niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 6

- Halo?! – podniesiony głos Paula wypełnił sypialnię. Zaspane twarze czterech chłopców zwróciły się w jego stronę. – Mają go! – powiedział bezgłośnie i wyszedł z pokoju, wciąż uważnie słuchając swojego rozmówcy.
- Zabiję skrzata, jak wpadnie w moje ręce - Malik zacisnął pięści.
- W sumie to moja krew – zaśmiał się Lou. – No co? Wymknąć się z tego miejsca, to dopiero sztuka.
- Gdzie jest?! – Liam już wiązał buty, a Hazza zabrał kluczyki do samochodu, stając w drzwiach.
Ochroniarz z lekkim zdezorientowaniem podrapał się po karku. -W szpitalu.

Ogromna grupa ludzi wpadła do holu nowoczesnej kliniki na przedmieściach Warszawy.
- Niall Horan? Która sala? – Zayn podszedł do recepcji, od razu przechodząc do rzeczy.
- Niestety, nie widzę go w bazie danych.
- Idioto, on nie jest pacjentem!
- Ale ty zaraz możesz nim być!
- Powtórzymy zagrywkę z ringu?
- Spokój! – wrzasnął Daddy. – Nasz przyjaciel przyszedł tutaj. Nie wiemy po co, ale musimy go pilnie znaleźć. Może pani widziała?
- Blondynek? Niski? Niebieskie oczy?
- Dokładnie! Gdzie go znajdziemy?
- Ciekawy chłopak – bąknęła pod nosem. – Pokój 101, ale jest was za dużo na odwiedziny pani Sasis.
- Kogo? – Malik zmarszczył brwi.
- Ja idę, wy zostajecie! – rzucił Payne, wchodząc do windy.
Mijając wiele pokoi, znalazł się wreszcie pod odpowiednim gabinetem. Już miał wbiec do środka, kiedy do jego uszu dotarły słowa:
- Jesteś szalony.
- Dla ciebie mogę być kimkolwiek chcesz.
Liam zagryzł wargę w dezorientacji, podchodząc do uchylonych drzwi. Niall siedział na
skraju wielkiego łóżka, w którym, pod masą kabli i aparatury, leżała drobna ciemnowłosa dziewczyna. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już ją widział. Nagle go olśniło.

Chłopcy zajęli kanapy poczekalni, czekając na jakiekolwiek wieści. Wtedy zabrzęczał telefon Zayna.
- Julia Sasis. Mówi ci to coś? Miłosny alarm – odczytał na głos. – Rozumiecie coś z…
- O cholera! Młody nam dorasta! – Tommo klasnął w dłonie z ekscytacją.
- Biedaczek – westchnął Malik.
- Bezuczuciowy gbur – prychnęła Perrie, która właśnie pojawiła w drzwiach pomieszczenia.
- Penny?! Co ty tu robisz? – Louis przybił jej piątkę, ku zdziwieniu pozostałych.
- Perrie, skarbie, Perrie! – zachichotała blondynka. – Skończyłam pracę, kiedy dowiedziałam się, że tutaj was znajdę. No i niepotrzebnie się tak martwiliście – wzruszyła ramionami, podchodząc do Zayna.
- Znasz się z Lou?
- Oczywiście! Był na tyle miły, by poinformować mnie o twoim przed randkowym stresie.
- Że co zrobiłeś?!
Tomlinson podniósł ręce w poddańczym geście. – Ja tylko staram się być dobrą swatką!
- Nie żyjesz!
Wdali się w „bójkę”, jednak nie mogli pohamować śmiechu.
- Hej, Penny, w porządku?
- Perrie – szturchnął go Zayn.
- Co? Tak, tak… Wybaczcie mi na chwileczkę – ruszyła korytarzem i zniknęła za zakrętem. Myślała, że coś jej się przywidziało. Niestety, miała rację.

- Justin? Co ty tu robisz na miłość boską?!
- Przyszedłem załatwić tę dziewczynę ze 101.
- Jak to?
- To ją postrzeliłem zamiast Nialla. Ona mnie widziała, rozumiesz?! Nie może być żadnych świadków - podniósł głos.
- I ty chcesz to zrobić tutaj? W szpitalu? Pojebało Cię do reszty?
- No, a niby gdzie? Przecież ona stąd szybko nie wyjdzie, a potem może nie być okazji.
- Nie pozwolę Ci tego zrobić. Wracaj do samochodu i poczekaj tam na mnie, ja za chwilę dołączę - powiedziała i wróciła do przyjaciół.
- Coś się stało? - zapytał zmartwiony Mulat.
- Nie, nic.
- Na pewno?
- Tak, Zayn. - uśmiechnęła się. - Chłopaki! Ja, niestety, muszę uciekać. Zobaczymy się jutro - pomachała im na pożegnanie. Odwróciła się i wyszła. Skierowała się w stronę samochodu Justina. Wsiadła do środka, nic nie mówiąc. Justin odpalił silnik i ruszył w stronę ich domu. Dopiero gdy weszli do środka zaczęła się prawdziwa kłótnia.
- Jesteś pojebany! Serio! Jak można być tak głupim, by jechać do szpitala żeby kogoś zabić?! No jak?! - krzyczała Perrie.
- Dobra, zamknij się, Ewards. Nie mam ochoty Cię słuchać!
- Chuj mnie to obchodzi! Mało brakowało, abyś zrujnował nasz plan.
- Chwila! Moment! Co tu się dzieje? - zbiegła z góry Jesy, a za nią reszta.
- Ten debil pojechał do szpitala, żeby zabić niewinną dziewczynę, bo...
- Jaką niewinną? Ona mnie widziała!
- To, że Cię widziałam to tylko i wyłącznie twoja wina!
- Niby czemu, kurwa, moja? - warknął Justin, podchodząc bliżej Perrie.
- Bo to ty spartoliłeś robotę. Gdybyś tego nie zrobił, nie byłoby teraz żadnego problemu!
- Cisza! - wydarła się Patrycja, na co Justin i Perrie zamilkli, kierując swój wzrok na cztery zdezorientowane dziewczyny. - A teraz proszę grzecznie nam wytłumaczyć, co tu się dzieje, bo jak nie, to nie ręczę za siebie. I bez krzyków, proszę - rozkazała.
- Ja zacznę. Chodzi o to, że dzisiaj Justin był w szpitalu tej dziewczyny, która oberwała zamiast Nialla. I wiecie co chciał zrobić? Zabić ją. W szpitalu - powiedziała w miarę spokojnie niebieskooka.
- Czy to prawda, Justin?  - zapytała Jade.
- Tak, ale chciałem ją załatwić, bo mnie widziała.
- Jesteś debilem, Juss. Wiesz ilu ludzi jest w szpitalu? Nie zdążyłbyś uciec - podeszła do niego Patrycja.
- Po za tym, Horan był u niej w sali.
- To zabiłbym i jego - warknął.
- Tak, oczywiście, a potem byś wpadł na jego przyjaciół z zespołu - ironizowała Perrie.
- Zamknij się już, dobra? - powiedział, idąc na górę.
- Idź spać i więcej, kurwa, nie wracaj - krzyknęła za nim nadal zdenerwowana.
- Ty na razie ochłoń albo też idź się połóż - odezwała się Leigh, pierwszy raz tego wieczoru.
- Chyba jednak pójdę spać, bo mam dość wrażeń jak na jeden dzień - odparła blondynka, wchodząc na górę. Tak oto zakończyła się pierwsza kłótnia w ich grupie. Nie wróżyło to nic dobrego, ponieważ mieli współpracować, a nie walczyć między sobą.

