sobota, 14 grudnia 2013

Druga część opowiadania

Hej kochani! <3
Wraz z Cuckoo chce Was zaprosić na kontynuację naszego opowiadania.

http://dont-forget-where-you-belong-ff.blogspot.com/

PIERWSZY ZWIASTUN


DRUGI ZWIASTUN


Mam nadzieję, że będziecie czytać <3
Zwiastuny robiłam sama.

Buziaki!
Agnes <3

sobota, 30 listopada 2013

Epilog

*Rok później*
Przez rok wiele się zmieniło. Chłopcy upierali się, żeby dziewczyny nie pracowały. Choć nie chciały się zgodzić, w końcu uległy. Louis użył mocnego argumentu, na który nie było żadnej wymówki. I teraz, gdy One Direction jest w trasie, dziewczyny siedziały w domu, nie robiąc nic konkretnego. Po prostu cieszyły się życiem.
Zazwyczaj spotykały się w domu Zayna i Perrie. Oni jako pierwsi postanowili się wyprowadzić. Potem Jade wraz z Liamem wyruszyli "na swoje". Louis i Harry także znaleźli nowy dom. Dopiero miesiąc temu Niall i Leigh zostawiły poprzednie mieszkanie dla Jesy.
Kiedy fani dowiedzieli się, że Zayn, Niall i Liam są w związkach, byli troszkę zawiedzeni. Niektórzy wysyłali dziewczynom wiele obraźliwych komentarzy, jednak większość zaakceptowała fakt, że ich idole znaleźli sobie kogoś, z kim są szczęśliwi.

- Dziewczyny, co robimy? - zapytała Jesy.
- Nie mam pojęcia...
- Chodźmy gdzieś, gdziekolwiek. Od kilku tygodniu nie byłyśmy na zakupach! - odezwała się Leigh.
- Ale...
- Chodzi mi o takie prawdziwe zakupy, Jade. Mamy w sumie dużo pieniędzy, więc możemy zaszaleć.
- Ja jestem za - pisnęła podekscytowana Thirlwall.
- No to ruszamy tyłki do samochodu - krzyknęła Edwards.
Dziewczyny zabrały wszystkie potrzebne rzeczy, po czym wyszły z domu i udały się do samochodu. Do galerii dojechały po dwudziestu minutach. Biegały od jednego do drugiego sklepu, poszukując rzeczy, które im się spodobają. Gdy każda znalazła coś dla siebie, mogły wrócić. Tym razem pojechały do mieszkania Jesy.
- Czemu nie zamknęłaś drzwi, gdy wychodziłaś? - zapytała Perrie, wchodząc do środka.
- Zamkne... O kurwa! - krzyknęła Nelson, gdy zrozumiała, co tu się dzieje. - Na górę! Szybko! - dodała, wbiegając na piętro. Dziewczyny stały przez chwilę zdezorientowane, lecz finalnie ruszyły za przyjaciółką.
- Co ty odwalasz? - odezwała się Jade.
- Nasza broń, nie ma jej.
- Jaka broń?
- Schowałam ją, nie umiałam jej wyrzucić. Była tu, a teraz jej nie ma.
- Dziewczyny, co to jest? - powiedziała Leigh, podchodząc do stolika, na którym leżała koperta.
Otworzyła ją i zaczęła czytać treść listu.

Moje drogie!
Chyba zapomniałyście dla kogo pracujecie. 
Jeśli myślicie, że zabicie Justina i Patrycji daje wam wolność i spokój, bardzo się mylicie. 
Nie lubię, gdy ktoś sobie ze mną pogrywa.
Nie lubię, gdy ktoś mnie oszukuje. 
Powinnyście wiedzieć to już dawno.
Doprowadzam wszystko do końca. 
Lepiej pilnujcie chłoptasiów, bo ktoś lub coś może wyrządzić im krzywdę. 

Johnny                                            

- O mój boże. On wrócił - szepnęła Jade.
- To niemożliwe. To nie może być prawda. Nie, nie, nie! Ja nie chcę.
- Leigh, spokojnie - Perrie przytuliła swoją przyjaciółkę. - Wszystko będzie dobrze.
- Wy się do tego nie mieszacie, ja to załatwię. 
- Nie, Jesy, jesteśmy w tym razem.
- Nie! Tym razem jestem tylko ja, nie chcę, żeby coś wam się stało! Koniec rozmowy! - warknęła Nelson, po czym wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. 

______________________________________________________________
Nareszcie doczekaliście się epilogu haha ;p
Opowiadanie kończy się w ten sposób, ponieważ mamy przygotowany pomysł na kontynuację.
Więc chcecie dalszej części? :)
Z ankiety wynika, że tak, ale chcemy wiedzieć, kto na pewno będzie to czytał :)
Po za tym dziękujemy za prawie 6400 wyświetleń i 139 komentarz! <3
To cud, ze tyle z nami wytrzymaliście ;p
PS. Przepraszamy, że tak długo nie dodawałyśmy, ale wystąpiły pewne problemy ;c

Kochamy Was!
Cuckoo i Agnes <3

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 22

- Tak, wszystko fajnie, pięknie, tylko wiecie, gdy mówiłam odwieźcie nas do domu, miałam na myśli nasz dom – powiedziała Leigh, wysiadając z samochodu.
- Przecież jesteście w domu. Coś nie tak? – odezwał się Louis.
- Tak jakby. To jest wasz dom, więc…
- Chyba nie myślicie, że będziecie mieszkać w tym małym mieszkanku – wtrącił się Zayn, przerywając wypowiedź Perrie.
- Chwila, moment! Skąd wiesz jakie jest nasze mieszkanie? – zdziwiła się Jade.
- No bo… Tak jakby…Wszystkie Wasze rze… rzeczy są już u nas…w...w domu – odpowiedział, jąkając się.
- Chyba tym razem nas przechytrzyli. Kiedy to zrobiliście? – zapytała Jade.
- Mało ważne. To jak, zgadzacie się? – spytał Liam.
- W sumie, czemu nie – powiedziała Edwards.
- Hura – pisnęła Pinnock.
- Ja pierdole, błagam litości – wtrąciła się Jesy, po czym weszła do nowego domu.
- Trzeba jej kogoś znaleźć – uśmiechnęła się smutno Thirlwall.
- Tylko spróbujcie, a nogi z dupy powyrywam – krzyknęła ze środka. – I nie myślcie sobie, że żartuję – na chwilę wychyliła się zza drzwi, po czym znowu zniknęła.
Chłopcy pokazali dziewczynom ich pokoje. Oczywiście nie obyło się bez kłótni. Ostatecznie największą sypialnię zajęła Nelson, jęcząc na to, że będzie musiała mieszkać z tyloma parami. Dziewczyny, niestety, nie miały jakichkolwiek argumentów.

- Nareszcie w domu – Louis wskoczył na łóżko w swoim pokoju. – Chwila! – szepnął, wstając. - Harry Jebany Chuju Edwardzie Pierdolony Styles! - wydarł się na cały dom. – Gdzie są wszystkie moje rzeczy!?
- Skąd wiedziałeś, że to moja sprawka? – w pokoju pojawił się zielonooki.
- Gdzie są moje rzeczy?! – warknął.
- U mnie w pokoju…to znaczy teraz to jest nasz pokój.
- Czy ciebie przypadkiem…chwila, co?!
- Chyba nie myślałeś, że będziesz w innym pokoju niż ja. Poza tym Leigh-Anne musi gdzieś spać.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię nienawidzę?
- Nie.
- To teraz to... - nie dokończył, ponieważ Harry zamknął mu usta pocałunkiem.
- Nadal mnie nienawidzisz? - zapytał, odrywając się od niego.
- Muszę się nad tym... - znowu wpił się w usta Louisa, tylko tym razem bardziej zachłannie.
- A teraz?
- Nie… - znowu to samo.
- Teraz musisz zmienić zdanie - oderwał się od niego.
- Jeszcze raz – powiedział Tommo, przyciągając go za koszulkę.
- Moje shipperskie serduszko – w pokoju pojawiła się Leigh. – Wiecie, że was kocham, ale teraz wypad, chcę się rozpakować.
- Dobra, już dobra – zaśmiał się Louis.
- Na razie – dodał Harry, po czym obaj wyszli z pomieszczenia.

- Perrie, odłóż to! – krzyknął Zayn, gdy dziewczyna podniosła ogromne pudło ze swoimi rzeczami.
- Nie – warknęła.
- Perrie!
- Zayn, uspokój się! Nic mi się nie stanie!
- Ale…
- Pezz, poddaj się, on i tak nie odpuści – w salonie pojawiła się Jesy.
- Ona ma rację, nie odpuszczę – uśmiechnął się zwycięsko.
- Nienawidzę was – burknęła Edwards, oddając karton Malikowi.
- Gdzie Leigh? – zapytała Jade, podchodząc do przyjaciółki.
- Zmyła się gdzieś z Horanem.
- Oni są kochani – zaśmiała się Thirlwall.
- Chyba zaraz się porzygam – jęknęła Nelson.
- Jesy, nie udawaj, znam cię i wiem, że nie zawsze jesteś taka…
- Siedź cicho, jeśli chcesz żyć.
- Tak, tak, jasne. Pod maską „mam wyjebane” kryje się dawna Jesy – uśmiechnęła się, po czym wyszła, zostawiając Nelson z własnymi myślami.

- Zayn, jeśli to ty, to lepiej…Ah, to wy – powiedziała Perrie, kiedy zobaczyła w drzwiach Jesy i Jade. – Co tu robicie?
- Mamy w planach iść za kilka dni na zakupy, piszesz się?
- Jasne, że tak.
- W końcu będziemy mogły odpocząć. Nareszcie życie bez codziennego strachu – odezwała się Thirlwall.
- Mam nadzieję, że tak zostanie już zawsze. Nie chcę do tego wracać.
- Ja tak samo. Szczerze powiedziawszy, to miałam dość tego wszystkiego – powiedziała Jesy, a dziewczyny myślały, że się przesłyszały. Nelson jako jedyna nie chciała rozstawać się z ich wcześniejszym trybem życia. – No i co się tak gapicie? Człowiek ma prawo zmienić zdanie – zaśmiała się, a Perrie i Jade jej zawtórowały.


