. Będziemy grzeczni - uśmiechnął się Louis.
- Ta, ty szczególnie.
- Śmiało, Pezz, nie będzie tak źle. Obiecuję, że ja milczę jak grób - powiedział Malik, ciągnąc ją za sobą.
- Gdzie reszta?
- Już jesteśmy - krzyknęła Jesy, idąc przed Leigh. Szybko zapakowały wszystkie rzeczy do bagażnika, po czym wsiadły do drugiej terenówki.
- A tych dwóch debili gdzie wcięło?
- Mam dobry słuch, Paul! - warknął Harry, ciągnąc za sobą wielką walizkę.
- Jezu! Gdy tu przyjeżdżaliśmy, zaledwie cztery dni temu, miałeś o wiele mniej sprzętu - jęknął Higgins.
- Wczoraj byliśmy na spacerze i Harry oczywiście zobaczył sklep z pierdołami, który musiał wykupić do cna - załamał się Louis.
- Siedź cicho i mi pomóż.
- No już, patrz jak biegnę - zaśmiał się Tommo, zajmując swoje miejsce. Naburmuszony Styles doczołgał się do auta z wielką walizą, z trudem wkładając ją do bagażnika.

Na miejsce dojechali po ośmiu godzinach. Tak jak wcześniej, w busie, w którym jechali Niall z Jesy i Leigh było spokojnie. I tak jak wtedy, w tym drugim nie. Harry i Louis co chwilę wymyślali nowe, głupie żarty. Nawet Liam i Jade do nich dołączyli. Tylko Zayn, tak jak obiecał, był nadzwyczaj spokojny.

- Nareszcie!  - Edwards wyskoczyła z samochodu. - To był pierwszy i ostatni raz!
- Boże, Perrie, wyluzuj - zaśmiała się Jade.
- Chcesz żyć? Jeśli tak, to się zamknij - warknęła, odbierając od ochroniarza swoją walizkę.
- Chyba okres się jej zlbiża - ironizowała Jesy, na co reszta wybuchnęła solidnym śmiechem. Wkurzona Perrie, zabrała swój bagaż i wsiadła do samochodu dziewczyn.
- Będziemy już uciekać. Trzeba się wyspać, niektórzy jutro pracują - jęknęła Thirlwall, żegnając się z chłopakami.
- Po za tym musimy uspokoić Pannę Perrie wiecznie obrażoną Edwards - zachichotała Leigh, przytulając każdego z osobna. - Do zobaczenia.

- Wróciłyśmy - krzyknęła Leigh, gdy przekroczyły próg domu. Po chwili z salonu wyszła Patrycja, a zaraz za nią Justin.
- No nareszcie! - odezwał się Bieber.
- Teraz macie się wytłumaczyć, gdzie byłyście, z kim i dlaczego nic nie powiedziałyście.
- No już, już - jęknęła Perrie. Kiedy dziewczyny zdjęły buty i kurtki, wszyscy udali się do salonu.
- No mówcie! - niecierpliwił się Justin.
- Więc... Byłyśmy w Zakonanym, czy jakoś tak - zaczęła Leigh.
- Zakopane, pamiętaj, Zakopane - przerwała jej Jade.
- Jebać to. Mało ważne. Towarzyszyłyśmy One Direction.
- Mówi...
- Zamknij się, Justin i posłuchaj - warknęła Harris.
- Jak zawsze ma problem - jęknęła Nelson. - Wracając do najważniejszej sprawy, pojechałyśmy tam, żeby czegoś się od nich dowiedzieć. Poza tym jechaliśmy ze wszystkimi ochroniarzami, więc wiemy, ilu ich jest. Plus dla nas, że Niall bujnął się w Leigh. Z tego, co zauważyłam, to jest tym najbardziej naiwnym i wszystko na pewno jej powie. Nawet nam to niepotrzebne, bo już większość rzeczy same ogarnęłyśmy - uśmiechnęła się. - Ale wiadomo, każda pomoc się przyda.
Justin gwizdnął z podziwem.
- Wow - tylko tyle zdołał wykrztusić.
- Widzę, że wszystkim się zajęłyście - ucieszyła się Pati. - To w sumie dobrze, bo odwiedził nas Johnny i dał ostatnie dwa tygodnie, więc trzeba się śpieszyć.
- Wyluzujcie, jesteśmy już gotowe. Dziewczyny spotkają się gdzieś z nimi wszystkimi, zagadają, czy coś, a wtedy wkraczamy my i po sprawie.
- Dokładnie. Jesy ma rację. My się wszystkim zajmiemy - powiedziała Perrie.
- A teraz wybaczcie. Musimy pójść rozpakować torby - wtrąciła się Jade, zabierając swoją walizkę.