__________________________________________________________________
Hej <3
Mamy nowy rozdział! Jest troszkę dłuższy niż dwa poprzednie.
Wena powróciła nareszcie :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Znowu jest akcja, jak w każdym innym ;p
Komentujcie i obserwujcie.
Agnes <3

Cześć! :)
Wiecie co właśnie robię? Gadam z Agnes na Skypie! Yay! Jaram się! ^^
Komentarze karmią wenę, kochani, więc napisz nawet głupie "SUPER, DZIEWCZYNY, KOCHAM WAS!", to naprawdę nam pomaga.
Liczę, że rozdział się spodobał.
Buziaki!
Cuckoo

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 5

Gdy Perrie obudziła się, zauważyła, że Jade nie ma obok niej. Zdziwiła się, ponieważ tylko ona musiała wstawać z samego rana do pracy. Niechętnie zeszła z łóżka i ruszyła w stronę łazienki, wykonując wszystkie poranne czynności. Wybrała strój na dzisiejszy dzień - czarną sukienkę do kolan i baleriny tego samego koloru. Niestety, nie miała pasującej do tego biżuterii, więc postanowiła pożyczyć coś od swojej przyjaciółki. Jak się okazało, kolekcja Jade świeciła pustkami. Niebieskooka postanowiła pójść do pokoju pozostałych koleżanek. Po cichu weszła do środka. Jej wzrok od razu przykuły śliczna srebrna bransoletka i wisiorek. Zabrała je i na paluszkach poszła do wyjścia. Przestraszyła się, kiedy usłyszała czyjś głos.
- Jak myślisz, że Cię nie widzę, to się grubo mylisz. Wieczorem ma to wrócić na swoje miejsce w nienaruszonym stanie.
- Obiecuje, że wróci, Jesy - powiedziała i szybko zamknęła drzwi. Zeszła po schodach do kuchni, ponieważ dopadł ją głód. Tam odnalazła swoją zgubę. Jade siedziała przy stole, jedząc płatki.
- Czemu nie śpisz?
- Obudziłam się godzinę temu i jakoś już nie mogłam zasnąć - wzruszyła ramionami.
- To do Ciebie niepodobne - uśmiechnęła się, buszując po wszystkich szafkach w kuchni.
- Pezz?
- Tak, Jadey?
- Chciałam Cię o coś zapytać.
- Więc wal śmiało.
- Wczoraj, gdy chciałam się położyć, zauważyłam na twoich policzkach ślady po łzach. Czy coś się stało? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko - powiedziała, a Perrie mało co nie upuściła miski, którą trzymała w dłoniach. Skąd ona wie? Jak to możliwe, że widziała? Co teraz? Perrie, wymyśl coś szybko. Różne pomysły krążyły po głowie dziewiętnastolatki.
- Nie płakałam - zaśmiała się. - Zdawało Ci się. Mamy tyle na głowie, że mogło Ci się przewidzieć.
- Tak sądzisz? - zapytała, podchodząc do przyjaciółki.
- Tak, Jadey. U mnie wszystko w porządku. Nie masz się czym martwić.
- Skoro tak mówisz. Możliwe, że mi się wydawało. Ahh, ja i te moje urojenia - zachichotała niebieskowłosa.
- Każdemu może się zdarzyć. No dobrze, ja muszę uciekać -  przytuliła lekko zdezorientowaną Jade i już po chwili siedziała w samochodzie. Perrie wyszła, a Jade dokończyła swoje śniadanie i stwierdziła, że pójdzie pobiegać. Ubrała luźnie spodnie oraz czarną bluzkę. Wyszła z domu. W tym samym czasie Perrie jechała do pracy, zastanawiając się, czy Jade na pewno jej uwierzyła. Wiedziała, że od teraz musi się pilnować, a także wyrzucić ze swojej głowy myśli o Zaynie. Nie będzie to dla łatwe, ponieważ jej zadaniem było ciągłe kręcenie się koło niego. "Nie masz prawa się zakochać. Nie masz prawa się zakochać." - powtarzała sobie ciągle. I z taką też myślą weszła do hotelu.