* następnego dnia *

- Zayn?
Malik przewrócił się na drugi bok, pochrapując pod nosem.
- Zayn do cholery!
- Spieprzaj, jestem wampirem.
Perrie westchnęła, ściągając z chłopaka kołdrę.
- Boże, Syberia!
- Syberię to ja ci zrobię, jeśli się nie podniesiesz!
- Zaraz, no… Ooo – przecierając zaspane oczy, ze zdziwieniem rozejrzał się po swoim pokoju. – Posprzątałaś?
Zrezygnowana Edwards potrząsnęła głową, stawiając na stoliku kubek mocnej kawy.
- Nie zapowiadało się, żebyś ty to zrobił.
- Jesteś aniołem – puścił do niej oczko, pociągając łyk gorącego napoju. – Boże, jest ósma rano…
- Masz spotkanie z zarządem.
- Z kim?
- Mnie nie pytaj – wzruszyła ramionami. – Modest czy coś, ja nie wiem. Sprawy zawodowe. W każdym razie powinieneś być gotowy za 20 minut.
- 20 powiadasz?  To wystarczająco dużo czasu, żeby…
- Boże, Zayn!
Malik pociągnął Perrie za rękę, wrzucając ją do łóżka obok siebie.
- Zayn! Na miłość boską, nie łaskocz mnie!
- Wszystko w porządku?
Cali roztrzepani wynurzyli się spod kołdry, lekko zdezorientowani przyglądając się Jesy.
- Mmm… Tak, jasne – Perrie poprawiła kitkę, podnosząc się.
- Jedziemy na zakupy, kiedy chłopcy pójdą do roboty. Zabierasz się?
- Pewnie!
Jesy z powątpiewaniem zlustrowała najpierw Zayna, potem swoją przyjaciółkę, po czym z niemrawym uśmiechem wycofała się z pokoju.
- Dzięki, Zayn, naprawdę.
- No co?! – rozłożył ręce w poddańczym geście. – Byliśmy w miarę grzeczni.
- Jeszcze by brakowało, żeby znaleźli nas w innej sytuacji. O fuuj, nie – wzdrygnęła się, odganiając od siebie ręce chłopaka.
- Nie byłoby fajnie?
- Mamy inne poczucie humoru – spojrzała w górę, napotykając iskierki w ciemnych tęczówkach. Uwielbiała fakt, że Zayn całkowicie się wyluzował. Był zupełnie innym człowiekiem, odkąd wszystko się skończyło. Bardziej cieszył się małymi rzeczami w życiu. – Idź pod prysznic – pogładziła go po policzku, odwracając wzrok. – Spóźnisz się.
- Coś jest nie tak, Perrie? – Malik oparł się o framugę oddzielającą łazienkę i sypialnię.
- Nieee – zaprzeczyła energicznie. – Jest…
- Co się dzieje? – przerwał, wyrywając jej z dłoni pościel, którą zaczęła składać. – Nie taką Perrie lubię najbardziej.
- No bo ja… - zawiesiła się. Zayn cierpliwie czekał, nie ponaglając. – No bo to wszystko… Zayn, ty nie masz przymusu teraz się mną opiekować.
- Co? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się zmartwionej twarzy blondynki.
- Nie wiem, jak się czujesz z tą całą sytuacją, bo w ogóle ze mną o niej nie mówisz, ale wróciliśmy do domu. I teraz wszystko jest inaczej. Nie musisz dłużej czuć jakiejś odpowiedzialności względem mnie i dziewczyn. I…
- Hola, hola – Zayn przyłożył jej palec do ust. – Ten twój lekarz na pewno przepisał ci dobre leki? – z lekką ironią spojrzał na gojące się ramię Perrie.
- Nieważne, zapomnij…
- Stój – Zayn pociągnął ją za nadgarstek, przyciągając do siebie. – Perrie – podniósł jej podbródek, tym samym zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Nie mam pojęcia, co ci strzeliło do głowy. Nie wiem, czemu Jesy tak dziwnie się na mnie spojrzała, nie wnikam, o czym z nią rozmawiałaś.
- Jesy mi powiedziała…
- I wszystko jasne – Malik skwitował na chwilę obserwując sufit. – Posłuchaj, Jesy jest mądra i dużo myśli. I to rozważne z jej strony, ale czasami po prostu przesadza i wiem, że patrzy na facetów sceptycznie, ale Perrie. Niezależnie od tego, co się wydarzy, ja już nie pozwolę ci odejść. Za dużo mnie z tobą łączy. Uratowałaś mi życie, na miłość boską, Edwards! – uśmiechnął się. – Kocham cię i nie musisz się martwić o nic więcej. Nieważne, co będzie jutro, za tydzień, liczy się teraz.
Perrie nieśmiało przytaknęła. Odwróciła się, wracając do przerwanej czynności. Kiedy Zayn już miał wejść do łazienki, poczuł ciepłe dłonie obejmujące go od tyłu.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
Uśmiechnął się niepewnie, odwracając się do niej przodem. Uklęknął na jedno kolano, patrząc jej głęboko w oczy.
- Zayn, coś ty…
- Ciii – Malik odkaszlnął znacząco. – Może zwariowałem, może uznasz mnie za debila, ale… Perrie Louise Edwards, chciałbym przekonać cię do mojej dozgonnej miłości względem ciebie…
- Zayn!
- Wyjdziesz za mnie?
Perrie podrapała się po karku, uciekając wzrokiem.
- A pierścionek?
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – Zayn zaklął pod nosem.
- Chwila! – oboje podskoczyli, ze zdziwieniem odnajdując Louisa, który owinięty ręcznikiem opuścił ich łazienkę.
- Co ty tu robisz, kretynie?
- Wody nie miałem u siebie – wywrócił młynka oczami. – A teraz ratuję ci dupę – rzucił w niego małą rzeczą.
- Co to jest?
- Kapsel od Tymbarka, obrączka zapasowa – wzruszył ramionami. – Daj jej go.
- Ale się nie zgodziła.
- Perrie, zgódź się!
- Co się dzieje.. Ohh – Liam stanął w drzwiach, z konsternacją marszcząc czoło. – Zayn, czy ty…
- Co robi Zayn? – Niall wychylił głowę zza drzwi.
- Może jeszcze Harry – burknął pod nosem Zayn.
- Impreza beze mnie? – jak na zawołanie z łazienki wyszedł Styles.
- Co wyście robili w naszej łazience?! – Zayn jęknął zdegustowany. – Albo nie, nie chcę wiedzieć.
- Zgadzam się.
- Nigdy więcej nie kąpcie się w mojej… Co? – Zayn ze zdziwieniem wpatrywał się w Perrie.
- Powiedziałam, że się zgadzam.
- O rajciu! – Horan zagryzł wargę w podekscytowaniu.
- Możesz pocałować pannę młodą!
- Louis – Styles wywrócił oczami – To nie ten moment…
Leigh, Jesy i Jade, zwołane harmiderem, pojawiły się w malutkim pokoju Zayna.
Pinnock pisnęła głośno, wskakując Niallowi na barana
- Czy oni się?
- Zaręczyli! – klasnęła uradowana Jade.
- O boże – Jesy zrobiła minę ala Simon Cowell, w skupieniu oceniając sytuację. – Jak romantycznie – prychnęła.
- Cicho bądź, zgodziła się już?
- Dostanę ten pierścionek? – Perrie zagryzła wargę, ignorując przyjaciółki.
Zayn przytaknął zaskoczony, wciskając na jej palec kapsel od Tymbarka.
- Najpiękniejszy na świecie – zachichotała, wieszając się Zaynowi na szyję. Przytulił ją, podczas gdy reszta wiwatowała, a Liam płakał, bo wzruszały go śluby. Nawet jeśli to dopiero zaręczyny.
- Przekonałem cię? – Malik szepnął do ucha blondynki.
- Jak nigdy wcześniej.
Nie bacząc na towarzystwo reszty i zniesmaczone okrzyki Louisa, pocałowali się, pieczętując swoje oficjalno-nieoficjalne zaręczyny.

__________________________________________________________________
ostatni rozdział. epilog i koniec. smuteczek mnie ogarnął.
tak wielki, że nie mam o czym pisać.
Agnes chce mnie zabić, ale tak bardzo pragnęłam zaręczyć Zerrie, potrzebuję wsparcia, haha!
komentujcie!
PS. "Salute" jest cudowne!