- Myślicie, że to kupili? - szepnęła Pinnock, gdy zamknęły za sobą drzwi od pokoju.
- Zdecydowanie tak. Widziałyście Justina i jego minę? Uwierzył na sto procent - uśmiechnęła się triumfalnie Nelson.
- To dobrze. Teraz musimy uważać, żeby nic nie zawalić. Wszystko musi być perfekcyjne. Co najważniejsze, nasze zachowanie nie może nic zdradzić - odezwała się Perrie. - Wybacz Leigh, ale przez te dwa tygodnie musisz być tą suką, którą tak bardzo nie chcesz. To tylko na czas naszego planu.
- Spokojnie, dam radę. Ukrywałam prawdziwą siebie dość długo, więc dwa tygodnie nie zrobią różnicy.
- Mam tylko jedno pytanie.Co powiedzą chłopcy, gdy tak po prostu wbijemy z pistoletami i będziemy chciały zabić Justina i Patrycję?
- Kurwa - warknęła Jesy. - O tym nie pomyślałam. Chyba nie będziemy miały wyjścia i powiemy im prawdę.
- Nawet tak sobie nie...
- Nie żartuję, Leigh! Albo teraz, albo możecie się pożegnać z chłopakami. Wydaje mi się, że jeśli dogadamy się z każdym z osobna, to będzie łatwiej przekonać ich, że nie miałyśmy złych zamiarów.
- Z tego nie wyniknie nic dobrego. Jestem pewna - jęknęła Perrie.

* w apartamencie chłopców *

- Stare śmieci – Louis westchnął pod nosem, wpakowując do szafy ostatni stos T-shirtów.  Zamknął walizkę i cisnął nią w kąt, wpadając do łóżka tuż obok Zayna.
- Spieprzaj – Malik odburknął, jeszcze głębiej zakopując się pod kołdrę.
- Suń dupę, śpiochu!
- Zróbcie mi miejsce! – Niall wpadł do sypialni z miską popcornu, wciskając się w środek.
- Jeszcze ciebie tu brakowało – zrezygnowany Zayn odsunął się pod ścianę, dzieląc łóżko z pozostałą dwójką.
- Obejrzymy coś?
- Ja chętnie! – Liam pojawił się nie wiadomo skąd, biorąc z szafki pilota.
- A teraz z drogi śledzie, bo król Styles jedzie! – Harry wskoczył na resztę, znajdując wygodną pozycją na kolanach Louisa. Liam oparł się o niego, nieco przygniatając Malika.
- Boże drogi…
- Zamknij się, Zayn, nie jesteś tu sam!
- Ooo, mają „Skyfall” w strefie dobrych cen! – Liam ignorując sprzeczkę reszty, włączył film.
- Strefa dobrych cen? Jak w MCDonalds?
- Zamknij się, Zayn!
Zapanowała chwila ciszy. Chłopcy oglądali w skupieniu, starając się nadążyć za fabułą.
- Ej?
- Zamknij się, Zayn!
- Ale…
- Zayn!
- Chssesss trocheeeeee? – Niall podsunął mu pod nos miskę z prażoną kukurydzą, sam zapychając sobie nią usta.
- Wyznałem Perrie miłość.
- Ja też – westchnął Liam, odwracając wzrok od telewizora. – Nie! Nie Perrie! – wywrócił oczami, odnajdując naburmuszoną minę Zayna.
- Byłem z Leigh-Anne na randce – Horan wzruszył ramionami, nie przestając jeść. – Fajne uczucie.
- Jesteśmy nudni, Harry – Louis poklepał Stylesa po ramieniu. - Może pofruniemy balonem?!
- Po kolei – Payne usiadł po turecku, klikając pauzę na pilocie. – Mów – skinął na mulata.
Zayn, nie racząc oderwać policzka od poduszki, wybełkotał:
- Coś mi strzeliło do głowy. Ale nie odrzuciła mnie.
- A niby czemu miałaby to zrobić? – Harry prychnął ironicznie. – Latałeś za nią, odkąd tu jesteśmy. Z wzajemnością zresztą.
- Ja to bardziej shippowałem Leigh i Nialla.
- Ej!
Liam uśmiechnął się.
- Wybacz, Malik, nie lubię się tobą dzielić.
- Awww! – Louis zachichotał. – Dobra, dobra! – podniósł ręce w poddańczym geście, wnioskując, że chyba popsuł ten moment uniesienia.
- Zeswatajmy Jesy z moim kuzynem!
- O nie, Harry! Twój kuzyn studiuje matematykę – Horan odłożył pustą miskę na stolik przy łóżku.
- I co z tego?
- Harry, kto normalny studiuje matematykę!
- Zjedzmy kurczaka.
- Ja to bym poszedł na siłownię.
- A już myślałem, że sobie szczerze pogadamy – westchnął Liam, podnosząc się i rozprostowując kości. – Idę z tobą na siłownię – dogonił Louisa i razem opuścili apartament.
- Niech sobie idą, my zamówimy pizzę – Styles pociągnął Nialla do salonu.
- Nareszcie – Malik westchnął, zakrywając się szczelnie pościelą. – Wolność…