Dochodziła 10.00. Zayn krążył po pokoju, wywalając z szafy coraz większą kupę ubrań.
- Ten będzie dobry? – przyłożył różowy krawat do czarnego smokingu.
- Zayn… Idziesz na kawę, nie ślub własnej matki – zdegustowany Tommo przyglądał się kolorowtym T-shirtom na ziemi. – Masz. To będzie dobre.
- Przecież to zwykła czarna koszulka.
- No właśnie! – uśmiechnął się, po czym strzelił młynka oczami. – Nie rozumiesz? Kobiety lubią takie luzackie podejście do sprawy. No pomyśl tylko! – klepnął go w ramię. – Jakbyś się poczuł, gdyby ta cała Penny…
- Perrie!
- …Perrie przyszła w wieczorowej kiecce.
Malik zamyślił się. – Niekomfortowo.
- Otóż to, skarbie. Otóż to. Więc szoruj po jeansy i niezobowiązujący goździk czy co tam Penny lubi.
- Perrie!
- Whatever - machnął ręką, wracając na kanapę. – A tobie co?
- Domyśl się – prychnął Harry, ostentacyjne opuszczając pokój.
- Jak baba…

- A wtedy Hazza wyszedł z pokoju.
Blondynka zaśmiała się. – Macie w domu niezły ubaw.
- Taa, dobrze mieć ich przy sobie – zamyślony Zayn kreślił opuszkiem kółka wokół drobnej filiżanki.
- Też mam ciekawe doświadczenia z przyjaciółkami – powiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język.
- O, mieszkacie razem?
„Szlag by to! Podłapał temat.” - pomyślała.
- Nie, wyjechały – rzuciła szybko, zbyt szybko. Na szczęście coś wyrwało ją z opresji.
- Zayn?! – Liam wpadł do kawiarni, przywołując uwagę wszystkich klientów. – Niall! – krzyknął, podchodząc do stolika w kącie sali.
- Nie ma go z nami, jeśli widzisz. I nie, wcale nie prze…
- Zniknął!

* tymczasem *

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – uśmiechnięta pani z recepcji z uwagą przyglądała się chłopakowi.
- Chciałbym odwiedzić pewną dziewczynę.

___________________________________________________________________
Cześć :)
Ciocia dobra rada - zabierajcie krem, kiedy postanowicie się poopalać. (żalę się wszędzie, gdzie mogę xD)
Mam nadzieję, że rozdział piąty spełni wasze oczekiwania, jeśli pominiemy kwestię długości.
Komentarze karmią wenę!
Oddaję głos Agnes :)

Hej :)
Posłuchajcie rady Cuckoo ;p
Co do rozdziału to mam nadzieję, że Wam się podobał :)
Tak, pominięcie kwestii długości jest bardzo dobrym rozwiązaniem ;p
Jeśli czytacie to opowiadanie, to bardzo was proszę, komentujcie :)
Agnes <3

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 4

- Jeśli ktoś używa powiedzonka "angielska pogoda", to chyba jeszcze nigdy nie był w Polsce - westchnął Tommo. Bawił się loczkami Hazzy, próbując go uspokoić. Styles od zawsze bał się burzy.
- Może coś zjemy? Umieram z głodu - Liam podszedł do telefonu - Z obsługą poproszę.
- Dla mnie z podwójnym serem i kurczakiem!
- Naprawdę nie stać Cię na nic bardziej oryginalnego, Niall? - Louis pokręcił głową z dezaprobatą - Krewetki!
- I małże.
- A ty w ogóle potrafisz jeść z muszli, Curly?
- Nie pomógłbyś mi?
- Gej alarm - Payne zasłonił oczy - Co? Nie, nie! To nie do Pani! Chciałem zamówić kolację - wyszedł do sąsiedniego pokoju, pokazując środkowy palec w stronę śmiejących się chłopców.


- Ileż można czekać!
Minęło mnóstwo czasu, odkąd zadzwonił do hotelowej restauracji, a burczące brzuchy wciąż nie doczekały się zaspokojenia swoich potrzeb.
- Gdzie moje wytworne małże?!
- Dość tego! Idę złożyć skargę - Malik z impetem trzasnął drzwiami ogromnego apartamentu. Schodami skierował się na zaplecze kuchni, ignorując zdziwione twarze mijanych po drodze klientów motelu. Nie dbając o maniery, wpadł do środka, wrzeszcząc - Pokój 317 ma ochotę na ciepły posiłek, a tymczasem mijają dwie... - dopiero teraz zauważył, z kim miał przyjemność.
- Najmocniej Cię przepraszam. Mamy awarię. Rura pękła, wszystko po prostu pływa i...
- Nie, nie... To ja przepraszam. Trochę mnie poniosło. Po prostu umieramy tam z głodu i tak... Ja...Naprawdę nie chciałem na Ciebie krzyczeć, proszę, to znaczy... Przepraszam!
- Uroczo się plączesz - zauważyła dziewczyna formując wargi w nieśmiały uśmiech.
Malik z zakłopotaniem podrapał się po karku.
- Taak, no... Wiesz... Może Ci pomóc jakoś z tą rurą? Mój tata jest hydraulikiem, co nieco chyba potrafię.
- Mógłbyś? - spojrzała z wdzięcznością na potakującego chłopaka - To nie zajmie Ci wiele czasu, Zayn.
- Skąd wiesz jak mam na imię?
- Istnieją jeszcze ludzie, którzy nie wiedzą? - zachichotała, ponownie przyozdabiając jego policzki lekkim różem - Miło mi Cię poznać od tej strony, Panie Malik.
- Miło mi, że udało Ci się zdobyć pracę, Panno... - spojrzał na malutki identyfikator przypięty do uniformu kelnerki. - ...Edwards - udając nonszalancję, złożył lekki pocałunek na wierzchu jej dłoni. Wpatrywali się w siebie przez kilka minut.
- To...Bo...Rura...
- Ahh, tak! Prowadź.