Hej! <3
MASZ WPIERDOL GNIDO ZA TE ZARĘCZYNY!
no to tyle ode mnie dla Cuckoo

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał <3
Komentujcie!
Agnes <3

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 21

- Looooouis!
Harry ruszył naprzód. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu biegł.
- Ani się waż!
Widząc spluwę wymierzoną prosto w jego kierunku, zatrzymał się, z wrogością i przerażeniem obserwując dziewczynę, którą skądś kojarzył, lecz nie potrafił sobie przypomnieć. W nagłym przypływie odwagi zrobił jeden krok dalej.
- Jeszcze raz i nie zawaham się ani minuty dłużej – warknęła Harris.
- Louis… - na drugim końcu polany Niall dopadł Tomlinsona i ze łzami w oczach próbował go obudzić. – Louis, do cholery, nie żartuj!
Jesy zagryzła wargę, wzrok przenosiła od Patrycji i Harry’ego między zrozpaczonego Horana i Zayna, który cofał się głębiej w las, totalnie spanikowany.
- To nie tak miało być! – Niall podniósł wzrok na pełną poczucia winy Nelson. – Ty podła… Kłamałaś!
- Niall…
- Ty suko!
- Niall, panuję nad wszystkim, okej?
- Nie, mam dość! – blondyn podszedł do niej. – Dawaj – skinął na broń. – Do boju!
- Chcę iść do Louisa, zejdź mi z drogi, tępa dzido!
Skonsternowana Jesy kompletnie straciła rachubę nad tym, co działo się po drugiej stronie polany.
- Musisz mi zaufać, Niall – poklepała Horana po ramieniu, mijając go. Zatrzymała spojrzenie na Louisie, po czym wzięła głęboki oddech i wkroczyła do akcji.
- Patrycja!
Dziewczyna odwróciła się od Harry’ego, który szybko wykorzystał sytuację. Puścił się biegiem, jednak nie spodziewał się mocnej fali uderzenia z lewej strony.
- Nie spiesz się tak – Justin pchnął go na ziemię, kolano przycisnął do pleców Stylesa, unieruchamiając go. – No, brawo, Jesy! – spojrzał na rozłożone na trawie ciało Tommo. – Jeszcze tylko czwórka.
- Czwórka? – Patrycja zmarszczyła brwi. – Gdzie jest czwarty do cho…
Głuchy odgłos wystrzału zatrzymał jej słowa. Nie dane jej było nigdy ich dokończyć.
- Co do psiego gówna… - Justin obserwował dziewczynę, która osunęła się na ziemię, broń upuszczając w wysoko rosnące trzciny.
- Liam… - cichy szept opuścił przerażone wargi Nialla, który zmaterializował się całkiem niedaleko.
Payne stał w kępie drzew, osłonięty konarem, trzymając pistolet, z którego przed chwilą wystrzelił. Liam Payne zabił Patrycję Harris.
- Jest okej – Jade uścisnęła jego ramię. Wraz z Leigh i Perrie pojawiły się na polanie.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?! – Pinnock wydarła się, roztaczając głośne echo. – Boże, Louis…
- Kłamałyście – pisnął Niall.
- Ale ja…
- Kłamałaś!
Leigh-Anne nie wiedziała, co powiedzieć. Nie uwierzyłby, że w planach nie było śmierci nikogo z nich. Zbyt wiele razy zawiodła jego zaufanie.
- Wy podłe suki – warknął Justin, swoją spluwą mierząc do dziewczyn. – Wiedziałem! Czułem to, ale nie… Patrycja kazała mi wam zaufać. I co, kurwa?! Wącha trawkę od spodu!
- Poddaj się, Bieber i przestań pieprzyć! – Nelson wycelowała w niego od tyłu.
- Jeden na ośmioro, to bardzo nie fair – zrobił sztuczną skruszoną minę. – Chłopaki! – krzyknął w zarośla.
- Kto? – Perrie z przestrachem obserwowała jak niedalekie krzaki poruszają się. Ziemia dosłownie zadrżała jej pod stopami.
Justin polizał spierzchnięte usta. Coś było nie tak. Za długo to trwało.
- Jezu…
Jade zakryła wargi dłonią, obserwując dziesięciu ochroniarzy One Direction, a każdy z nich targał za sobą jeszcze większego i bardziej rosłego mężczyznę. Każdy z nich miał znajomą twarz.
- Pan Winston – szepnęła Perrie, przyglądając się pierwszemu. – Mój pracodawca.
- A to – wskazała Leigh – Edward, pracował w spożywczym przy naszej ulicy.
- Ann? – Liam zmarszczył czoło. – Była trenerką fitness na siłowni. O co tu chodzi?
- Byliście pod stałym monitoringiem – odezwał się Paul, który pojawił się za tabunem mężczyzn. – A ta śliczna młoda dama – wskazał na Nelson. – Pomogła nam ich dorwać.
Jesy uśmiechnęła się, dołączając do przyjaciółek.
- Wiedziałaś?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Powiedzmy, że miałam swoją własną część planu.
- Dość tego… - jęknął Justin. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Naładował magazynek i obrócił się na pięcie.
- Jesteś idiotą, nie masz już…
- Ani się waż! – wypowiedź Jesy przerwał przerażony jęk Perrie. Wyrwała do przodu, biegnąc w stronę Zayna.
- Pożegnaj się z panem Malikiem.
Zayn, który trzymał się na uboczu, przełknął głośno. Nie wiedział, co robi. Po prostu tam stał i patrzył jak Justin pociąga za spust. Zamknął oczy, gotowy na uderzenie. Jednak nic takiego nie nadeszło. Stał tam jeszcze chwilę, wyłączając się na wszelkie bodźce z zewnątrz.
- Perrie!
- Jezu Edwards! – warknął Justin. – Niszczysz mi plan!
Malik odważył się uchylić powieki. Przez moment nie wiedział, co się dzieje. Liam totalnie osłupiały podtrzymywał płaczącą Jade. Leigh i Jesy stały w totalnym szoku. Niall i Harry obserwujący sytuację z niedaleka, wpatrywali się równie skostniali i pozbawieni wszelkich emocji.
- O boże, Perrie! – jęknął, nachylając się nad blondynką.
Perrie leżała na ziemi, wciąż przytomna. Zayn uklęknął i oparł ją o swój tors.
- Perrie – szepnął, obserwując krew moczącą jej jasny sweter. – Perrie.
- J-j-jest okej – zająknęła się, dłonią zakrywając bark. Syknęła cicho. – Jest okej – powtórzyła.
- Boże, Perrie, masz nauczkę – warknął Justin. – Ty chyba serio przeżywasz jakąś nastoletnią miłość, że rzuciłaś się między kulę, a jakiegoś nieudacznika.
Perrie i Zayn zdawali się go nie słuchać. Dziewczyna siedziała kompletnie zszokowana, podczas gdy Zayn rozerwał swój T-shirt, tworząc prowizoryczną opaskę uciskową na ramieniu blondynki.
- Będzie dobrze – potarł jej policzek, starając się jak najszczelniej zabezpieczyć ranę. Bandaż już po paru sekundach zamókł czerwoną cieczą. – Będzie dobrze – przytulił ją, wzrok przenosząc na kłótnię rozgrywaną na środku łąki. Ochrona stała z boku, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Trzymali pod lufą sprzymierzeńców Justina, których sposobem odnaleźli, gotowych do akcji zabójstwa całego zespołu.
- Zayn?
- Tak?
- Zayn, czy nic ci nie jest?
- Ty wariatko – Malik pokręcił głową, całując ją w czoło. – Uratowałaś mi życie.
- Justin, możesz tego uniknąć – jęknęła Leigh-Anne zbliżając się na środek polany. Instynktownie przesunęła się przed Nialla i Harry’ego, na wszelki wypadek osłaniając ich. – Możesz się poddać i krzywda ci się nie stanie.
- Słyszysz siebie, Pinnock? – splunął. – Ja się nigdy nie podda… Co? -  wzruszył ramionami na zszokowaną minę Leigh. – Tak, moja przemowa jest boska, wiem, ale to nie powód, byś rozdziawiała jadaczkę.
- Żegnaj, Justin.
Skonsternowany Bieber obrócił się w pośpiechu.
- Co się dzieje…
- Miło było cię poznać.
Jeden strzał i chłopak leżał. Padł trupem, co aż dziwne, biorąc pod uwagę jego wybujałą osobowość.
Polana wypełniła się traumatyczną ciszą. Wszyscy wpatrywali się w zabójcę Justina, nie wiedząc, czy to sen, czy może jakieś „Nickelodeon Pranks”.
- Dobra robota! – klasnęła Nelson, przesyłając z chłopakiem żółwika na odległość.
- Matko boska – Harry upadłby, gdyby nie brunet, który podbiegł i podtrzymał go w pasie.
- Spokojnie, Curly, mam cię – uśmiechnął się. – Przepraszam, nie chciałem – przytulił go do siebie, widząc jak oczy zachodzą mu łzami. – Już jest w porządku.
- Boże, o co tutaj chodzi?! – Niall oparł się o pobliskie drzewo łapiąc się za serce. – Louis… - szepnął. – Louis… Ty tam… Przecież…
Tomlinson rozpiął kurtkę, ukazując im kamizelkę kuloodporną wysokiej klasy.
- Zaplanowaliśmy to – wzruszył ramionami, wciąż próbując dojść z Harrym do ładu.
- Co? – Liam ocknął się z zadumy, rozglądając się po pobojowisku.
- Ja i Jesy wiedzieliśmy, że jeśli wam powiemy, nie dacie rady.
- Po prostu kiepskie z was aktorzynki – skwitowała Nelson, pocierając ramię skołatanej Leigh-Anne. – Louis udawał śmierć, żeby dać im świadomość, że wygrywają, że nie kantujemy. Rozważcie to – westchnęła. – Trudniej byłoby ich zatrzymać, gdyby nikt nie zginął przez pierwsze pięć minut walki.
- Rozsądnie – Jade kiwnęła głową, opierając się o ramię Liama. – Ale… A Perrie…
- Boże – krzyknął Louis. – Myślałem, że tego już psychicznie nie wytrzymam i po prostu wstanę – skierował wzrok na drugą stronę polany, gdzie Zayn przytulał Perrie, nad którą pochylał się jeden z ochroniarzy wykwalifikowany w kwestii udzielania pierwszej pomocy.
- Ja… Ja… - Harry zająknął się. – Ja cię, kurwa, zabiję! – odepchnął od siebie Louisa, ruszając w stronę Perrie z przekrwionymi od płaczu oczami.
Louis westchnął za nim, jednak postanowił go nie gonić.
- Przejdzie mu – uśmiechnął się cierpko.
- Myślałem, że wykrakałem twoją śmierć – jęknął Niall, wtulając się w barki wyższego o kilka centymetrów chłopaka. – Boże, Louis, nie odchodź ode mnie.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziecie, mowy nie ma! – zachichotał, przytulając każdego po kolei. – Swoją drogą… O co chodzi z Liamem bohaterem, hm? – zapytał, kiedy ruszyli powolnym krokiem w dół  wzgórza, asekurowani przez ochronę.
- Nie chciałem, żeby Jade ją zabiła – wzruszył ramionami, idąc szybciej. – Ja sprawdzę jak Zayn – odszedł, zostawiając resztę w tyle.
- Nie poradzi z tym sobie – jęknęła Jade. – Co ja narobiłam…
- Wyrwał ci broń z ręki, nie było czasu się kłócić – westchnęła Leigh. Spojrzała tęsknie na Nialla, który skołowany szedł na końcu grupy.
- Perrie? – Louis uklęknął obok, przyglądając się wciąż wstrząśniętej dziewczynie. – Perrie, wszystko w porządku?
- Cieszę się, że żyjesz, Louis – odpowiedziała niemrawo, przytulając go delikatnie jedną ręką.
- Ałł – syknęła Jesy, przyglądając się ramieniu przyjaciółki. – Drasnęło cię, moja atomówko – uśmiechnęła się nieśmiało. – Przepraszam.
- Nie, dobrze zrobiłaś – Edwards pokiwała głową. – Masz łeb na karku i twój plan wypalił.
- Louis, ty sukinsynu, chodź tu!
Głos Harry’ego przebił się ponad tłumem nieco zrelaksowanych przyjaciół.
- Harry, odłóż ten tasak! Skąd go w ogóle… Harry, stój! – Louis puścił się biegiem, uciekając przez Stylesem.
- Teraz naprawdę polecisz pobiegać z aniołkami, skoro ci tak spieszno! – wrzeszczał Styles, goniąc Tomlinsona po całej łące.
Reszta zaśmiała się. Wszyscy zmęczeni opadli na zimną i mokrą trawę.
- Czyli to koniec? – zapytał nieśmiało Liam, obejmując Jade.
- To koniec - szepnął Zayn, który wciąż poruszony czynem Perrie, opiekuńczo podtrzymywał ją, jakby bał się, że w każdej chwili zemdleje. Nic dziwnego, w końcu miała kulę w swoim ramieniu.
Wszyscy zajęli się sobą. Rozmawiali i śmiali się, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że jeszcze chwilę temu uciekli przez śmiercią. Dosłownie.
- Chodź, Perrie – Paul pojawił się jak Filip z Konopii. – Mamy specjalistę, wyjmie ci to gówno z ręki.
- Idę z tobą – Zayn podążył za nimi, a reszta w skupieniu obserwowała jak znikają w wielkim namiocie. Skąd on się tu w ogóle wziął?
- Przepraszam – Niall przykuł uwagę wszystkich. – Nie chciałem cię pochopnie oskarżać – Jesy tylko pogładziła jego ramię, przytakując. Wróciła do rozmowy z Jade i Liamem, dając mu chwilę dla siebie i Leigh.
- Przepraszam – skierował wzrok w stronę Pinnock. – Że…
- Cii – zakryła mu usta dłonią. – Jest w porządku. To ja powinnam cię…
- Może kolejna randka, póki nikt nie chce nas zamordować?
Leigh uśmiechnęła się.
- Zgódź się – podpowiedział jej Louis, który wyczerpany biegiem przełajowym, w końcu przekonał Harry’ego, by wybaczył mu ten krótki epizod.
- Zgadzam się – wtuliła się w ramię Horana, wzdychając z ulgą.
- To kto jest głodny? – Louis rozejrzał się po pozostałych. – Może to zły moment, ale rozpaliłem grilla!
- Tomlinson!
Wszyscy wybuchnęli serdecznym śmiechem. Za to kochali Louisa. Za to kochali przebywać w swoim towarzystwie.

*następnego dnia*

- Nareszcie wracamy do domu – pisnęła Leigh, pakując swoje rzeczy.
- Chcę już do mojego łóżka! Mam zamiar nie wychodzić z niego przez cały najbliższy miesiąc – westchnęła Jade.
- Przez miesiąc? Serio Thirlwall? – odezwał się Louis.
- Po nazwisku, to po pysku.
- Patrz, jak się ciebie boję – powiedział z udawanym przerażeniem.
- Lou, ona była płatnym zabójcą – wtrącił się Niall.
- I to zmienia postać rzeczy. Wiesz, że cię kocham, Jade! – przytulił dziewczynę.
- Tak, jak Ciebie też, Tomlison – zaśmiała się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – w pokoju pojawił się Liam.
- O nie! Trzeba uciekać – krzyknął Tommo, na co Jade wybuchnęła śmiechem.
- Perrie! Zostaw to! Ja zaniosę – powiedział Zayn, wchodząc do pokoju zaraz za Edwards.
- Zayn! To nie pierwszy raz, kiedy nie mam sprawnej ręki. Wcześniej musiałam z tym żyć, więc błagam, nie skacz przy mnie, jakbym była dzieckiem – warknęła zirytowana. Podeszła do szafy i wyjęła z niej walizkę, którą zaraz zabrał jej natrętny Malik. – Zayn! Jeśli w tej chwili się nie uspokoisz, przysięgam, że z przyjemnością cię zamorduję.
- Kochasz mnie, więc tego nie zrobisz – uśmiechnął się triumfalnie.
- A zakład?
- Perrie? Zaczynam się ciebie bać.
- I bardzo dobrze – warknęła, zabierając torbę z rąk chłopaka. Jakby nigdy nic, zaczęła się pakować. Malik postanowił dać jej chwilę wytchnienia, ale tylko chwilę. Nie chciał, żeby coś gorszego się stało.
- Gotowe – w drzwiach pojawiła się Leigh wraz z Jesy. – Walizki są już w samochodzie.
- A wy co? Jeszcze nie spakowane?  - Nelson wywróciła oczami i wyszła. Zaraz za nią podążyła reszta, aż w pokoju pozostali wyłącznie Zayn i Perrie.
- Przepraszam – szepnął Malik. – Po prostu staram się pilnować, żebyś nie nadwyrężyła ręki.
- Wiem i bardzo to doceniam, ale nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz coś mi się stało, więc umiem sobie radzić – powiedziała spokojnie blondynka, zamykając walizkę.
- Niby tak, ale... - westchnął. - Mimo to nie chcę, abyś się przemęczała. Zostałaś postrzelona zaledwie wczoraj i wciąż nie chciałaś pójść do lekarza.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Zayn? – zaśmiała się Perrie. – Pójdę do szpitala z raną postrzałową? Myślisz, że nie chcieliby wiedzieć kto to zrobił? Mam doświadczenie, więc po prostu mi zaufaj.
- Ufam, ale…
- Nie ma żadnego ale, a teraz chodź – powiedziała, po czym zabrała walizkę z łózka. Gdy napotkała błagalny wzrok mulata, poddała się. – Dobra, wygrałeś! Masz! – oddała mu torbę. – A teraz zjeżdżaj, póki nie mam noża pod ręką – zaśmiała się, wychodząc z pokoju. Udali się przed dom, gdzie czekała już reszta przyjaciół. Edwards zamknęła drzwi kluczem, po czym wyrzuciła go do małej rzeczki płynącej obok tej brudnej rudery.