- Malik, ktoś do ciebie! - pukanie przerwało krótką drzemkę Zayna. Wkurzony zwlókł się z łóżka, człapiąc do drzwi.
- Boże, czego?! Ohh, cześć! - uśmiechnął się, napotykając znajome niebieskie oczy.
- Musimy pogadać, Zayn.

___________________________________________________________________________
Hej! <3
Co tam u Was?
Poprzedni rozdział Wam się chyba nie podobał, bo były tylko 4 komentarze ;c
Mam nadzieję, że ten będzie lepszy ;p
UWAGA: Akcja znowu powraca! <3
Nareszcie będę mogła wrócić do zabijania, a nie tych słodkich scen, których pisać nie umiem haha ;p
Dziękujemy za ponad 4 tys. wejść <3
A teraz jeśli czytasz tego bloga to proszę zostaw po sobie komentarz. Możesz w nim napisać obojętnie co. Może być "<3" lub nawet sama kropka, cokolwiek. Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta :)
Pa! <3

Popieram apel Agnes! Miałam napisać to samo, ale uprzedziła.
I nie wierzę, że nie czytacie, bo jest tu was trochę sporoo, ja to wiem, tylko lenie z was, nie chcecie komentować. Foch z przytupem i melodyjką.
Ktoś tu ma rządzę mordu, ulala ^.^
Ogólnie to jak w szkole?
Spieszcie się kochać gimbazę, tak szybko odchodzi - dobra rada cioci Klaudii.
Trzymajcie się jakoś! :)