- Klucz francuski?
- Nie masz nic przeciwko, jeśli wyjdę na sekundę? Poradzisz sobie? - zapytała, podając mu narzędzie.
- Idź, spokojnie.
Przymknęła drzwi, wybierając numer w swojej komórce.
- Jesy? Chyba go mam...

*kilka godzin później*

- Nareszcie wróciłaś! - krzyknął Justin, gdy zobaczył blondynkę w drzwiach.
- Jak było?
- Udało się tak, jak mówiła Jesy?
- No mów wreszcie!
- Spokój! - wydarła się Patrycja. - Dajcie jej dojść do słowa. Sama na pewno wszystko nam opowie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się, siadając na fotelu w małym salonie.
- Więc?
- Spokojnie Jade. Więc chyba się udało. Dzisiaj mieliśmy awarię, pękła rura i...
- Co jakaś rura ma do Malika?- zapytał zniecierpliwiony Justin.
- Kurwa, zamknij się i słuchaj - warknęła Jesy, na co od razu zamilkł.
- No i była ta awaria, ale przed tym oni zamówili jedzenie. Nikt im go nie przyniósł, więc wkurwiony Zayn przyszedł do nas i zaczął krzyczeć, że już tyle czekają. Kiedy zobaczył, że to ja zmieszał się i zaczął przepraszać. A i jeszcze na koniec zapytał o mój numer telefonu, więc na pewno się udało - uśmiechnęła się niebieskooka.
- Yeah! Jeszcze trochę i koniec tej misji! Będziemy mogli się stąd wyprowadzić! - krzyknęła uradowana Leigh.
- Widzę, że twoja misja, to jak najszybsze wyprowadzenie się z tego domu - zaśmiała się Pati.
- No oczywiście, że tak. Poza tym, to nie dom, tylko jakaś rudera.
- Przepraszam Was, ale jestem zmęczona. Pójdę się położyć.
- Już?
- Wybacz Jadey, ale ja, w porównaniu do Was, pracuję cały dzień. Dobranoc - skwitowała Perrie i szybko udała się do swojego pokoju. Tam przebrała się, wykąpała, po czym położyła do łóżka. Zaczęła rozmyślania na temat dzisiejszego dnia. Mimo wszystko podobał jej się czas spędzony z Malikiem, choć zdawała sobie sprawę, że nie powinno tak być. Miała go tylko w sobie rozkochać, a potem zabić, jak i resztę jego przyjaciół. Zastanawiała się tylko, dlaczego nie chciała już tego robić. Nie chciała go zabić. Miała nadzieję, że jakimś cudem z tego wybrnie, tak samo jak pozostali członkowie zespołu.


- Jak myślicie? Za ile czasu będziemy mogli ich dopaść? - zapytał uśmiechnięty Justin.
- Dużo go nie mamy. Musimy zrobić to jak najszybciej. Dajmy Perrie tydzień albo dwa, żeby jakoś jej zaufał i wyjawił, ilu posiadają ochroniarz i takie inne.
- Jesy ma rację. Cierpliwości. Nie możemy zaatakować, nie wiedząc ilu innych potencjalnych ludzi może zginąć. Wcześniej zauważyłam tylko dziesięciu. Poszłoby z nimi łatwo, ale po tym jak zjebałeś robotę, na pewno zatrudnili ich jeszcze więcej.
- Oj, zamknij się, Pinnock.
- Taka prawda, Juss, zjebałeś i tyle.
- Tak, wiem, ale nie musicie mi o tym ciągle przypominać, prawda Jade?!
- Dobra, już jesteśmy cicho. Ja też idę się położyć. Dobranoc - rzuciła i udała się do swojego pokoju, który dzieliła wraz z Perrie. Wykonała te same czynności, co wcześniej jej współlokatorka. Zdziwiła się, gdy zobaczyła na policzkach blondynki ślady po łzach. Chciała zapytać, o co chodzi, ale dziewczyna już spała, więc postanowiła przeprowadzić z nią jutro poważną rozmowę.

________________________________________________________________
Witam wszystkich <3
Mam nadzieję, że nowy rozdział się Wam spodobał. Piszcie, co o nim myślicie w komentarzach. To dla nas ważne. Jeśli Wam się podobało - komentujcie, jeśli nie także. Każda opinia jest dla nas ważna.
Nie przedłużam i oddaje głos Cuckoo.
Agnes <3

Cześć :)
Mogę się tylko podpisać rękami i nogami pod słowami Agnes. Naprawę uwielbiam czytać wasze komentarze. Sentymentalnie do nich podchodzę.
Dziękuję za tyle wejść. To wciąż dla mnie szok, że tyle was tutaj zajrzało.
Buziaki! :)
Cuckoo


niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 3

- Ja się zgłaszam - usłyszeli za sobą charakterystyczny głos, który należał do...
- Patrycja? - zapytał zszokowany Justin. - Co ty tu robisz?
- No jak to co? Przyszłam pomóc mojemu staremu przyjacielowi. W końcu sam przed chwilą mówiłeś, że potrzebujecie wsparcia - uśmiechnęła się. - Może byś mnie przedstawił swoim koleżankom?
- Aaa, już, już. - zmieszał się. - To jest Jade. Po prawej Perrie, a po lewej Jesy. Za nimi Leigh-Anne.
- Miło mi was poznać.
- Nam również - bąknęła po chwili blondynka.
- Ale czemu chcesz z nami pracować? - zdziwiła się Leigh. - Przecież Johnny to kawał...
- Sukinsyna? Tak, wiem. Ale przynajmniej można u niego dobrze zarobić. Pracowałam kiedyś dla niego razem z Justinem. Niestety, z powodu pewnych komplikacji musiałam zrezygnować.
- Dobra, nie gadajmy o naszej przeszłości. Skupmy się na zdaniu - rzucił Juss. - Chodźcie. Lepiej pojedziemy do mojego mieszkania. Tam wszystko ustalimy. - dodał, idąc w stronę samochodu. Patrycja ruszyła za nim. Dziewczyny wymieniły się zdezorientowanymi spojrzeniami, lecz także skierowały się do auta. Całą drogę zastanawiały się, dlaczego brunetka odeszła. Rozważały różne opcje, ale do żadnej z nich nie znalazły racjonalnego wytłumaczenia.