- Nadal jesteś zły? – zapytał Louis, siedząc obok swojego chłopaka.
- A ty byś nie był na moim miejscu?!
- Hazz, nie chcę tego – szepnął. – Spójrz. Wyjeżdżamy stąd. Wracamy do domu. Powinieneś się cieszyć.
- Cieszę się, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie cię nienawidzę.
- Ej, tak to się bawić nie będziemy – powiedział stanowczo. – Wiesz, że musiałem.
- Mogłeś mi powiedzieć.
- Nie, nie mogłem. Nie obraź się szkrabie, ale jesteś beznadziejny w udawaniu. Pamiętasz "iCarly"? - wzruszył ramionami. - Poza tym, to było dla dobra wszystkich. Dzięki temu nic poważniejszego się nie stało.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę z tobą gadać – odezwał się, próbując ukryć uśmiech. Louis zauważywszy, że Harry pęka, postanowił to wykorzystać.
- Ale... – zrobił smutną minę. – To znaczy, że mam sobie iść? Dobra – dodał smutno. Harry nie wytrzymał, kiedy Louis patrzył na niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Oj, chodź tu, debilu – zaśmiał się, przyciągając go do siebie. Przytulili się mocno, po czym Harry pocałował Louisa - delikatnie i z uczuciem.
- Kocham cię – szepnął Tommo.
- Ja ciebie też – uśmiechnął się Styles. Wczoraj przeżył najgorszy dzień swojego życia. Tak bardzo bał się, że straci tego małego skrzata. I chociaż był naprawdę wściekł, wiedział, co kierowało Louisem. Spojrzał w dół, a jego oczy spotkały się z błękitnymi kochanymi tęczówkami Tomlinsona.

- To jak się dzielimy? – zapytał Liam.
- Tak jak ostatnio? – powiedziała Jade.
- Mi pasuje – odezwał się Zayn.
- Nam też – krzyknął z samochodu Harry.
- A mi nie! Pierdolę to, jadę z nimi. Nigdy więcej w waszym samochodzie – warknęła Perrie.
- Pezzia, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie samej z tymi wariatami. Przecież ja wyląduję w pokoju bez klamek.
Blondynka z powątpiewaniem zlustrowała swoją przyjaciółkę, lecz w ostateczności zgodziła się pojechać z nią i chłopakami. Nawet nie żałowała swojej decyzji, bo całą drogę na lotnisko panował spokój. Louis i Harry siedzieli wtuleni, Liam i Jade byli pochłonięci rozmową, a Zayn spał oparty o jej ramię. Perrie otrzymała chwilę na spokojne rozmyślanie o tym, co przeżyła.

- Prywatny samolot? Trzy razy tak, przechodzi dalej! – krzyknęła Leigh, kiedy usłyszała propozycję Paula. Zwykłe samoloty były dla nich dość ryzykowne. Wszyscy szybko zgodzili się na tę opcję. Jak się okazało, wyposażenie było bardzo ekskluzywne.
- Jezu, jestem w niebie – westchnęła Jesy, wskakując na pierwsze siedzenie przy oknie. Louis i Harry zajęli miejsca zaraz za nią. Po drugiej stronie usiedli Jade i Liam oraz Zayn z Perrie. Cała podróż do Londynu minęła im na wygłupach. Nie przejmowali się już tym, że coś może się wydarzyć. Chcieli wymazać ostatnie miesiące z głowy. Teraz mogli znowu spokojnie odżyć. Chłopcy wrócą do koncertowania i spotkań z fanami. Dziewczyny jeszcze nie wiedziały, jak ulokować plany po stracie pracy, jednak czuły, że przyszłość przyniesie im coś dobrego.

- Louis, zostaw to! – krzyknęła Perrie, gdy Tomlinson chciał założyć na siebie jej bieliznę – A ty co się śmiejesz!? Pomógłbyś mi.
- N…no… już…i…idę – wydusił Zayn, nie przestając się śmiać.
- Kocham cię, Louis, naprawdę! – odparła Leigh, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ja tu jestem – wtrącił się Niall.
- Dobra! Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Zapnijcie pasy, zaraz lądujemy – w pomieszczeniu pojawił się Paul. Wszyscy szybko wykonali jego polecenie. Byli podekscytowani tym, że za kilka minut zawitają do domu...

_______________________________

Cześć!
Więc... Taki mały troll z Louisem, mój pomysł, wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać, hahaha.
Dobra, dużo z was płacze i jęczy pod rozdziałami, że to już koniec. Uwierzcie, mnie też ciężko zostawić to, nad czym pracuję od maja. Soboty z Agnes na skajpaju umilają mi czas, naprawdę. Dlatego też...
Wszystko w waszych rękach.
Czy chcecie kontynuacji? Z boku macie ankietę, wystarczy zagłosować. Mamy parę niedokończonych wątków, z których można stworzyć sequel. Jeśli jesteście zainteresowani, śmiało!
Jedyny warunek byłby taki, że raczej nie pisałybyśmy co tydzień. Nadrabiałybyśmy treścią, ale obie zaczęłyśmy liceum, a to nie jest łatwy kawałek chleba. Uwierzcie. Kto też jest w szkole wyższej, ten wie.
Zamykam jadaczkę.
Liczę na was!
Komentujcie!
Kocham was!
Kukułcia

Hej! <3
Więc tak jak napisała Klaudia wszystko w Waszych rękach. Głosujcie w ankiecie, macie na to około dwóch tygodni. Dodamy epilog i wtedy zobaczymy ile jest głosów za, a ile przeciw :)
PS. Po raz pierwszy nie chce mi się spa o godzinie trzeciej. C U D ;p
Kocham Was! <3

sobota, 26 października 2013

Rozdział 20

- Hej - do apartamentu One Direction wparowały cztery dziewczyny.
- Nie miałyście być przypadkiem w jakimś sklepie z bronią? – zapytał Niall.
- Byłyśmy i mamy już wszystko, więc teraz musicie nam to gdzieś schować – powiedziała Jesy.
- My? Niby…
- Dobra, daj to – Harry przerwał wypowiedź Liama, odbierając od Nelson duży pakunek. Zaniósł go do pokoju obok i schował do szafki zamykanej na klucz.
- To co teraz?
- Nic, idziemy do naszego niby domu, pogadamy z Justinem i damy wam o wszystkim znać – odezwała się Perrie.
- Im szybciej to zrobimy, tym szybciej będziemy mogli wrócić do Londynu – dodała Jade.
- Nareszcie! – krzyknęła Leigh.  – Mam dość tego kraju, i miasta, i tej nory Justina.
- Ja tak samo. Kocham tutejszych fanów, ale nie ma to jak w domu – wtrącił się Zayn.
- A więc, plan jest taki… - wypowiedź Jesy przerwało pukanie. Liam podszedł do drzwi i otworzył je. Chwilę potem w salonie pojawiła się Patrycja. Lekko zdezorientowana widokiem dziewczyn, wpatrywała się w nie przez chwilę, po czym otrząsnęła się i chciała wejść do pierwszego pokoju, aby go sprzątnąć.
- Nie! – krzyknął Louis, podbiegając do niej. – Tam nie wolno wchodzić.
- Ale jak to?
- No... No... No bo... No bo tam...
- Daj spokój, idę tam!
- Nie, nie, nie możesz, bo... bo tam są rzeczy, których nie chcesz oglądać.
- Jakie rzeczy? Co ty pieprzysz?
- Pieprzę Harry'ego. To znaczy... - uderzył się w czoło. - Ja z Harrym tam... No wiesz...
- Co ja? - Styles zdezorientowany zmarszczył brwi.
- Ja i Harry urządziliśmy tam sobie pokój zabaw.
- Co sobie urządziliście?!
- No wiesz...
- Dobra! Przekonałeś mnie! Nie chce tam wchodzić! –krzyknęła przerażona Harris. – To może ja przyjdę potem.
- Tak, tak, to jest dobry pomysł – odparł Louis. Dziewczyna szybko zabrała swoje rzeczy i wyszła z ich apartamentu.
- Pokój zabaw? Serio Lou? – powiedział Harry, podchodząc do swojego chłopaka.
- Miałbyś lepszy pomysł? – zapytał Tomlinson.
- Nie, raczej nie – zaśmiał się. – Ale to wcale nie taki głupi pomysł, pomyślimy o tym po powrocie do Londynu – szepnął mu na ucho, po czym cmoknął go w policzek i zniknął w sypialni. Louis stał w osłupieniu jeszcze przez kilka minut, analizując słowa Styles’a. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to właśnie powiedział. A podobno to on ma głupie pomysły.

- No, my już się zbieramy – powiedziała Jesy, gdy wszystko sobie ustalili. – Trzeba to przekazać jeszcze temu debilowi i jego wspólnikom – jęknęła. – Do zobaczenia jutro – dodała i pożegnała się z chłopakami. Dziewczyny zrobiły to samo i wyszły zaraz za nią. Zeszły na dół, po czym wyszły z budynku. Gdy udały się na parking, zauważyły Patrycję z Justinem. Podeszły bliżej, przysłuchując się ich rozmowie.
- Oni mają coś w tym pokoju – szepnęła Harris.
- Niby co? Proszę cię, to tylko pięciu małych chłopców, którzy są bez…
- U nich w pokoju były też dziewczyny.
- Że co, kurwa? – warknął Bieber.
- Czy ja niewyraźnie mówię? Jade, Jesy, Perrie i Leigh tam były – powiedziała, akcentując każde słowo.
- Czyli nas oszukały. Jebane…
- Wystarczy! – krzyknęła Nelson, wychodząc z ukrycia. – Do samochodu i to już!
- Ale ja muszę...
- Chuj mnie to, do auta i to już. Dwa razy nie będę powtarzać! – warknęła, patrząc na Patrycję. Dziewczyna lekko przestraszone wsiadła do samochodu. Pinnock, Edwards i Thirlwall ruszyły do drugiego auta.
- A ty co? Mam Ci specjalne zaproszenie wysłać?
- Jeb się Nelson.
- Przegiąłeś, gówniarzu, albo wsiadasz do tego pierdolonego samochodu, albo ja w tej chwili wyciągam broń i rozwalam twoją główkę – powiedziała wściekła. Justin zauważył, że dziewczyna nie żartuje, więc szybko udał się do auta, w którym czekała już Patrycja. Jesy jakby nigdy nic wsiadła do drugiego samochodu. Odpaliła silnik, po czym ruszyła z piskiem opon.

- Siadać – warknęła Nelson, gdy tylko przekroczyli próg salonu. – Była umowa, że wszystkim się zajmiemy, tak?
- No tak – powiedziała cicho Patrycja.
- Więc po jaką cholerę wymyślacie jakieś historyjki na nasz temat?! Gdybyśmy chciały was załatwić, to dawno byśmy to zrobiły!
- Ale...
- Zamknij się, Bieber, dobrze Ci radzę. Nie wiecie, po co u nich byłyśmy, więc po co w ogóle o tym rozmawiacie?! Może to wy chcecie załatwić nas, co?! Może teraz ja i dziewczyny sobie podyskutujemy na wasz temat?!
- Jesy, wyluzuj.
- Ty się już lepiej nie odzywaj, Perrie, okej? – zwróciła się do przyjaciółki, po czym znowu spojrzała na Justina i Patrycję. – Nawet nie wiedzieliście, że mamy zamiar zrealizować nasz plan.
- Jaki znowu plan?
- Już jutro One Direction zniknie raz na zawsze.

* następnego dnia * 

Niall stał przy barierce na ogromnym tarasie. Oparty o balustradę wpatrywał się w czarny samochód, do którego Louis i Harry próbowali upchnąć pięć namiotów, wielki grill i przenośną lodówkę. Śmieszyło go, jak normalnie wygląda da scena – jakby wyjeżdżali na normalny kemping, podczas gdy prawdopodobnie niedługo staną oko w oko z prawdziwym wyzwaniem.
- Co robisz?
Liam przestraszył go, podchodząc bliżej i wpatrując się w miejsce, gdzie od paru minut utkwiony był wzrok Horana.
Niall wzruszył ramionami.
- Wiesz… - westchnął. – Po prostu nie chciałbym znów kogoś stracić w ten weekend.
- Niall… - Liam zająknął się. – Ja…
- Nie, przecież dobrze wiem, że  czujesz to samo.
Payne nie mógł zaprzeczyć. Położył dłoń na ramieniu blondyna, uśmiechając się, kiedy Louis uderzył Harry’ego namiotem, przez co Styles wylądował w bagażniku.
- Sam widzisz – Niall kontynuował, tym razem uważnie obserwując Payne’a. – Są tacy uroczy, że zaraz rzygnę, a nie mogę przestać myśleć…
- Że wrócimy do domu bez któregoś z nich – dokończył brunet.
- Tak…
Niall westchnął, odwracając się tyłem i opierając o ciemne kraty balkonu.
- Mam dobre przeczucie, Niall. – Horan popatrzył na chłopaka z powątpiewaniem. – Naprawdę. Będzie dobrze, no bo… Nie bez powodu to wszystko się dzieje, tak? – Niall wciąż mierzył go niepewnym spojrzeniem. Liam jęknął. – Oh, no Niall! Przecież nic nie dzieje się bez przyczyny!
- Nie bez przyczyny osoba dla mnie ważna okazała się płatnym mordercą?
- Nie bez przyczyny trafiliśmy tutaj, do tego hotelu. Nie bez powodu Perrie zakochała się w Zaynie. Nie bez powodu poznała nas z dziewczynami i nie bez powodu dziewczyny się zmieniły – poprawił go Payne.
- Eeeeeej!
Obaj obrócili się słysząc krzyki z dołu.
- Chodźcie tutaj, bo Harry chce prowadzić, a Harry karygodnie nie może prowadzić, jeśli chcemy dojechać w jednym kawałku!