sobota, 14 września 2013

Rozdział 16

Następnego dnia wieczorem Jesy i Leigh-Anne postanowiły porozmawiać ze swoimi przyjaciółkami. Po kolacji, gdy chłopcy postanowili zagrać w piłkę, zaciągnęły dziewczyny na krótki spacer.
- Skoro już jesteśmy dość daleko od domku, to powiedzcie nam, po co nas tu zaciągnęłyście - uśmiechnęła się Perrie.
-Chcemy z wami porozmawiać - powiedziała Jesy.
- O czym? - zapytała Thirlwall.
- O tym całym pierdolonym zadaniu, którego nie chcę wykonywać. Polubiłam ich i naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby coś złego im się przytrafiło. Poza tym, wydaje mi się, że wy też nie chcecie już tego robić. Zawsze każdą misję wykonywałyśmy bez żadnych problemów, a teraz dla każdej jest inaczej. Na początku traktowałam to jako kolejną brudną robotę, ale to koniec. Nie będę maszyną do zabijania. Mam dość. Pamiętacie, gdy  mówiłam, że marzę o odpoczynku? Już wtedy zastanawiałam się nad zostawieniem tego wszystkiego. Teraz jestem pewna na sto procent, że nie chcę tak dłużej żyć. W ciągłym strachu przed tym, że w każdej chwili może złapać nas policja. Że ktoś da nam kulkę w łeb i po człowieku. Chcę mieć normalne życie - gdy Leigh zakończyła swój monolog, dziewczyny nie wiedziały co powiedzieć. Nie miały pojęcia, że tak się czuła. Nie wiedziały nawet o jej wrażliwości.
Jako pierwsza otrząsnęła się Jade. Szybko podeszła do Pinnock i przytuliła ją. Zaraz potem dołączyła także Perrie, a na końcu Jesy.
- Nie wie...Myślałam...Ale...Przepraszam cię. Jako dobra przyjaciółka powinnam zauważyć, że coś jest nie tak - szepnęła Thirlwall.
- Ej, nie masz za co przepraszać. To ja za długo ukrywałam się pod maską zimnej suki.
- Wiecie, musimy wymyślić bardzo dobry plan na pokonanie Justina i Patrycji - wtrąciła się Jesy. Jako jedyna myślała trzeźwo.
- Oj Jesy, Jesy. Powiemy im, że pojechałyśmy tutaj, aby Liegh-Anne mogła zbliżyć się do Nialla, bo...
- Że co? To tylko mój...
- Jeśli powiesz, "to tylko mój przyjaciel", przysięgam, jeszcze dzisiaj pójdę do niego i pokażę twoje zdjęcie w samych majtkach!
- Nie odważysz się.
- Chyba jeszcze mnie nie znasz.
- Wiesz co, Perrie, wydaje mi się, że jemu to zdjęcie wcale nie jest potrzebne. W końcu mają wspólny pokój - zaśmiała się Nelson.
- Odwalcie się - warknęła Pinnock, siadając na ławce nieopodal dziewczyn.
- Chodź tu, baranie. Perrie nie skończyła opowiadać!
Naburmuszona dziewczyna wolnym krokiem wróciła do przyjaciółek.
- A więc, powiemy im, że Niall to ten najbardziej naiwny i na pewno wszystko wyśpiewa. To samo możemy nagadać Johnny'emu. Żeby nam uwierzyli, zaczniemy wymyślać sztuczny plan, jak załatwić chłopaków. Ustalimy miejscem gdzie niby będzie One Direction i wtedy ich załatwimy. To nasza ostatnia misja i ostatnie osoby, które kiedykolwiek zlikwidowaliśmy. Wchodzicie w to?
- No jasne. Ale ja biorę Justina i jeśli któraś odbierze mi tę przyjemność, to nogi z dupy powyrywam - zagroziła Jesy.
- No chyba... - wypowiedź Leigh-Anne przerwał telefon Jade. Dziewczyna odebrała i przełączyła na głośnomówiący.
- Hej, Jade. Jak tam?
- Wszystko dobrze, a u was?
- Jak na razie okej. Gdzie jesteście i kiedy wracacie?
- Pati, możemy o wszystkim pogadać, gdy wrócimy. Mamy świetny plan. Jesteśmy blisko skończenia zadania. Tylko musicie poczekać kilka dni, a wszystko wam wytłumaczymy.
- Następnym razem jadę z wami. Jeśli do powrotu nie wyląduję w pokoju bez klamek, będzie bardzo dobrze. Justinowi ciągle odwala - zaśmiała się.
- Współczuję. Obiecuję, że wrócimy niedługo - powiedziała Jade.
- No, ja mam nadzieję, bo inaczej uduszę za zostawienie mnie z tym kretynem.
- Ja to wszystko słyszę - gdzieś z oddali dobiegł je głos Justina.
- Kończę, bo jesteśmy z chłopakami i właśnie nas wołają.
- Dobra. Odezwijcie się jeszcze - powiedziała Patrycja, a następnie rozłączyła się.
- Wow! Nie wiedziałam, że umiesz tak dobrze kłamać - zaśmiała się Jesy.
- Lata praktyki, skarbie - uśmiechnęła się.
Resztę spaceru dziewczyny spędziły na wygłupach. Choć na chwilę udało im się zapomnieć o wszystkich problemach.

- Jesteś kretynem Louis - zachichotał Harry.
- Może pomógłbyś mi wstać, a nie - oburzył się Tomlinson.
- No już, już - podał rękę starszemu chłopakowi, ciągnąc go do góry.
- Gdzie idziemy?
- Możemy przejść się nad to małe jeziorko, które pokazywałem ci wczoraj - uśmiechnął się Styles, łapiąc dłoń Louisa.