- Jesteśmy - Justin zatrzymał pojazd przed małym domkiem.
- Mamy tu mieszkać? - obrzydzenie malowało się na twarzy Nelson.
- To jest Polska. Czegoś ty się spodziewała, co? - zachichotała Pati, wychodząc na zewnątrz. Zrezygnowane dziewczęta również udały się do mieszkania.
W środku nie było szczególnie ładnie. Ich dom nie mógł przykuwać niczyjej uwagi. Justin pokazał wszystkie wolne pokoje. Perrie i Jade zajęły największy, nie dając najmniejszych szans Jesy oraz Leigh. Musiały zadowolić się mniejszym.
- A gdzie ja mam spać? - Pati podniosła brwi.
- Tutaj pojawia się problem, bo tylko moja sypialnia jest wolna - odpowiedział Juss.
- Ty sobie jaja robisz? Pojebało cię totalnie. Nie będę dzielić z tobą pokoju - skwitowała dziewczyna, podchodząc do niego.
- Nie tylko w jednym pokoju, ale jednym łóżku - uśmiechnął się perfidnie. - Nie masz innego wyjścia. Albo ze mną, albo na kanapie. Kiedyś na niej spałem. Nie jest zbyt wygodna - zaśmiał się.
- Jeszcze ci się za to odpłacę - warknęła, wchodząc do jego sypialni.
Szybko zasnęli. W końcu następnego dnia trzeba wymyślić dobry plan, by jak najszybciej wdrążyć go w życie.

Około siódmej rano siedzieli już w małym salonie.
- Musimy w końcu coś wykombinować. Nie mamy wiele czasu.
- Wiem, Jesy, wiemy. Nie jest łatwo, kiedy chłopcy są pod ciągłą ochroną.
- Mam! - krzyknęła Patycja. - Mam plan!
- Mów!
- Możemy podejść ich inaczej. Najlepiej poprzez serce...
- Chyba nie do końca ogarniam.
- Bo jesteś chłopakiem! I w dodatku debilem. Chodzi mi o to, że któraś z dziewczyn może kręcić się w pobliżu, dopóki jeden z nich jej nie zauważy i nie poczuje czegoś. No wiecie! Wydaje mi się, że to dość łatwe. Każdy facet ulega, gdy widzi śliczną, dobrze ubraną dziewczynę. Na przykład Perrie! Może zatrudnić się w ich hotelu jako kelnerka czy coś. Sami rozumiecie - strój i inne duperele.
- Czemu ja?! - zaprotestowała.
- A dlaczego nie? Jesteś ładna i w dodatku jesteś blondynką - odezwała się Jade.
- To jak? Zgadzasz się?
- Dobra! Niech wam, kurwa, będzie! - warknęła wkurzona.
- Czas działać - wredny uśmiech zagościł na ustach Jussa.

* w kurorcie La Roux *

- Matko Boska, wyłączcie to! - Tomlinson przekręcił się na łóżku, chowając głowę pod ramię Harry'ego. Kto, do cholery, wpadł na pomysł, aby ustawić Skrillexa jako poranny alarm?
Liam, niczym zombie, czołgał się w stronę telefonu Stylesa, ciągnąc za sobą podwójny materac, który dzielił z Zaynem mamroczącym coś między pierwszym a drugim chrapnięciem.
Kiedy "Bangarang" zamilkł w połowie czegoś, co można nazwać refrenem, westchnienie ulgi wypełniło ciasną, acz wysoką sypialnię.
- Komu kawy? - Payne ledwo trzymał się na nogach, podchodząc do niewielkiego aneksu kuchennego.
- Mnie! - krzyknęły jednocześnie trzy zaspane głosy.
- Mleko dla Lou, dwa cukry dla Zayna, mleko i jeden cukier dla Hazzy, mleko i dwa cukry dla... - zmarszczył brwi. Nigdy nie był dobry z matematyki, ale chyba wiedział, ilu kolegów liczy zespół. - Gdzie Niall? - rozejrzał się po pokoju. Nierozpakowane walizki Horana stały tam, gdzie wczoraj, skórzana kurtka wciąż przewieszona przez oparcie krzesła.
- Mówiłem, że to zły pomysł, aby nocował sam w salonie - Tommo wyszedł z sąsiedniego pomieszczenia. - Kanapa pusta i zasłana, jakby nikt z niej nie korzystał.
Nagle rozległo się donośne pukanie.
- Niall?! - z prędkością torpedy dobiegli do drzwi.
- Dzień dobry! Przyszło śniadanie! - postawny mężczyzna wszedł do środka z pięcioma małymi paczuszkami od Subwaya.
- Paul, zgubiliśmy Horana!
- Spokojnie, widziałem go na tarasie - położył torby na stole. - Chyba nie ma się za dobrze.
Napięcie opuściło spięte mięśnie chłopców. Liam potarł zaczerwienione spojówki.
- Co tak gło... Kawa! - roznegliżowany Hazza rzucił się na parujący napój, kompletnie ignorując obecność pozostałych.
- Ubrałbyś się - rzucił zniesmaczony Higgins, odwracając wzrok od jędrnej pupy Stylesa. - Swoją drogą, dlaczego młody siedzi sam? Pokłóciliście się? To raczej nieodpowiedni moment na fochy.
- Nialler znosi to gorzej niż my. Wczorajszy incydent... Miał jakieś przeczucie, a my to zwyczajnie zignorowaliśmy.
- Wizyta w Mullingar mogłaby pomóc.
- Masz rację Harry, lecz, niestety, nieprędko znów zobaczy rodzinne miasto.
- Co masz na myśli? - zdenerwowane spojrzenia lustrowały ochroniarza.
- Przykro mi dzieciaki, ale ze względu na okoliczności musicie zostać w tym ośrodku. Może przez tydzień, może miesiąc. Tutaj będziecie bezpieczni, póki sprawa tego psychopaty nie zostanie rozwiązana.
- Ale...
- Zalecenie Modest Managment - wzruszył ramionami, biorąc łyk soku.
- Ahh, Modest! - Tommo klasnął w dłonie, zeskakując z blatu.
- Dokąd idziesz?
- Obudzić Zayna. Potrzebuję dobrego rywala, bo zaraz wybuchnę.