* parę godzin później *

- A to?! – Zayn krzyknął na całą polanę, próbując złożyć czerwony namiot dla siebie i Perrie. – Gdzie mam to położyć?!
- Matole, to są konstrukcje podtrzymujące ściany! – westchnął Harry.
- Ale to nie działa!
- Boże dopomóż – jęknął Styles, biegnąc na drugą stronę łąki. – Pomogę ci, nie drzyj się.
Po długiej i mozolnej trasie w końcu dojechali do oddalonego od miasta pięknego miejsca, w którym miał odbyć się punkt kulminacyjny tego wszystkiego.
- Gdzie w ogóle podziały się dziewczyny? – Niall szepnął do Louisa, starając się rozniecić ognisko. – Leigh popatrzyła na mnie takim dziwnym wzrokiem i wtedy gdzieś poszły.
- Wydaje mi się, że spotkać się gdzieś z tymi… No wiesz – Louis wykrzywił usta w grymasie. – Oficjalnie zapomniały z auta kosmetyczki.
Horan przytaknął, rozpakowując jedzenie do podgrzania.
- Czyli mam się zachowywać, jakby za parę minut nie wskoczył tu psychopata z bronią?
- Niall, na miłość boską, stul dziubuś, proszę cię! – syknął Tommo, zakrywając mu usta. – Są niedaleko.
- Skąd wiesz? – Horan zmarszczył brwi przestraszony.
- Nie, nie, nie, nie – Louis zaprzeczył energicznie. – Nie denerwuj się. Po prostu… Tak mi się powiedziało.
- Ale…
- Niall, zamknij się i nie utrudniaj mi tego.
Blondyn zamilknął więc, wracając do swojej pracy.
- Przepraszam, Niall – po paru minutach milczenia Louis nie potrafił opanować poczucia winy. – Jestem dziś nerwowy.
- Jak wszyscy – zaśmiał się Irlandczyk. – Rozumiem.
- Nie powinienem był, prze…
- Lou… Nie ma o czym… Boże, Louis za tobą!!!

- Ale jak to tak?!
Zayn stał strapiony na środku wielkiego pobojowiska. Kiedy namioty chłopaków były już gotowe i wyposażone, jego tarzał się w trawie. Perrie go zabije.
- Zayn, po prostu…
- Nie umiem się na tym skupić! – mulat kopnął stos czerwonego materiału, siadając na wystającym z trawy kamieniu. – Nie potrafię udawać, że jest w porządku, kiedy to nic, ale to nic nie jest w porządku, Harry!
- Ciszej – Styles rozejrzał się dookoła. Na chwilę jego wzrok spoczął na Louisie, o którego tak bardzo się martwił. – Wiem, że to trudne, ale pomyśl sobie, że dzisiaj to wszystko się skończy. Już dosłownie za sekundkę będziemy mogli wieść normalne życie. Powoli zapomniałem, jak ono wyglądało.
Malik zagryzł wargę, wpatrując się w swoje splątane dłonie.
- Nie – pokręcił głową. – Przecież dzisiaj któryś z was może zginąć.
- Na pewno będzie…
Głośny krzyk Nialla przerwał ich rozmowę.
- Boże, Louis za tobą!!!
Zayn zerwał się na równe nogi. Harry rzucił sprzęt, jednak nim oboje zrozumieli, co się dzieje, było już za późno.
Ten plan nie miał się tak skończyć!
Cichy krzyk Harry’ego z trudem opuścił jego gardło:
- Louuuuuuuis!

- Zaczynałem się niecierpliwić – Justin ukryty między krzewami z nietęgą miną powitał zbliżające się dziewczyny.
- I jak? – Patrycja ze znacznie większym entuzjazmem wyłoniła się zza pobliskiego konaru.
- Ciszej – syknęła Nelson. – Wszystko pod kontrolą. Niczego się nie spodziewają. Możemy przystąpić do akcji.
- Nareszcie! – Bieber zacisnął pięść w zwycięskim geście. – Do roboty! – zakomenderował, ruszając naprzód.
- A może najpierw jakaś taktyka? – niepewnie wtrąciła się Jade.
- Oh, zapomniałbym. Wybaczcie, jestem bardzo szczęśliwy – ironizował Juss.
- Ja byłabym równie uradowana, mogąc zniszczyć twoje śliczne uzębienie – warknęła Jesy. – Do rzeczy, nie możemy tak po prostu wpaść na pole z pistoletami. Bum, bum, szakalaka, poddajcie się! – zasalutowała jak rasowy żołnierz.
- Właśnie dlatego Jesy to ciebie uważam za godną rozpoczęcia tego zadania.
- Co? – Perrie o mało co nie udławiła się własną śliną.
- Ale jak to? – Leigh posłała mu równie skonsternowane spojrzenie.
- Jesy zajdzie ich pierwsza, tutaj, od tej strony.
- Tam jest mój namiot. Tam jest namiot mój i Nialla – jęknęła Pinnock.
- A może lepiej…
- Cicho, Thrillwal!
Jade zamknęła się, wyraźnie przestraszona. To nie tak miało być.
- Okej – Jesy przytaknęła, zabierając od Justina mały kaliber. – Wchodzę w to.
Dziewczyny popatrzyły na nią, dając nieme sygnały, że nie tak ma się to odbyć.
- Spokojnie – Nelson powiedziała bezgłośnie odwracając się do Justina. – Dobra, więc idę.
- Idź – Justin wskazał jej drogę z cynicznym uśmieszkiem nieschodzącym z jego ust. – Powodzenia.
- Gnij w piekle – jęknęła pod nosem, jednak przeczuwała, że tego nie usłyszał. Jeszcze raz obejrzała się za ramię, spoglądając na dziewczyny.
- Będę cię asekurować – szepnęła Patrycja, idąc za nią.
Jesy kiwnęła głową.
- Przepraszam, dziewczyny – obróciła się, po czym skręciła w gęste zarośla.
Wyczuwała za sobą obecność Patrycji. Cała droga nie zajęła nawet dwóch minut, choć dłużyła się jej w nieskończoność. Wiedziała, że dziewczyny umierają ze strachu. To faktycznie miało wyglądać nieco inaczej. Na pewno w grę nie wchodziło wskoczenie przez nią na arenę i zastrzelenie trybutów. Jak w Igrzyskach Śmierci.
- Tutaj – szepnęła Pati, chowając się. – Dalej idź sama, wkroczę zaraz po tobie.
Nelson przytaknęła. Przełknęła ślinę, powłóczając nogami w kilka sekund wylądowała na skraju lasu.
- Przepraszam, Niall – cichy głos Louisa dotarł do jej uszu. – Jestem dziś nerwowy.
- Jak wszyscy. Rozumiem.
Smutny głos Horana.
To było bardziej ciężkie, niż podejrzewała, z trudem naładowała magazynek, unosząc pistolet. Zdawało się, jakby ważył tonę. Emocje wzięły górę.
- Nie powinienem był, prze…
- Lou… Nie ma o czym…
Teraz albo nigdy, Nelson. Westchnęła. Może mi wybaczą.
A potem akcja potoczyła się szybko.
- Boże, Louis za tobą!!!
Przerażony głos Nialla.
Obrót Louisa.
Szok w jego oczach.
Strzał.
Krzyk Harry’ego.
I wtedy Louis upadł…

_________________________

jarałam się pisząc to, więc mam nadzieję, że i wy się jaracie tak mocno jak ja się jaram, ale podjar! lolz.
właśnie się czas cofnął i jestem w szoku, bo żyję przeszłością, hahaha.
przepraszam, mam fazę. 
idę pośpiewać Agnes na skypie!
jeszcze jakieś dwa rozdziały i epilog. *sad face*
kocham was wszystkich! aridewerczi roma!

Cuckoo wszystko Wam powiedziała, więc ja nie mam co dodać
No chyba, że podziękowania za tyle wejść <3
Jesteście kochani!
Niestety to prawda, jeszcze dwa rozdziały i epilog ;c
PS. Nie zabijajcie nas za tą końcówkę haha ;p
Kocham Was <3 

sobota, 12 października 2013

Rozdział 19

*następnego dnia*

Z samego rana dziewczyny opuściły dom Justina, aby spotkać się z One Direction w sprawie planu. Jade i Perrie miały dzień wolnego. Hotelową restaurację zamknięto z powodu awarii.
Była dopiero siódma rano, więc nie zdziwił ich fakt, że wszyscy spali.
- Trzeba ich obudzić – szepnęła Perrie.
- Aleś ty spostrzegawcza – Jesy zrobiła młynka oczami. – Co się tak gapicie? Do roboty.
- A ty to co?
- Skarbie, to wasi chłopcy. Po za tym, jestem najstarsza i ja tu dowodzę.
- Kto tak postanowił?!
- Ja i bez gadania – powiedziała Nelson tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zrezygnowane dziewczyny podeszły do chłopców, starając się zapanować nad harmiderem w sypialni.