- Wow, ślicznie tu - zachwycił się Louis, gdy byli już na miejscu.
- W dzień nie byłoby już tak ładnie. W nocy jest o wiele lepiej.
- Tak, tak widzę. A teraz chodź tutaj i mnie przytul, bo zimno - uśmiechnął się Tommo. Styles podszedł do chłopaka. Niestety, nie przewidział jego planów i już po chwili leżał w lodowatej wodzie.
- Zemsta - zaśmiał się, uciekając.
- Niech cię tylko dorwę - warknął Harry, biegnąc za nim. - I tak nie uciekniesz daleko. Jestem szybszy - krzyknął. Chłopak zniknął z jego pola widzenia, lekko strasząc Hazzę. - Louis? Gdzie jesteś? - brak odpowiedzi. - Louis, to nie jest śmieszne, wychodź natychmiast! - znowu nic. - Kurwa, Louis! - przestraszył się. - Louis! - krzyknął znowu, po czym usłyszał za sobą stłumiony śmiech.
- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny.
- Jesteś pojebany.
- Przecież to tylko żart.
- Zajebiście śmieszny. Myślałem, że ten ktoś tu jest i mógł ci coś zrobić - warkną, a z ust Louisa natychmiast zszedł uśmiech. Niepewnie podszedł do Harry'ego.
- Przepraszam... Nie chciałem. Myśl... Przepraszam - szepnął, spuszczając głowę w dół.
- Nigdy więcej, okej? - zaczął Styles - Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało. - szepnął, całując go w czoło. - Przytuliłbym Cię, ale jestem teraz cały mokry.
- Walić to - powiedział Lou i wtulił się w ciało zielonookiego. Stali tak przez chwilę. Nie przeszkadzał im chłod i zimno. Ignorowali fakt, że na pewno będą chorzy.
- Wracamy? - ciszę przerwał głos Harry'ego.
- Okej - zaśmiał się Louis, przyciągając młodszego do delikatnego buziaka. Po chwili oderwali się od siebie, a następnie zaczęli kierować się w stronę ich domku.
- Ciesze się, że tu jesteśmy - rzucił Harry. - Tutaj nikt nam nie zabrania bycia sobą, nie ma Modest, nie ma zakazów, jesteśmy tylko prawdziwy my. Chciałbym, żeby tak było zawsze, żebyśmy mogli być wolni. Boję się, że gdy wrócimy do UK, nie przetrwamy tych wszystkich zakazów
- Harry...
- Tak, wiem. Pamiętam, co mi wtedy mówiłeś, ale i tak się boję. Nie chcę stracić tego, co mamy, nie chcę stracić Ciebie.
- Nie stracisz, Hazz. Będę o nas walczył. Za długo czekałem na to wszystko, żeby teraz zwyczajnie zrezygnować. Wiem, że gdy wrócimy do UK, nie będziemy wolni, ale to tylko do zakończenia umowy. Gdy się skończy, zabiorę cię na prawdziwą randkę, tam, gdzie będą ludzie i wtedy pokażę wszystkim, że Harry Styles jest mój - uśmiechnął się. - Zobaczysz, pewnego dnia cały świat zobaczy, jak mi zależy.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję - skwitował, całując delikatnie usta młodszego chłopaka. - Kocham Cię, wiesz? - powiedział, odrywając się od niego.
- Ja Ciebie też, Boo.

Kiedy dziewczyny wróciły do domu, Leigh od razu wróciła do pokoju. Weszła do środka, zauważyła Nialla siedzącego na krawędzi łóżka.
- Czemu się... - przerwała, widząc strugi łzy na jego policzkach. - Boże, Niall, co się stało? - podeszła do łózka i przytuliła go.
- No bo ja....ale...tak
- Co jest? Mi możesz powiedzieć, pamiętaj o tym.
- Wiem. Po prostu...tak jakoś myślałem o tym wszystkim i...
- Nie kończ, wiem o co chodzi -westchnęła. - Posłuchaj mnie uważnie. To nie twoja wina, że Julia nieżyje. To ten pojebany facet ją zabił. Raczej wiedziała, co może się stać, gdy złożyła  zeznania na policji. Wiem, że złamanego serca nie da się szybko wyleczyć, ale ja Ci pomogę. Od tego ma się przyjaciół.
- Nie chce żebyś była tylko moją przyjaciółką - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Zszokowana Pinnock nie wiedziała, jak odebrać jego słowa.
- Ale jak to? - zapytała po chwili.
- Chodzi mi o...  Czuję się niewierny względem Juli. To dzieje się szybko i... - zaczął niepewnie. - Nie znam cię długo, ale lubię cię. Może troszkę więcej niż lubię. Zależy mi na naszej znajomości, ale nie chce od razu angażować się jak Liam i Jade lub Perrie i Zayn. Chciałbym zabierać Cię na randki, aby lepiej Cię poznać, a dopiero potem myśleć, co będzie dalej - skończył, a Pinnock siedziała w ciszy i osłupieniu.
- To gdzie idziemy na randkę?
- Co?
- Powiedziałeś, że chcesz zabierać mnie na randki, więc pytam, gdzie idziemy.
- Czyli się zgadzasz?
- Pewnie - uśmiechnęła się.
- Może być piknik jutro? - zapytał, rumieniąc się.
- Mi pasuje - przytaknęła.