* jakiś czas później *

- Jesteś do kitu!
- Dawno nikt nie strzepnął ci lakieru z włosów, co, Malik?!
Okazało się, że hotel był całkiem nieźle wyposażony. Basen, sauna, pole golfowe oraz siłownia z niedużym ringiem bokserskim.
- Skopię ci dupę, Tomlinson!
Zayn i Lou od dobrych dwóch godzin dawali sobie wycisk. Umieli wyłączyć wszelkie niepotrzebne emocje oraz całkowicie skupić się na przeciwniku.
Tommo wychodził na prowadzenie. Po szybkiej serii ciosów, Zayn mocno oberwał, krzywiąc się z bólu. Starszy kolega wykorzystał sytuację, powalając czarnowłosego na twardy parkiet, zdjąwszy rękawicę, oznajmił - Osiem do siedmiu!
- Mam dość! Oszukujesz - zarzucił ręcznik na spocony kark. Mocno zarysowany tors unosił się niespokojnie, wprawiając tatuaże w lekkie drżenie. - Idę pod prysznic!
- Lalunia dostała po dupie.
- Stul dziób!
Nie lubił przegrywać. W szczególności z Tomlinsonem. Dupek będzie szczycił się tym przez najbliższe lata świetlne. Lata świetlne w tym pieprzonym kurorcie.
- Au!
Pochłonięty myślami, kompletnie nie patrzył przed siebie.
- Najmocniej przepraszam! - schylił się, by pozbierać dokumenty. - Rozmowa kwalifikacyjna? - wargi wygięły się w lekkim uśmiechu.
- Tak. Potrzebuję pracy wakacyjnej - blondynka przejęła dokumenty z rąk chłopaka.
- Wobec tego powodzenia! Na razie! - skinął głową.
- Taaa... - westchnęła, gdy znalazł się wystarczająco daleko. - Do zobaczenia, Zayn.

________________________________________________________________


Patrycja Harris
Ma 18 lat i jest dawną przyjaciółką Justina.
Pracowała z nim, ale, niestety, z powodu 
pewnych komplikacji musiała wyjechać.
Teraz jednak wróciła i będzie pomagać Justinowi 
i dziewczynom w zlikwidowaniu One Direction.



Hej <3
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Nie będę się rozpisywać, bo od tego jest Cuckoo ;p
Komentujcie, bo to zachęca nas do dalszego pisania.
Agnes <3

Cześć :)
O matko, spocony Zayn w siłowni *_* To chyba źle ekscytować się rzeczami, które samemu się napisało.
Chciałam podziękować za ponad 1000 wejść i komentarze pod ostatnim rozdziałem. Mordka mi się cieszy, gdy widzę te rosnące cyferki. Naprawdę wielkie dzięki!
Liczę, że rozdział trzeci wam się spodoba.
Enjoy! :)
Cuckoo

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 2

- Panie i panowie! - donośny głos organizatora roznosił się echem po ogromnym centrum handlowym. - Przyjechali do nas prosto z Londynu! Największa sensacja muzyki pop od czasów grupy The Beatles! Proszę, powitajmy gorącymi brawami... - krzyki i piski już dawno przekroczyły odpowiednią dla ucha ilość decybeli. - ONE DIRECTION!!!
Pięciu nienagannie wystrojonych dżentelmenów wkroczyło na niewielki podest. Pomachawszy rozhisteryzowanym fanom, głównie płci pięknej, zajęli miejsca przy stole zasłanym białym obrusem.

Mijały minuty, a kolejka płaczących dziewcząt wcale nie malała. Bynajmniej, przypadkowi klienci, widząc zamieszanie, dołączali do tłumu śpiewającego "What makes you beautiful".
- Kocham was!
- Jesteście dla mnie wszystkim!
- Nie wyobrażam sobie dnia bez posłuchania "Take me home"!
- Jestem z wami od 2008 roku! - kto powiedział, że wszyscy to "fani" z prawdziwego zdarzenia?
Płyty, plakaty, T-shirty i inne gadżety z podobiznami chłopców toczyły wędrówkę z rąk do rąk - począwszy od Harolda, kończąc na Niallu.
- Śliczna koszulka, kochanie! - Liam właśnie przytulał uroczą blondyneczkę.
- Pewnie wyprana w Pervolu - zaśmiał się Lou. - Kocham te polskie reklamy!