- Dobra! Wszystko muszę robić sama – warknęła Jesy, gdy po pięciu minutach żaden z nich nawet nie drgnął. Najpierw podeszła do Harry’ego i Louisa, po czym zrzuciła ich z łóżka. Zaraz po tym wzięła szklankę ze stolika nocnego i wylała jej zawartość na włosy Zayna. Następnie zabrała piłkę z fotela i wcelowała nią w głowę Nialla.
- Nawet nie podchodź! Wstanę sam – odezwał się Liam.
- COŚ TY ZROBIŁA Z MOIMI WŁOSAMI?! – wydarł się Malik, gdy dojrzał siebie w lustrze.
- Będę miał siniaka – jęknął Niall.
- Wszystko mnie boli – Louis przecierając oczy, podniósł się do pozycji siedzącej.
- Złaź ze mnie, baranie – syknął Harry, zrzucając z siebie starszego chłopaka.
- Sam jesteś baran – odszczekał się Tomlinson, wstając.
- Jest dopiero siódma! – żachnął się Zayn, kiedy spojrzał na zegarek – Wracam do spania.
- Na pewno?
- Wal się Nelson – burknął, idąc w stronę łóżka.
- Ryzykujesz utratę włosów? – zaśmiała się dziewczyna.
- Nie ośmielisz się.
- A zakład?
- Dobra! – warknął, wchodząc do łazienki, żeby zrobić porządek z fryzurą. Jesy tylko uśmiechnęła się tryumfalnie i udała się do salonu.
- Macie pięć minut! Potem widzę Was na kanapie – dodała. Jade, Perrie i Leigh, nie mogąc powstrzymać śmiechu, ruszyły zaraz za nią.
Wszyscy punktualnie doczołgali się do pokoju. Zayn usiadł koło Perrie, Liam wcisnął się między Jade a Leigh, natomiast Niall usadowił się na jednym z foteli, tuż obok Harry'ego.
- A ja? – burknął Louis.
- Ale ty masz problemy – odezwał się Styles, po czym pociągnął swojego chłopaka, sprawiając, że wylądował na jego kolanach. – Lepiej?
- Zdecydowanie tak – uśmiechnął się.
- Skoro wszyscy już jesteśmy, to gadaj no, po co zerwałaś nas z łóżka w środku nocy – warknął mulat.
- A jak myślisz? Im szybciej wymyślimy plan, tym szybciej wszyscy będziemy mogli wrócić do domu.
- Nareszcie! Mam dość nory Justina – jęknęła Pinnock.
- Ja tak samo – dodała Jade.
- To czemu nie zamieszkacie tutaj?
- Serio Tomlinson? Nie stać nas na takie luksusy.
- Po pierwsze, jesteście płatnymi zabójcami, powinnyście mieć dużo kasy! A po drugie, co wam przeszkadza zadomowić się u nas – Niall wzruszył ramionami, jakby wszystko było oczywiste.
- Tak, jasne, a potem Patrycja i Justin wbiją tutaj i zabiją bez mrugnięcia okiem. Dobry plan na przyszłość.
- Jesy, wyluzuj! Przecież ich jest tylko dwoje.
- Ciszej, Payne. Patrycja może być w pobliżu. Po za tym, gdyby nie mieli wsparcia, od dawna grzalibyśmy tyłki w Londynie. Justin chodzi wszędzie sam, ale dobrze wiem, że ma swoich ludzi w wielu miejscach i nie są to osoby początkujące, to profesjonaliści – powiedziała Jesy.
Wszyscy patrzyli na nią z konsternacją w oczach. Nawet dziewczyny pozostały zdziwione tą informacją.
- Skąd wiesz, że Justin ma swoich ludzi? – zapytała Perrie.
- Rozmawiałam z Patrycją, wygadała się nieco. W sumie lepiej dla nas, potem byłby problem. Wiem tylko tyle, że w Warszawie jest z nim sześciu ludzi i ośmiu gdzieś pod stolicą, więc to stanowi dużą przeszkodę.
- O kurwa - wypsnęło się Harry'emu.
- Tak więc, musimy się zaopatrzyć w lepszy sprzęt - zaaranżowała Nelson. - To, co mamy teraz, na niewiele się zda. Widziałam perełki w pokoju Justina. Znalazłam jego skrytkę i dlatego wiem, że potrzeba nam dużo sprzętu.
- Niby gdzie ty chcesz kupić cokolwiek w stylu pif-paf? - Zayn zmarszczył brwi.
- Od tego są sklepy?
- Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że zrobicie to nielegalnie.
- Liam, skarbie, a myślisz, że jak? Oczywiście, że nielegalnie. Inaczej się nie da. Po za tym, tu chodzi o Wasze życie, więc daj pracować - uśmiechnęła się.
- A Wasze życie? - wtrącił się Niall.
- Nasze nie jest aż tak istotne, dopuszczamy do siebie myśl, że któraś z nas może zginąć. Cudem będzie jeśli wszystkie przeżyjemy. Już nie na jednej akcji oberwałyśmy - powiedziała spokojnie Leigh.
- Co?! - wrzasnął Malik. - Wasze życie jest ważne tak samo jak nasze. Nie będzie żadnej akcji. Po prostu nie! Nie zgadzam się.
- Ja tak samo - dodał Liam.
- Żaden się nie zgadza - dorzucił Horan.
- Ale nikt w tym momencie nie pyta was o zdanie. Musimy to zrobić i tyle. Od tego zależy zbyt wiele - warknęła Thirlwall zirytowana tym, że chłopcy nie chcą współpracować.
- Nie chce....
- Liam, wyluzuj, nic mi się nie stanie. Nie raz byłyśmy na gorszych akcjach.
- Wcale nie - szepnęła Perrie.
- Edwards, radzę Ci się zamknąć, bo zaraz coś ci zrobię i ominiesz najlepsze. Ja tu próbuje uspokoić twojego chłopaka - jęknęła Jade. Dziewczyna tylko wywróciła oczami i oparła się o ścianę.
- No więc - zaczęła Jesy. - Plan jest taki. Wy... - wskazała na chłopaków. - Będziecie sobie spokojnie siedzieć w parku za hotelem. Potem my dołączymy do Was i tak jakby zaatakujemy. Wiecie o co mi chodzi, prawda? - potwierdzili. - Dobrze. Potem, jak Justin i Patrycja do nas dołączą, my powiemy, że musimy Was zabrać w jakieś inne miejsce, żeby nikt nas nie przłapał. A kiedy już będziemy w umówionym miejscu, załatwimy ich, a potem przystąpimy do ludzi Biebera. Zrozumiano?
- Tak - odpowiedział Louis - Tylko jedno pytanie. Jak macie zamiar same zabić czternastu ludzi?
- Oj Tomlinson, Tomlinson. Wasi ochroniarze o wszystkim wiedzą. Powiedziałam wam - jestem profesjonalistką i nie lubię amatorów, więc to powinno wystarczyć.
- Zapamiętam na przyszłość.
- Chwila! Moment! - odezwał się Harry. - Oni tak łatwo dali się przekonać?
- Nie, ale mam swoje sposoby - dziewczyna uśmiechnęła się perfidnie, po czym zwróciła się do swoich przyjaciółek. - Musimy już iść. Trzeba się zaopatrzyć. Potem - odwróciła się do chłopaków. - Przyjdziemy tu i schowamy gdzieś ekwipunek. Justin i Patrycja nie mogą wiedzieć, co mamy. No to do zobaczenia - pomachała im i wyszła. Dziewczyny pożegnały się ze wszystkimi. Chłopcy zostali sami z kompletnymi mętlikami w ich głowach. Wiedzieli, że to nie będzie łatwe, ale musieli to zrobić. Innego wyjścia nie było.

- Im częściej tu przychodzą, tym większą mam depresję – prychnął Louis, podchodząc do lodówki. – Może naleśniki?
Niall pokiwał głową, podchodząc do kuchni. Wyjął z szafki patelnię, miskę i trzepaczkę.
- Pomogę ci.
- Nie podoba mi się to – jęknął Zayn.
- Czyżbym wyglądał na szczęśliwego? – Liam uśmiechnął się sztucznie, po czym wywrócił oczami. – Czuję się jak dupa wołowa. Jade będzie za mnie… walczyć?
- Jak samuraj Jack!
Spiorunowany morderczym wzrokiem Payne’a, Tomlinson postanowił zamilknąć i skupić się na mieszaniu składników.
- Będzie w porządku – Harry poklepał go po ramieniu. – Wydają się mieć pojęcie o tym… czymś – skrzywił się nieznacznie.
- Jak w jakiejś bajce – Malik pokręcił głową. – Zakochałem się w dziewczynie, która jest tajnym mordercą mającym urwać mi łeb. Gdzie logika?
- Przestałem myśleć logicznie wczoraj w południe. Zero sensu, zero – Liam zmarszczył brwi. – Może to serio jakaś ukryta kamera? – rozejrzał się po pokoju.
- Tssaaa – Zayn westchnął, kradnąc z talerza pierwszego naleśnika.
- Niech ci ręka uschnie – burknął Niall.

- Jesy trzyma to wszystko w ryzach. Bez dwóch zdań.
Chłopaki, jakby nigdy nic, zajadali się nutellą, oglądając najnowsze odcinki Pamiętników Wampirów.
- Tu akurat masz rację, Tommo – Liam przytaknął, oblizując swoją łyżkę. – Jest jak moja ciotka Tessa.
- Ta, która kazała ci klękać na grochu za karę?
- I ta, co modliła się przed każdym posiłkiem. Raz uklękła w McDonald’s przy tych wszystkich dzieciakach z mojej szkoły.
- Ale siara – Harry zachichotał, biorąc sporą dokładkę z wielkiego słoika. – Czuję się jak kobieta w depresji.
- Gdy ci smutno, gdy ci źle, czekolady nażryj się – Horan wzruszył ramionami, odpisując komuś na SMS’a.
- Daj Leigh spokój chociaż przez jedną godzinę, proszę!
- Pilnuj swojej niuni, Malik!
- Po nazwisku? Ałć! Masz tupet, Horan. Trzeba ci podciąć skrzydła.
- Jak dzieci – Liam pokręcił głową z niedowierzaniem. – Jak dzieci.

* w tym samym czasie w dom Justina *

Dzwonek do drzwi przerwał ciche popołudnie w niewielkim domu na skrajach Warszawy.
- Otworzę!
Justin zwlókł się z kanapy. Wyjrzał przez judasz, upewniając się, czy to przypadkiem nie policja, szukająca go w każdym możliwym miejscu świata.
- Czego? – stanął w progu, zakładając ręce na piersi.
Przysadzisty ochroniarz w czarnych okularach przeciwsłonecznych.
- Śledziłem je, jak mi kazałeś. Niedługo wrócą do domu. Były na peryferiach miasta.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Po jaką cholerę?
- Weszły do nieoznaczonego budynku przy ulicy Londyńskiej. Z tego co mi wiadomo handlują tam narkotykami i bronią.
- Nie, nie narkotyki – Justin szepnął sam do siebie. – Jakiej jakości broń?
- Nie skupiam się na takich sprawach, szefie, ale z zeznań innych wiem, że nie bylejaką. Najlepszego rodzaju rewolwery, kalibry.
Bieber gwizdnął z zadowoleniem.
- Jesteś niezastąpiony, dzięki Morris.
- Do usług. Coś jeszcze na dziś?
- Nie, nie, dzięki. Wiele zrobiłeś.
Zatrzasnął mu drzwi przed nosem, krzycząc w głąb domu.
- Chodź tu, Harris, mamy problem!

_____________________________________________________________
Powolnymi kroczkami zbliżamy się do końca naszej historyjki. 
Zacieram rączki z zadowolenia na wielki finał, jaki wam zgotowała moja wyobraźnia. Hell yess!
Zmykam spać, umieram ze zmęczenia. 
Kocham Agnes, która umiera ze mną po drugiej stronie Polski, haha.
Komentujcie, robaczki! xx

hej!
Byłam na meczu żużlowy Polska vs Mistrzowie Świata smakjtykeyhtgjdhfjg *.*
I teraz umieram tutaj, bo jedyne o czym marzę to spać!
Więc dobranoc idę do mojego łóżka, które wzywa mnie od dłuższego czasu xd

sobota, 28 września 2013

Rozdział 18

- Malik, ktoś do ciebie! - pukanie przerwało krótką drzemkę Zayna. Wkurzony zwlókł się z łóżka, człapiąc do drzwi.
- Boże, czego?! Ohh, cześć! - uśmiechnął się, napotykając znajome niebieskie oczy.
- Musimy pogadać, Zayn.
- Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. Chyba. Nie wiem – zaczęła się jąkać.
- Pezz, co jest? – zapytał zaniepokojony reakcją dziewczyny.
- Bo ja chciałam….porozmawiać…o czymś ważnym – szepnęła, wchodząc do pokoju.
- Zamieniam się w słuch.
- Nie wiem od czego zacząć. Po tym, co teraz Ci powiem, zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz i wyślesz za kratki.
- Zaczynam się bać – usiadał na łóżku w skupieniu obserwując blondynkę. Perrie niepewnie podeszła do niego i przycupnęła obok. – Najlepiej zacznij od początku.
- Więc, najpierw mnie wysłuchaj, a potem możesz zrobić z tym, co chcesz. Ja i dziewczyny jesteśmy osobami odpowiedzialnymi za wszystkie wypadki gwiazd - westchnęła. - Na początku miałyśmy zabić też twoich przyjaciół i ciebie, dlatego tutaj jesteśmy. Miałam za zadanie zbliżenie się do ciebie, żeby dowiedzieć się wszystkiego o Was i waszej ochronie, ale….
- Co kurwa?! – warknął Malik. – Czy ty się słyszysz?! – wstał i podszedł do okna – Błagam, powiedz, że to jest jakiś pierdolony żart.
- N…ni…nie je…jest – wyszeptała Edwards. Gdy Zayn miał się odezwać, zadzwoniła komórka niebieskookiej. Szybko wyjęła sprzęt i przeczytała zawartość SMS'a.
Od: Justin
Jak tam nasz plan? :)
Mulat szybko podszedł do dziewczyny i wyrwał jej telefon. Przeczytał wiadomość, a następnie rzucił aparatem przez cały pokój.
- Jaki plan? – krzyknął. – Jaki kurwa plan? Może za chwilę wbiegnie tu ten Justin, Matt czy chuj wie kto i zastrzeli mnie, co? Przecież o to Ci cho… - urwał, gdy zobaczył łzy na policzkach dziewczyny. Perrie bała się takiej reakcji. Wiedziała, że Zayn potrafi wybuchnąć, ale nie myślała, że aż tak. Chociaż wcale mu się nie dziwiła, sama postąpiłaby w ten sposób, słysząc te wszystkie brednie.
- Ta wiadomość jest od Justina i nie, nie chodzi tu o zabicie Was. Zmyliliśmy ich, żebyście mogli wrócić do domu. Na początku to było dla nas jak zadanie, ale wiele się zmieniło. Poczekajcie kilka dni, nie wychodźcie z hotelu, załatwimy ich i wtedy będziecie mogli wrócić do Londynu – powiedziała szybko i odwróciła się w stronę drzwi. Gdy już chciała wyjść, poczuła jak Zayn łapie ją za rękę, chciała ją wyrwać, ale została zamknięta w żelaznym uścisku.
- Przepraszam – wyszeptał – Wierze Ci tylko…po prostu…to dla mnie za dużo.
- To ja przepraszam. Naprawdę chcemy zakończyć to wszystko.
- Wierze Ci – odsunął się od niej – Trzeba powiedzieć reszcie.
- Leigh poszła do Nialla, a Jade do Liama.
- No to musimy jeszcze pogadać z Harry’m i Louisem.