* następnego dnia *

- Co bierzecie?
Perrie, Zayn, Liam, Jade i Jesy siedzieli przy stoliku w zacisznym kącie podhalańskiej restauracji.
- Kurczaka!
-  Na śniadanie? – Perrie wywróciła oczami, ze znudzoną miną przeglądając menu. – Poproszę naleśniki na słodko.
Liam przytaknął, zwracając się do Jade.
- To samo – uśmiechnęła się, zamykając kartę.
- Kurczak, dwa razy naleśniki, dla mnie jajecznica i…
- I tosty – dokończyła Nelson.
- Okej. Idę zamówić.
- Pomogę ci – Jesy podążyła za Paynem w kierunku lady. – Liaś?
- Tak?
- Czy ty i Jade to już oficjalne, bo nie wiem, czy wygrałam zakład.
- Proszę?!
Liam stanął jak wryty, o mało nie potrącając kubka ze słomkami na blacie.
- Leigh uważa, że sprawy wyjdą na wierzch za dwa tygodnie z hakiem. Ja uwierzyłam w twoją romantyczną naturę i postawiłam sto funtów na akcję w czasie tego wyjazdu. Podkreślam, Liaś, sto funtów – uśmiechnęła się triumfalnie, dzwonkiem przywołując obsługę.
- A-a-ale…
- Żadnego ale. Wiesz, ile mogę kupić za tyle forsy? Bierz sprawy w swoje ręce! Tik-tak – palcem wskazała zegar wiszący nad półkami pełnymi kufli i filiżanek.
- Siucham?
- Poprosi-si-si… - dziewczyna zamarła, tracąc równowagę. Zdezorientowany Payne, podtrzymał ją za ramiona, skonsternowany wzrok przenosząc na kelnera.
- Wszyśko w poziondku?
Ciemnowłosy chłopak z wyraźnie skandynawskim akcentem wyciągnął dłoń w kierunku Jesy. Przyjęła ją, wracając do stabilnej pozycji, jednak wciąż gapiła się na niego oczami wielkimi jak spodki.
- Pani słabo? – zapytał łamanym polskim, próbując wyrwać rękę ze ściskających ją mocno palców Nelson.
- Czy on wyznaje mi miłość? – szepnęła w stronę Liama, uśmiechając się, jakby wygrała na loterii. – Powiedz, że jest piękny.
Liam westchnął głośno, składając zamówienie. Z Jacksonem, co wywnioskował z plakietki na uniformie, dogadał się polsko-angielsko-szwedzkim. Z trudem odciągnął Jesy z powrotem, tłumacząc, że Jackson wcale nie zaoferował jej randki.
- Wygląda jak Bradley Cooper – rozmarzyła się, powłóczając nogami w stronę stolika.
- Nigdy nie widziałem cię takiej... dziewczęcej? – Payne zachichotał, w skupieniu przyglądając się brunetce. – Ty masz uczucia, wow. Dobra! – podniósł ręce w poddańczym geście, kuląc się pod jej morderczym spojrzeniem. – Wiem, że masz uczucia! Jade mówiła o pogrzebie twojego psa, na którym płakałaś…
- Zamknij się, jeśli chcesz jeszcze żyć – zagroziła mu, ruszając przodem.
- Nareszcie, co tak długo?
- Jesy podry…
Liam ugryzł się w język, wciskając się między Zayna i Perrie, byle tylko nie siedzieć przy Nelson i jej chęci morderstwa.
- Kelner zbyt dobrze nie zna angielskiego – wzruszył ramionami, potulnie ignorując zwycięski uśmieszek Jesy.

- Umieram! – Zayn oparł się o ścianę, odsuwając od siebie talerz.
- Mówiłam, że kurczak to zły pomysł – Perrie uszczypnęła go w policzek, w odwecie otrzymując solidną porcję łaskotek. – Dobra, już dobra!
- Trzeba zapła…
- Ja pójdę! – Jesy zerwała się z miejsca, przeciskając się między stolikiem a kanapą.
- Bóg ją podmienił czy co?
- Nie chcesz wiedzieć – Liam odwzajemnił uśmiech Thrilwall, powoli wstając. – To co? Wypadałoby wracać na stok, czas nas goni.
- Piekielne narty.
Malik nie był fanem sportów ekstremalnych. Po godzinnej dawce przewracania się i zatrzymywania wyciągu, stwierdził, że to nie dla niego. Przegłosowany przez resztę, musiał niestety kontynuować przygodę z „patykami i kawałkami plastiku”.
Podążyli do wyjścia, rozglądając się przy drzwiach.
- Gdzie jest Jesy? – Jade westchnęła, narzucając kurtkę.
- Na pewno zaraz przyjdzie – Liam mimowolnie odgarnął jej włosy, które utknęły pod miękkim materiałem narciarskiego płaszcza. – Przepraszam – odkaszlnął znacząco. – Taki fetysz.
- Nic się nie stało – uśmiechnęła się, a rumieńce lekko przyozdobiły jej policzki.
- Możeposzłabyśgdzieśzemną?
- Proszę?
Zawstydzony Liam ponowił pytanie, tym razem znacznie wolniej.
- Zastanawiałem się, czy może… - zająknął się. – M-może miałabyś ochotę pójść… Ze mną pójść. Tam…
- Tam?
- Tam, tam… Do sklepu?
- Do sklepu? – zachichotała. – Tak, Liam, chętnie pójdę z tobą gdziekolwiek.
- Tak?
- Tak, głupku.
Uśmiechnął się, ukazując niewielkie dołeczki w policzkach.