Czas upływał, a ochrona zaczynała się niecierpliwić.
- Jeszcze tylko dziesiątka! - krzyknął Paul, odgradzając od kolejki resztę niepocieszonych małolat.
- Nareszcie - westchnął Malik.
Pomimo nieograniczonej miłości do Directionerek czasami życie "bożyszcza nastolatek" było naprawdę męczące.
- Jak ci na imię, złotko? - w gorący uścisk Daddy'ego wpadła maleńka, góra pięcioletnia dziewczynka.
- Klara! - doskonale rozumiała angielski? Wow!
- Przypominasz mi moją siostrę - rozmarzył się Tommo, a rozchichotany aniołek rzucił mu się na szyję. - Ohh, zdecydowanie ją przypominasz!
- Kochanie, zwariowałaś?! Puszczaj natychmiast pana Tomlinsona! - młoda brunetka wzięła szkraba na ręce. - Najmocniej przepraszam.
- Pana Tomlinsona? - Louis rozejrzał się po kolegach z zespołu. - Od dzisiaj się tak do mnie zwracacie! - triumfalnie wyszczerzył uzębienie, wzrok ponownie kierując na Klarę i jej opiekunkę. - Nic się nie stało. Ba! Za to, że urzekłaś moje serce, pozwolę ci dotknąć loków Hazzy!
Uradowana kruszyna pobiegła w stronę Larrego.
- Ktoś tu ma przywileje - stwierdził Horan. Chyba pierwszy raz tego wieczoru na jego ustach zagościł prawdziwy uśmiech.
Ciemnowłosa towarzyszka dziecka, nieco zakłopotana, odgarnęła zbłąkany kosmyk z czoła.
- Nie każdy dotyka świętych włosów? - zachichotała, a rozkoszne dołeczki ozdobiły rumiane z zawstydzenia policzki.
- Uwierz mi, wiele razy próbowałem - zagryzł wargę. Wbrew ciągłemu zainteresowaniu jego osobą, wciąż odczuwał dyskomfort w kontaktach z pięknymi kobietami. - Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytał po niezręcznej chwili milczenia. Jak na złość reszta bandu zajęta była fankami.
- Nie, nie... To znaczy... - zmieszała się. - Skoro już mnie w to wciągnięto... - grzebała w przewieszonej przez ramię torbie. - Autograf najsławniejszego współcześnie Irlandczyka poproszę! - położyła przed nim wymiętą kartkę z brulionu.
- Nie jesteś naszą fanką? Radzę się do tego nie przyznawać, gdy znów wylądujesz w tłumie!
- Dziękuję, na pewno skorzystam z tej rady! - zawtórowała mu chichotem.
- Jula, Jula, patrz, co mam! Pukiel włosów Harry'ego!
Przerażenie zakwitło na twarzach obojga.
- Co masz, cukiereczku?
- Louis mi dał! Louis jest super! - klasnęła w pulchne rączki i zbiegła ze sceny, kompletnie nie zawracając sobie głowy pozostawionym w dłoniach zdezorientowanego Liama egzemplarzem "Siły Marzeń".
- Chyba powinnam ją złapać. Miło było porozmawiać - skinęła grzecznie i pędem ruszyła za niesfornym przedszkolakiem z wyraźnym syndromem ADHD.
- Koniec! Przenosimy się na scenę, czas występu! - rzucił jakiś dryblas w uniformie służbowym.
Wszyscy wstali z zajmowanych miejsc, wszyscy oprócz...
- Niall? Idziesz? - rozbawiony Zayn wciąż nie mógł opanować napadu głupawki po akcji z lokami Hazzy.
- Tak, tak - podniósł się leniwie, chowając do kieszeni zmiętą kartkę ze swoim autografem i... numerem telefonu.

- When he opens his arms and holds you close tonight, it just won't feel right, 'cause I can love you more than this... - harmonia pięciu wokali unosiła się w olbrzymim pomieszczeniu. Zahipnotyzowany tłum powtarzał słowa w rytm muzyki. Nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy.
Tymczasem, gdy nadeszła pora na solo Nialla, w jednym z pięciu mikrofonów nie pojawiły się żadne, choćby najmniejsze dźwięki. Twarze zarówno fanów, chłopców jak i instrumentalistów skierowały się w lewy róg skromnej sceny, gdzie sparaliżowany Horan wpatrywał się w jeden punkt na końcu sali.
Potem sprawy potoczyły się dość szybko.
To jeden z tych momentów, kiedy w filmach spowalnia się tempo, uszy pieści dramatyczna kompozycja i rozpoczyna się punkt kulminacyjny. Niestety, w prawdziwym życiu wszystko wygląda mniej kolorowo lub profesjonalnie.
Krzyki. Harmider. Masowa ucieczka. Spanikowana ochrona. Świst kul przeszywający napięte powietrze.

*pół godziny później*

- Niall? Słyszysz mnie? Niall? - blondyn powoli otworzył oczy. - Dzięki Bogu! - zniekształcona sylwetka Harry'ego zamigotała nisko nad twarzą zszokowanego Horana.
- C-c-co się...
- Przepraszam, że żartowałem sobie z twoich obaw - wypalił Boo Bear, mocno go obejmując. W normalnych okolicznościach sam zacząłby mu dogryzać. Lou nie słynął z okazywania skruchy.
- Gdzie jestem? - rozejrzał się wkoło. - Gdzie Julia?
- Kto? - Malik zmarszczył brwi. - Na pewno się obudziłeś?
- Julia! Stała w pierwszym rzędzie. Była dzisiaj z Klarą.
- Czy to ta... - Liam trzepnął Zayna w ramię, po czym napomknął coś o konieczności odpoczynku.
- Co się, do kurwy nędzy, wydarzyło?! - wrzasnął z takim zdecydowaniem, że nawet wiecznie dumny Tomlinson odsunął się z wyraźnym wzdrygnięciem.
- Niall, po prostu...
- Bez ogródek.
Payne westchnął i położył dłoń na ramieniu Irlandczyka.
- Na naszym koncercie pojawił się ten... ten ktoś. Doszło do strzelaniny.
Informacje z lekkim opóźnieniem docierały do drobnego chłopaka. W mgnieniu oka wargi przybrały odcień dziwnej bladości, a ręce wpadły w niekontrolowane drżenie.
- Czy ktoś... - nie musiał kontynuować.
- Ta cała Julia...- zaczął Zayn. - Ona... Mam wrażenie, że to ta dziewczyna, która...
- Ktoś celował prosto do ciebie, a ona w kilkanaście sekund wskoczyła na scenę i zasłoniła cię własnym ciałem, nim do kogokolwiek dotarło, co się w ogóle dzieje. Parę kul trafiło fanów, nawet jednego ochroniarza. Poza tym upadłeś, uderzyłeś się w głowę i zemdlałeś. Teraz jesteśmy w hotelu odcięci od wszystkiego co podejrzane i niebezpieczne, łącznie z prądem - wypalił jednym tchem Louis.
- Nie tak bezpośrednio! Jasna cholera, Lou! - Liam skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Czego się spodziewasz po człowieku, który ucina kolegom włosy - burknął wkurzony Styles.
- Przepra... - głos Nialla załamał się całkowicie, a typowo irlandzki akcent ucichł, zduszony trzaskiem drzwi do pobliskiej łazienki.