Jade siedziała na fotelu w pokoju Liama, czekając na jego reakcję. Opowiedziała mu wszystko, począwszy od pierwszego zlecenia, kończąc na wczorajszej rozmowie z Justinem i Patrycją. Nie wiedziała, jak chłopak zareaguje na takie informacje, ale przeczuwała, że to nie będzie nic dobrego. Już od pięciu minut Payne nie odzywał się ani słowem, a ona z każdą sekundą traciła nadzieję na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Powiesz coś? – zapytała niepewnie.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. To dla mnie za dużo. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć i chyba na razie będę potrzebował czasu, żeby…
- Rozumiem. To ja już pójdę – szepnęła. – Możecie być spokojni, postaramy się wszystko załatwić do końca tego tygodnia – dokończyła, wstając.
- Ale gdzie ty idziesz?
- Powiedziałeś, ze potrzebujesz cza…
- Nie! Nie! Nie! Źle mnie zrozumiałaś. Potrzebuje czasu, żeby to wszystko zrozumieć i sobie poukładać, ale nie zamierzam rezygnować z kogoś, kogo kocham – powiedział, podchodząc do niej.
- Ty mnie…co?
- Tak Jade. I wierze w każde twoje słowo. Mam nadzieję, że mogę Ci zaufać i za chwilę nikt nie wpadnie do mojego pokoju z bronią – zaśmiał się cicho. Thirlwall nie spodziewała się, że po tym wszystkim on tak po prostu jej uwierzył. Gdyby to było możliwe jej serce skakałoby ze szczęścia. Podeszła do niego, a następnie wtuliła się w jego tors.
- Ja też Cię kocham – szepnęła.


Leigh miała najgorzej, miała porozmawiać z Niallem. Była niemal pewna, że po tym wszystkim, chłopak nie odezwie się do niej już nigdy więcej. Niepewnie zapukała do drzwi.
- Hej Leigh! – uśmiechnął się, wpuszczając ją do środka.
- Chciałam z Tobą porozmawiać – powiedziała cicho.
- Z twojej miny wnioskuje, że to nie będzie przyjemna rozmowa.
- Niestety. Mam do Ciebie prośbę. Nie przerywaj mi, dopóki nie skończę, dobrze?
- Okej.
- Więc... Chodzi o to, ze ty nie wiesz o mnie wszystkiego – zaczęła. – Ja, Perrie, Jesy i Jade jesteśmy osobami odpowiedzialnymi za wszystkie ataki na gwiazdy. Na Was też. Współpracowaliśmy z Justinem i Patrycją. To Justin zabił Julię, choć ja tego nie chciałam, odkąd wiedziałam, że Ci na niej zależy. Nie posłuchali - przerwała na moment, odwracając wzrok od przerażonych oczu Nialla. - Na początku tej pracy wykonywałam każde polecenie bez żadnych problemów, ale z biegiem czasu miałam tego dość i teraz, gdy poznałam Ciebie i chłopców, wiem, że to będzie ostatnia taką akcja, w której biorę udział. Kiedy byliśmy na wyjedźcie, wymyśliłyśmy z dziewczynami plan, jak pozbyć się Justina i Patrycji. Chcemy, żebyście w końcu mogli wrócić do domu, bo wiem, że macie dość siedzenia poza domem. Przepraszam, za wszystko cię przepraszam. Możesz winić mnie, ale proszę, nie dziewczyny. One naprawdę Cię polubiły.
Niall nie wiedział, co powiedzieć. Z trudem powstrzymał łzy. Z jednej strony czuł się oszukany, a z drugiej poczuł ulgę, że jemu i reszcie zespołu nic nie grozi. Nie wiedział, co zrobić z Leigh. Nie chciał kończyć z nią znajomości, chociaż powinien. Rozum mówił, żeby uciekał od niej jak najdalej, jednak serce chciało zostać i już nigdy nigdzie nie iść.
- Cieszę się, że mi to powiedziałaś. I jeśli to ma pomóc wrócić nam do domu, to ja wchodzę w ten wasz plan. Mam nadzieję, że wypali.
- Dziękuję.
- Ale mam jeden warunek - dodał szybko.
- Jaki?
- Między nami zostaje tak, jak było. Nie chce stracić kontaktu z żadną z Was – uśmiechnął się lekko – Inaczej się wypisuję.
- Jesteś głupi – zaśmiała się Leigh.


- Że co kurwa!? – krzyknął Harry, gdy dowiedział się prawdy.
- Nie wierze. To jest jakiś żart? – zapytał Tomlinson.
- Nie, kretynie, to nie jest żart – jęknęła Jesy. Jako jedyna zachowywała zdrowy rozsądek w tej całej sprawie. Perrie nadal była roztrzęsiona. Jade i Leigh też nie wydawały się obecne myślami. Już niewspominając o chłopakach, którzy ledwo siedzieli na swoich miejscach. 
- Czyli to wszystko tak na serio? Tak serio, serio?
- Czy ja mówię po chińsku? Tak!
- Jesy, wyluzuj - bąknęła Jade.
- Okej, okej! Po prostu nie lubię pracować z amatorami. – zrobiła młynka oczami.
- Pamiętaj, że to jest ostatnia akacja, w której ktoś ginie – wtrąciła się Pinnock.
- Tak, to też wiem. – powiedziała – To jak? Wchodzicie to?
- A mamy inne wyjście? – warknął Styles.
- No i to mi się podoba – uśmiechnęła się Nelson. – Tutaj macie zdjęcie Patrycji i Justina. Harris pracuje w hotelu, więc radze uważać co i przy kim mówicie. Justin też może się czasami kręcić w pobliżu. Jest nieobliczalny. Wpadniemy do Was jutro, żeby wszystko ustalić. – dokończyła, po czym opuściła apartament chłopców wraz z resztą dziewczyn. 

- I co o tym myślicie? – Liam z głębokim westchnieniem oparł głowę o zagłówek fotela. – To jest popieprzone.
- Nie ma żadnego mordercy – Niall pokiwał głową w osłupieniu. – To ten cały Justin. To jego wina – zacisnął dłonie w pięści, oparł łokcie o blat stołu. – Dorwę gnoja.
Louis grzebał widelcem w kawałku ciasta, robiąc z niego papkę. Z konsternacją obserwował Harry’ego o dziwo niewzruszonego całą sytuacją.
- Lubię dziewczyny – Tommo wzruszył ramionami. – Możemy nadal być przyjaciółmi?
Malik prychnął ostentacyjnie, wyglądając za okno. Uspokoił się, jednak wciąż nie mógł poskładać myśli. Przeszukał szuflady kredensu i, ku niezadowoleniu Liama, zapalił papierosa.
- Przyjaciółmi – wypuścił powietrze, wypełniając pokój zapachem tytoniu. – A kiedykolwiek nimi byliśmy?
- Zayn, przecież Perrie wiele dla ciebie znaczy. Tak po prostu ją przekreślisz?
- Co ty możesz o tym wiedzieć, twój gejowski świat nie ma za szerokich perspektyw.
- Zayn! – Niall spiorunował mulata wzrokiem. – Wyżywaj się na swojej durnej fajce, zostaw Louisa w spokoju.
- Nie, w porządku – Tomlinson wypuścił sztućce z rąk. – Przecież to pan i władca Malik tutaj najbardziej oberwał. Bo tylko on ma prawo czuć się oszukanym i zdradzonym. Tylko…
- Skończ – Harry przerwał mu drastycznie.
- Spójrz na swoje wybujałe ego, panie nienormalny – Louis podszedł do Zayna, wyciągając mu papierosa z ust. Zaciągnął się, po czym powoli buchnął mu dymem prosto w zdezorientowaną twarz. – Ulżyło ci?
- A tobie?
- Dobra, koniec – Liam uderzył pięścią w ramię fotela. – To najmniej odpowiedni moment na sprzeczki. Zayn, nam też jest przykro serio. Ale może Louis ma rację? Mamy to wszystko przekreślić?
- Nie chcę zostawiać Leigh-Anne – cichy głos Nialla skupił uwagę wszystkich zebranych. – Cokolwiek postanowicie, ja w to wchodzę. Sam urwałbym gnojowi jaja, ale sytuacja wymaga profesjonalizmu.
- Ciężko mi na sercu, Horan. Już nas nie potrzebujesz – Harry dramatycznie otarł łzę z oka. – Naprawdę się zmieniłeś. Dojrzałeś – dodał już poważnym tonem, obdarowując przyjaciela uśmiechem. – Idę z Niallem.
- I ja.
Liam, Harry i Niall wpatrywali się w pozostałą dwójkę, która wciąż obdarowywała siebie niezbyt miłymi spojrzeniami.
- Przepraszam, że cię wyzwałem – rzucił gorzko Zayn, wpatrując się w podłogę jak skarcone dziecko. – Wcale tak o tobie nie myślę, dobrze o tym wiesz.
- Wiem.
- Więc, zgoda?
Louis z powątpiewaniem zlustrował wyciągniętą dłoń Malika. Wyjął z ust niedopałek, wkładając go z powrotem między wargi ciemnowłosego. Ścisnął jego rękę, mówiąc:
- Zgoda. Ale umówmy się, że i tak mam lepszą fryzurę niż ty.
Wszyscy zachichotali.
- Po moim trupie, Tomlinson – Zayn próbował zachować powagę, lecz mimowolnie nie mógł pohamować śmiechu.
- I jak? – Liam rozejrzał się po pokoju. – Jesteśmy razem w tym bagnie?
- Jesteśmy razem w tym bagnie – westchnął Niall, ściskając chłopaków. – Miłość jest przereklamowana…

_____________________________________________________

Jestem zmęczona, pragnę spać, więc idę spać i ma wam się podobać, bo ślęczałam po nocy! PIS JOŁ! :(

Hej! <3
Widzę, że to ja muszę odwalić "przemowę"
Dzięki patałachu! xd
Też jestem zmęczona, może dlatego rozdział jest troszkę krótszy niż poprzednie.
Po za tym szkoła daje w kość, masakra i tyle. A co tam u Was?
To tyle.
Padam
Buziaki! <3

piątek, 20 września 2013

Rozdział 17

Kilka kolejnych dni minęło bardzo szybko. Leigh i Niall byli na dwóch randkach. Raz na pikniku, a potem w restauracji. Niestety, ich pierwsze spotkanie popsuła pogoda, przez co zostali zmuszeni do siedzenia w domku. Zajadali się słodyczami i oglądali filmy, miło spędzając czas. Starali się poznawać siebie coraz lepiej. Opowiadali sobie różne historie z całego życia - niektóre smutne, inne radosne. Druga randka wypadła o wiele lepiej. Wybrali się do małej knajpki z pięknym widokiem na pobliskie góry. Przyjemnie spędzili ten romantyczny wieczór.

W tym samym czasie, tylko w innej restauracji Liam wraz z Jade jedli kolację. Niezwykle miły wieczór w swoim towarzystwie odpowiadał im bardziej niżeli przepychanki na korytarzu w wynajętych domkach. Panna Pinnock do końca wyjazdu narzekała, że przegrała zakład i musiała zapłacić swojej przyjaciółce sto funtów. Jesy natomiast od razu zaczęła roztrwaniać zarobione pieniądze.

Louis i Harry także skorzystali z chwili wolnego i wybrali się razem na stok. Mało brakowało, a wróciliby do kurortu cali połamani. Ostatniego dnia poszli na długi spacer, ciesząc się sobą. Wiedzieli, że gdy wrócą, sprawy znacznie się pokomplikują.