Tymczasem Zayn i Perrie na zewnątrz oczekiwali reszty przyjaciół.
- Chyba im się nie spieszy – Zayn chuchnął w zmarznięte dłonie. Pogoda w górach bywała zdradliwa. – Nie jest ci zimno?
- Może trochę – Perrie mocniej naciągnęła czapkę, chowając ręce w kieszeniach.
- Masz – Malik wyjął z plecaka grubą bluzę z kapturem.
- Nie, zmarzniesz na stoku i…
Zniecierpliwiony Zayn obrócił ją wokół własnej osi, w międzyczasie narzucając na ramiona ciepłe okrycie.
- Lepiej? – uśmiechnął się, unosząc brew.
- Dziękuję – blondynka odwzajemniła gest. Stanęła na palcach, składając na policzku czarnowłosego delikatnego buziaka.
- A to za co? – zmarszczył czoło i prychnął ironicznie.
- Za całokształt, panie Malik.
Odeszła w stronę oszkolnych drzwi restauracji, w której jedli przed chwilą śniadanie.
- Perrie?
Przystanęła w progu, przywołana dziwnym, pełnym wątpliwości głosem Zayna. Spojrzała na niego wyczekująco. Chłopak pokręcił głową, jakby próbował odsunąć od siebie niechciane myśli.
- Mam tu czekać wieczność? – wzruszyła ramionami, odwracając się na pięcie.
- Kocham cię, Perrie.
Edwards w zawrotnym tempie obejrzała się przez ramię.
- Ja chyba źle usły…
- Jesteśmy!
Liam, Jade, Jesy i…
- Ooo, a to kto? – Zayn, zakłopotany, przerzucił wzrok z Perrie na wysokiego, przystojnego mężczyznę u boku Jesy.
- To jest Jackson.
- Hola! – chłopak uśmiechnął się przyjaźnie, machając w kierunku Zayna.
- Ho-la? – Malik uśmiechnął się, co jednak bardziej przypominało grymas.
- Jackson jest z Norwegii i mówi po hiszpańsku!
- W kasie mówił po szwedzku i po polsku – Liam westchnął, razem z Jade prowadząc „wycieczkę”.
- Dlaczego pan kelner Jackson, który mówi w każdym języku idzie z nami na narty?
- Ich finde Jesy such a good seniorita.
- Dobry boże – Perrie przeżegnała się w dramatycznym geście, doganiając resztę.
- Ohhh, Jackson – Nelson z udawanym zmieszaniem, machnęła ręką. – C’mon!
- Rozumie angielski?
- Trochę. Czy to ważne? – Jesy wzięła chłopaka pod rękę, prowadząc go za resztą. Jackson obrócił głowę w stronę Zayna i pomachał mu.
- Hasta luego, Zayn! („do zobaczenia” z hiszpańskiego, ja światowa!)
- Yyyy, hasta hasta!
Malik dogonił Perrie, próbując zignorować tę niebywałą sytuację.