W tym samym czasie, gdy na scenie panował chaos, chłopak odpowiedzialny za śmierć kilku osób, spokojnie wyszedł przed budynek galerii. Niestety, nie wykonał dobrze swojego zadania i nie trafił w żadnego z członków tego "pożal się boże" boysbandu. Kroki skierował w stronę starej fabryki, gdzie miał czekać na niego szef. W połowie drogi zauważył jednak, że ma towarzystwo. Jakby nigdy nic szedł dalej. Zakręcił w jedną z bocznych uliczek, a gdy trzy dziewczyny zrobiły to samo, wyskoczył z ukrycia i przyłożył pistolet do skroni jednej z nich.
- Teraz macie mi powiedzieć, czemu mnie śledzicie, lub wasza śliczna koleżanka zginie - powiedział cicho, lustrując wzrokiem każdą z nich. Jednak one kompletnie się tym nie przejęły. Patrzyły na niego z politowaniem.
- Nie radzę. Też umiem strzelać. Masz wybór - albo ją puścisz, albo rozpierdolę ci tę twoją żałosną główkę - warknęła czarnowłosa.
Bezradny chłopak musiał odpuścić. Przecenił swoje możliwości. Nie mógł uwierzyć, że nie zauważył, iż tylko trzy dziewczyny ruszyły za nim. Uparcie szukał wyjścia z tej sytuacji. Kiedy szatynka zabrała broń z jego czoła, wykorzystał moment i powalił ją na ziemię.
- Co się tu dzieje?! - pięć par oczu skierowało się na wysokiego mężczyznę w kapeluszu.
- Nic. Po prostu załatwiamy między sobą porachunki. Nie widać, kurwa? - warknęła niebieskowłosa.
- Nie tym tonem! To ja tu żądzę i macie mnie szanować, gówniarze! - krzyknął, zdejmując nakrycie głowy. Wyszedł z półmroku tak, aby wszyscy go zobaczyli.
- Co ty, do chuja, robisz w Polsce?
- Sprawdzam, czy nie zjebałeś roboty.
- Stop! Chwila, bo ja chyba czegoś nie łapię. Kazałeś nam i jemu zlikwidować One Direction? Do reszty cię pojebało, Johnny?!
- Nie TYM tonem, Perrie! Powtarzam, ja tu żądzę i chuj mnie obchodzi wasze zdanie! Dostajecie hajs za dobrze, podkreślam - DOBRZE, wykonane zadanie, a to zjebaliście i tyle!
- To po co dałeś tego idiotę, który to wszystko zjebał?!
- Dobre pytanie, Jade. Ich jest pięciu, wy cztery, więc pomyślałem, że Justin się wam przyda. Podzielcie się jakoś.
- Ale...
- Nie chcę słyszeć żadnego "ale", Leigh! - krzyknął znowu. -Macie wykonac polecenie. Daję wam czas do końca tego miesiąca. Tyle ode mnie. Ahh, Jesy, jako najstarsza pilnuj, aby znowu ktoś nie zniszczył roboty - spojrzał znacząco na Jussa, a po chwili już zniknął.
Cała piątka stała w osłupieniu, nie wiedząc, co powiedzieć. Gdy otrząsnęli się z szoku, zaczęli opracowywać plan, jak wyeliminować 1D. Nie było miejsca na błędy. Nic nie mogło się wydać.
- Musimy znaleźć jeszcze jedną osobę do tego, żeby mogła nas ubezpieczać, w razie jakiejś walki z ich ochroną, czy coś... - odezwał się Justin.
- Ja się zgłaszam - usłyszeli za sobą charakterystyczny głos, który należał do...

__________________________________________________________________
Cześć :)
WOW! - tak chyba opiszę swoje uczucia na chwilę obecną. Dawno nie miałam takiej weny.
Mam nadzieję, że nasza praca się wam spodoba.
Na blogu trochę nowości, ale pozwolę powiedzieć o nich Agnes, gdyż to jej inicjatywa. Ja tutaj tylko tworzę. ^^ (swoją drogą, nieładnie tak przeklinać, kochanie ;p)
Dziękujemy za sześć komentarzy pod pierwszym rozdziałem. To naprawdę dużo dla nas znaczy!
Buziaki! :)

Tak jak powiedziała Cuckoo są pewne zmiany. Dodałam kilka zakładek. Możecie tam między innymi znaleźć nasze konta na twitterze lub asku. Oczywiście jest też miejsce na linki do waszych opowiadań :)
A co do rozdziału to mam nadzieję, że wam się spodoba :) Wszystkie informacje macie w zakładkach, więc serdecznie zapraszam do przejrzenia ich.
Agnes <3