Zayn i Perrie wszystko sobie wyjaśnili. Na początku Edwards nie była pewna, co zrobić, lecz z czasem zdała sobie sprawę, że od dawna kocha Zayna. Nie raz już o tym myślała, ale zawsze odrzucała tę sprawę w jak najdalsze zakątki jej umysłu.

Niezastąpiona Nelson resztę wyjazdu spędziła na obmyślaniu planu. Reszta dziewczyn pozostała zajęta miłosnymi sprawami, więc to na nią spadła cała odpowiedzialność. Kiedy już wszystko sobie poukładała, zwołała zebranie, po czym wszystko przekazała dziewczynom. Misja była dość prosta i właśnie dlatego bardzo dobra. Justin zawsze lubił doszukiwać się różnych sprzeczności i zagadek, więc Jesy stwierdziła, że najlepiej pokusić się o coś mało skomplikowanego. Coś, co zaskoczy ich "wspólników".

* następnego dnia *

- Wszyscy gotowi? - zapytał Paul, stojąc przy samochodach.
- Tak - rzucił Liam, wsiadając do auta zaraz po Jade.
- My już chyba też wszystko mamy - odezwał się Zayn, prowadząc Perrie w stronę ich pojazdu.
- O nie - zatrzymała się. - Ja z wami nie jadę. Po tym, co działo się ostatnim razem, mam dość.
- Oj, nie przesadzaj. Będziemy grzeczni - uśmiechnął się Louis.
- Ta, ty szczególnie.
- Śmiało, Pezz, nie będzie tak źle. Obiecuję, że ja milczę jak grób - powiedział Malik, ciągnąc ją za sobą.
- Gdzie reszta?
- Już jesteśmy - krzyknęła Jesy, idąc przed Leigh. Szybko zapakowały wszystkie rzeczy do bagażnika, po czym wsiadły do drugiej terenówki.
- A tych dwóch debili gdzie wcięło?
- Mam dobry słuch, Paul! - warknął Harry, ciągnąc za sobą wielką walizkę.
- Jezu! Gdy tu przyjeżdżaliśmy, zaledwie cztery dni temu, miałeś o wiele mniej sprzętu - jęknął Higgins.
- Wczoraj byliśmy na spacerze i Harry oczywiście zobaczył sklep z pierdołami, który musiał wykupić do cna - załamał się Louis.
- Siedź cicho i mi pomóż.
- No już, patrz jak biegnę - zaśmiał się Tommo, zajmując swoje miejsce. Naburmuszony Styles doczołgał się do auta z wielką walizą, z trudem wkładając ją do bagażnika.

Na miejsce dojechali po ośmiu godzinach. Tak jak wcześniej, w busie, w którym jechali Niall z Jesy i Leigh było spokojnie. I tak jak wtedy, w tym drugim nie. Harry i Louis co chwilę wymyślali nowe, głupie żarty. Nawet Liam i Jade do nich dołączyli. Tylko Zayn, tak jak obiecał, był nadzwyczaj spokojny.

- Nareszcie!  - Edwards wyskoczyła z samochodu. - To był pierwszy i ostatni raz!
- Boże, Perrie, wyluzuj - zaśmiała się Jade.
- Chcesz żyć? Jeśli tak, to się zamknij - warknęła, odbierając od ochroniarza swoją walizkę.
- Chyba okres się jej zlbiża - ironizowała Jesy, na co reszta wybuchnęła solidnym śmiechem. Wkurzona Perrie, zabrała swój bagaż i wsiadła do samochodu dziewczyn.
- Będziemy już uciekać. Trzeba się wyspać, niektórzy jutro pracują - jęknęła Thirlwall, żegnając się z chłopakami.
- Po za tym musimy uspokoić Pannę Perrie wiecznie obrażoną Edwards - zachichotała Leigh, przytulając każdego z osobna. - Do zobaczenia.

- Wróciłyśmy - krzyknęła Leigh, gdy przekroczyły próg domu. Po chwili z salonu wyszła Patrycja, a zaraz za nią Justin.
- No nareszcie! - odezwał się Bieber.
- Teraz macie się wytłumaczyć, gdzie byłyście, z kim i dlaczego nic nie powiedziałyście.
- No już, już - jęknęła Perrie. Kiedy dziewczyny zdjęły buty i kurtki, wszyscy udali się do salonu.
- No mówcie! - niecierpliwił się Justin.
- Więc... Byłyśmy w Zakonanym, czy jakoś tak - zaczęła Leigh.
- Zakopane, pamiętaj, Zakopane - przerwała jej Jade.
- Jebać to. Mało ważne. Towarzyszyłyśmy One Direction.
- Mówi...
- Zamknij się, Justin i posłuchaj - warknęła Harris.
- Jak zawsze ma problem - jęknęła Nelson. - Wracając do najważniejszej sprawy, pojechałyśmy tam, żeby czegoś się od nich dowiedzieć. Poza tym jechaliśmy ze wszystkimi ochroniarzami, więc wiemy, ilu ich jest. Plus dla nas, że Niall bujnął się w Leigh. Z tego, co zauważyłam, to jest tym najbardziej naiwnym i wszystko na pewno jej powie. Nawet nam to niepotrzebne, bo już większość rzeczy same ogarnęłyśmy - uśmiechnęła się. - Ale wiadomo, każda pomoc się przyda.
Justin gwizdnął z podziwem.
- Wow - tylko tyle zdołał wykrztusić.
- Widzę, że wszystkim się zajęłyście - ucieszyła się Pati. - To w sumie dobrze, bo odwiedził nas Johnny i dał ostatnie dwa tygodnie, więc trzeba się śpieszyć.
- Wyluzujcie, jesteśmy już gotowe. Dziewczyny spotkają się gdzieś z nimi wszystkimi, zagadają, czy coś, a wtedy wkraczamy my i po sprawie.
- Dokładnie. Jesy ma rację. My się wszystkim zajmiemy - powiedziała Perrie.
- A teraz wybaczcie. Musimy pójść rozpakować torby - wtrąciła się Jade, zabierając swoją walizkę.

- Myślicie, że to kupili? - szepnęła Pinnock, gdy zamknęły za sobą drzwi od pokoju.
- Zdecydowanie tak. Widziałyście Justina i jego minę? Uwierzył na sto procent - uśmiechnęła się triumfalnie Nelson.
- To dobrze. Teraz musimy uważać, żeby nic nie zawalić. Wszystko musi być perfekcyjne. Co najważniejsze, nasze zachowanie nie może nic zdradzić - odezwała się Perrie. - Wybacz Leigh, ale przez te dwa tygodnie musisz być tą suką, którą tak bardzo nie chcesz. To tylko na czas naszego planu.
- Spokojnie, dam radę. Ukrywałam prawdziwą siebie dość długo, więc dwa tygodnie nie zrobią różnicy.
- Mam tylko jedno pytanie.Co powiedzą chłopcy, gdy tak po prostu wbijemy z pistoletami i będziemy chciały zabić Justina i Patrycję?
- Kurwa - warknęła Jesy. - O tym nie pomyślałam. Chyba nie będziemy miały wyjścia i powiemy im prawdę.
- Nawet tak sobie nie...
- Nie żartuję, Leigh! Albo teraz, albo możecie się pożegnać z chłopakami. Wydaje mi się, że jeśli dogadamy się z każdym z osobna, to będzie łatwiej przekonać ich, że nie miałyśmy złych zamiarów.
- Z tego nie wyniknie nic dobrego. Jestem pewna - jęknęła Perrie.

* w apartamencie chłopców *

- Stare śmieci – Louis westchnął pod nosem, wpakowując do szafy ostatni stos T-shirtów.  Zamknął walizkę i cisnął nią w kąt, wpadając do łóżka tuż obok Zayna.
- Spieprzaj – Malik odburknął, jeszcze głębiej zakopując się pod kołdrę.
- Suń dupę, śpiochu!
- Zróbcie mi miejsce! – Niall wpadł do sypialni z miską popcornu, wciskając się w środek.
- Jeszcze ciebie tu brakowało – zrezygnowany Zayn odsunął się pod ścianę, dzieląc łóżko z pozostałą dwójką.
- Obejrzymy coś?
- Ja chętnie! – Liam pojawił się nie wiadomo skąd, biorąc z szafki pilota.
- A teraz z drogi śledzie, bo król Styles jedzie! – Harry wskoczył na resztę, znajdując wygodną pozycją na kolanach Louisa. Liam oparł się o niego, nieco przygniatając Malika.
- Boże drogi…
- Zamknij się, Zayn, nie jesteś tu sam!
- Ooo, mają „Skyfall” w strefie dobrych cen! – Liam ignorując sprzeczkę reszty, włączył film.
- Strefa dobrych cen? Jak w MCDonalds?
- Zamknij się, Zayn!
Zapanowała chwila ciszy. Chłopcy oglądali w skupieniu, starając się nadążyć za fabułą.
- Ej?
- Zamknij się, Zayn!
- Ale…
- Zayn!
- Chssesss trocheeeeee? – Niall podsunął mu pod nos miskę z prażoną kukurydzą, sam zapychając sobie nią usta.
- Wyznałem Perrie miłość.
- Ja też – westchnął Liam, odwracając wzrok od telewizora. – Nie! Nie Perrie! – wywrócił oczami, odnajdując naburmuszoną minę Zayna.
- Byłem z Leigh-Anne na randce – Horan wzruszył ramionami, nie przestając jeść. – Fajne uczucie.
- Jesteśmy nudni, Harry – Louis poklepał Stylesa po ramieniu. - Może pofruniemy balonem?!
- Po kolei – Payne usiadł po turecku, klikając pauzę na pilocie. – Mów – skinął na mulata.
Zayn, nie racząc oderwać policzka od poduszki, wybełkotał:
- Coś mi strzeliło do głowy. Ale nie odrzuciła mnie.
- A niby czemu miałaby to zrobić? – Harry prychnął ironicznie. – Latałeś za nią, odkąd tu jesteśmy. Z wzajemnością zresztą.
- Ja to bardziej shippowałem Leigh i Nialla.
- Ej!
Liam uśmiechnął się.
- Wybacz, Malik, nie lubię się tobą dzielić.
- Awww! – Louis zachichotał. – Dobra, dobra! – podniósł ręce w poddańczym geście, wnioskując, że chyba popsuł ten moment uniesienia.
- Zeswatajmy Jesy z moim kuzynem!
- O nie, Harry! Twój kuzyn studiuje matematykę – Horan odłożył pustą miskę na stolik przy łóżku.
- I co z tego?
- Harry, kto normalny studiuje matematykę!
- Zjedzmy kurczaka.
- Ja to bym poszedł na siłownię.
- A już myślałem, że sobie szczerze pogadamy – westchnął Liam, podnosząc się i rozprostowując kości. – Idę z tobą na siłownię – dogonił Louisa i razem opuścili apartament.
- Niech sobie idą, my zamówimy pizzę – Styles pociągnął Nialla do salonu.
- Nareszcie – Malik westchnął, zakrywając się szczelnie pościelą. – Wolność…

- Malik, ktoś do ciebie! - pukanie przerwało krótką drzemkę Zayna. Wkurzony zwlókł się z łóżka, człapiąc do drzwi.
- Boże, czego?! Ohh, cześć! - uśmiechnął się, napotykając znajome niebieskie oczy.
- Musimy pogadać, Zayn.

___________________________________________________________________________
Hej! <3
Co tam u Was?
Poprzedni rozdział Wam się chyba nie podobał, bo były tylko 4 komentarze ;c
Mam nadzieję, że ten będzie lepszy ;p
UWAGA: Akcja znowu powraca! <3
Nareszcie będę mogła wrócić do zabijania, a nie tych słodkich scen, których pisać nie umiem haha ;p
Dziękujemy za ponad 4 tys. wejść <3
A teraz jeśli czytasz tego bloga to proszę zostaw po sobie komentarz. Możesz w nim napisać obojętnie co. Może być "<3" lub nawet sama kropka, cokolwiek. Chciałabym wiedzieć ile osób to czyta :)
Pa! <3

Popieram apel Agnes! Miałam napisać to samo, ale uprzedziła.
I nie wierzę, że nie czytacie, bo jest tu was trochę sporoo, ja to wiem, tylko lenie z was, nie chcecie komentować. Foch z przytupem i melodyjką.
Ktoś tu ma rządzę mordu, ulala ^.^
Ogólnie to jak w szkole?
Spieszcie się kochać gimbazę, tak szybko odchodzi - dobra rada cioci Klaudii.
Trzymajcie się jakoś! :)