- Uwaaagaaaaaa! – Jade i Liam gnali środkiem trasy zjazdowej, mijając Zayna w zaspie śnieżnej i nadąsaną Perrie, która próbowała wydobyć chłopaka ze śniegu.
- Widzisz? – Jesy wskazała na mijającą ich parę. – Trzeba było wybrać sobie inny „kierunek” – zachichotała, pomagając Edwards.
- Oh, ty dowcipna – Perrie uśmiechnęła się sceptycznie, wydobywając Malika na powierzchnię.
- Wsyśko w poziondku?
Jackson potraktował zgromadzonych swoim firmowym uśmiechem, sprawiając, że zarówno Nelson jak i jej przyjaciółce zmiękły kolana. Chłopak jednak zignorował je, przyglądając się Zaynowi.
- I can enseigner you fahren! (Mogę nauczyć cię jeździć – angielsko-francusko-niemiecki xD)
- Yyyy, yes! Yes! – Zayn przytaknął ochoczo, kompletnie nie rozumiejąc, co mówi Jackson.
- Let’s go! – mężczyzna pociągnął go za sobą na stok. Przerażony Malik, kiedy zrozumiał, na co się zgodził, krzyknął, że chce wracać, lecz najwyraźniej polszczyzna Jacksona nie była doskonale opanowana.
Jesy i Perrie chichotały, pokładając się ze śmiechu.
- Skąd żeś go wytrzasnęła?
- Wpadłam mu w oko, jak zamawiałam śniadanie.
- Mhm – mruknęła blondynka, z powątpiewaniem mierząc przyjaciółkę.
- Tak było! – broniła się brunetka. – Przysięgam! Bariera językowa nie stanowi problemu.
- Ymm, Jesy?
- Czego?
Zayn podszedł do nich z jedną nartą w dłoni, a drugą na nodze.
- Nie chciałbym się martwić, ale Te amo to bardzo uniwersalny zwrot, który rozumiem.
- Hęę?
Skonsternowana Jesy zmierzyła wzrokiem Malika, który z przestrachem i fałszywym uśmiechem odsunął się od Jacksona.
- Wszyśko w poziondku?
- You te amo Zayn? – Perrie o mało co nie przewróciła się ze śmiechu.
- Me gusta Zayn! He’s good Junge! (Junge – chłopak z niemieckiego chyba xD)
- You like… - sposobami niewerbalnymi Edwards próbowała wyciągnąć z Jacksona wymarzoną informację.
- Jesteś gejem?! – krzyknęła Nelson
- Matko boska! – Zayn uciekł w popłochu, po drodze wpadając w zaspę, z której niedawno uratowały go dziewczyny.
- Ja klar!
- Przecież mnie kochałeś! – warknęła, biorąc w dłoń kij od sprzętu narciarskiego. – Ty podła kreaturo!
- Jesy, Jesy wyluzuj.
- Perrie, on jest gejem! – spojrzała na przyjaciółkę, a następnie od stóp do głów zmierzyła wzrokiem uśmiechniętego Jacksona, który najwyraźniej nie zdawał sobie z niczego sprawy. – Niech cię tylko dorwę! – ruszyła biegiem za Norwegiem. Chyba zrozumiał, że zrobił coś nie tak.
- Seniorita, wszyśko w poziondku!
- Wszyśko do dupy, lachociągu! Wszyscy jesteście tacy sami!
- Ymmm – Zayn wydostał głowę z kupy śniegu. – Ktoś mnie uratuje?
Perrie strzeliła młynka oczami, ściągając narty i siadając obok zaspy.
- Podziwiaj to, ten chłopak może niedługo zginąć…

- Mogłam urwać mu jaja! Albo lepiej! Powiesić za jaja na drucie kolczastym i patrzeć jak zwisa z trzystu metrów!
- Aua – Liam skrzywił się, obejmując Jade ramieniem.
Zaczęło się ściemniać, więc postanowili wrócić do ośrodka. Cała drogę zmuszeni byli wysłuchiwać lamentów Jesy na męską populację.
- Może ja zostanę lesbijką!
- Jesy, Jesy… - Perrie westchnęła, ciągnąc za sobą Zayna, który wyglądał niczym stolica nieszczęścia i cierpienia.
- O, jesteście już!
Paul wyszedł im naprzeciw.
- Szukałem was. Pojutrze wracamy. Jakiś fan widział was na stoku. Plus ktoś doniósł policji o bijatyce – zmierzył Jesy wzrokiem, kręcąc głową.
- Jasne – Jade skinęła głową, zmierzając w stronę sypialni. – Idę pod prysznic, do zobaczenia na kolacji!
- Idę z tobą – Payne, jak na posłusznego sługę przystało, podążył za dziewczyną. – Do pokoju, nie pod prysznic – bąknął bardziej sam do siebie.
- Co się lampisz?! – Jesy minęła Paula, skręcając do swojego pokoju.
- A tej co?
- Wszyscy są tacy sami – westchnęła Perrie, biorąc Zayna pod ramię. – Chodź, lamo, idziemy spać!
- Ja kontaktuję!
- Taaak – jęknęła z pogardą. – Dobranoc, Paul!

_____________________________________________________________
ALOHA!
Więc:
1. Pieprzyć szkołę.
2. Nie zdam z matmy.
3. Przepraszam za błędy, ale moja dzisiejsza korekta jest do dupy, bo prawie zasypiam.
4. Pieprzyć szkołę. 
ALOHA! 
Cuckoo :)

Hej :)
Nie zwracajcie uwagi na wypowiedź Cuckoo, bo coś jej odwala dzisiaj xd
Ten rozdział jest zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich xd
Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Komentujcie <3
Agnes