sobota, 14 września 2013

Rozdział 16

Następnego dnia wieczorem Jesy i Leigh-Anne postanowiły porozmawiać ze swoimi przyjaciółkami. Po kolacji, gdy chłopcy postanowili zagrać w piłkę, zaciągnęły dziewczyny na krótki spacer.
- Skoro już jesteśmy dość daleko od domku, to powiedzcie nam, po co nas tu zaciągnęłyście - uśmiechnęła się Perrie.
-Chcemy z wami porozmawiać - powiedziała Jesy.
- O czym? - zapytała Thirlwall.
- O tym całym pierdolonym zadaniu, którego nie chcę wykonywać. Polubiłam ich i naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby coś złego im się przytrafiło. Poza tym, wydaje mi się, że wy też nie chcecie już tego robić. Zawsze każdą misję wykonywałyśmy bez żadnych problemów, a teraz dla każdej jest inaczej. Na początku traktowałam to jako kolejną brudną robotę, ale to koniec. Nie będę maszyną do zabijania. Mam dość. Pamiętacie, gdy  mówiłam, że marzę o odpoczynku? Już wtedy zastanawiałam się nad zostawieniem tego wszystkiego. Teraz jestem pewna na sto procent, że nie chcę tak dłużej żyć. W ciągłym strachu przed tym, że w każdej chwili może złapać nas policja. Że ktoś da nam kulkę w łeb i po człowieku. Chcę mieć normalne życie - gdy Leigh zakończyła swój monolog, dziewczyny nie wiedziały co powiedzieć. Nie miały pojęcia, że tak się czuła. Nie wiedziały nawet o jej wrażliwości.
Jako pierwsza otrząsnęła się Jade. Szybko podeszła do Pinnock i przytuliła ją. Zaraz potem dołączyła także Perrie, a na końcu Jesy.
- Nie wie...Myślałam...Ale...Przepraszam cię. Jako dobra przyjaciółka powinnam zauważyć, że coś jest nie tak - szepnęła Thirlwall.
- Ej, nie masz za co przepraszać. To ja za długo ukrywałam się pod maską zimnej suki.
- Wiecie, musimy wymyślić bardzo dobry plan na pokonanie Justina i Patrycji - wtrąciła się Jesy. Jako jedyna myślała trzeźwo.
- Oj Jesy, Jesy. Powiemy im, że pojechałyśmy tutaj, aby Liegh-Anne mogła zbliżyć się do Nialla, bo...
- Że co? To tylko mój...
- Jeśli powiesz, "to tylko mój przyjaciel", przysięgam, jeszcze dzisiaj pójdę do niego i pokażę twoje zdjęcie w samych majtkach!
- Nie odważysz się.
- Chyba jeszcze mnie nie znasz.
- Wiesz co, Perrie, wydaje mi się, że jemu to zdjęcie wcale nie jest potrzebne. W końcu mają wspólny pokój - zaśmiała się Nelson.
- Odwalcie się - warknęła Pinnock, siadając na ławce nieopodal dziewczyn.
- Chodź tu, baranie. Perrie nie skończyła opowiadać!
Naburmuszona dziewczyna wolnym krokiem wróciła do przyjaciółek.
- A więc, powiemy im, że Niall to ten najbardziej naiwny i na pewno wszystko wyśpiewa. To samo możemy nagadać Johnny'emu. Żeby nam uwierzyli, zaczniemy wymyślać sztuczny plan, jak załatwić chłopaków. Ustalimy miejscem gdzie niby będzie One Direction i wtedy ich załatwimy. To nasza ostatnia misja i ostatnie osoby, które kiedykolwiek zlikwidowaliśmy. Wchodzicie w to?
- No jasne. Ale ja biorę Justina i jeśli któraś odbierze mi tę przyjemność, to nogi z dupy powyrywam - zagroziła Jesy.
- No chyba... - wypowiedź Leigh-Anne przerwał telefon Jade. Dziewczyna odebrała i przełączyła na głośnomówiący.
- Hej, Jade. Jak tam?
- Wszystko dobrze, a u was?
- Jak na razie okej. Gdzie jesteście i kiedy wracacie?
- Pati, możemy o wszystkim pogadać, gdy wrócimy. Mamy świetny plan. Jesteśmy blisko skończenia zadania. Tylko musicie poczekać kilka dni, a wszystko wam wytłumaczymy.
- Następnym razem jadę z wami. Jeśli do powrotu nie wyląduję w pokoju bez klamek, będzie bardzo dobrze. Justinowi ciągle odwala - zaśmiała się.
- Współczuję. Obiecuję, że wrócimy niedługo - powiedziała Jade.
- No, ja mam nadzieję, bo inaczej uduszę za zostawienie mnie z tym kretynem.
- Ja to wszystko słyszę - gdzieś z oddali dobiegł je głos Justina.
- Kończę, bo jesteśmy z chłopakami i właśnie nas wołają.
- Dobra. Odezwijcie się jeszcze - powiedziała Patrycja, a następnie rozłączyła się.
- Wow! Nie wiedziałam, że umiesz tak dobrze kłamać - zaśmiała się Jesy.
- Lata praktyki, skarbie - uśmiechnęła się.
Resztę spaceru dziewczyny spędziły na wygłupach. Choć na chwilę udało im się zapomnieć o wszystkich problemach.

- Jesteś kretynem Louis - zachichotał Harry.
- Może pomógłbyś mi wstać, a nie - oburzył się Tomlinson.
- No już, już - podał rękę starszemu chłopakowi, ciągnąc go do góry.
- Gdzie idziemy?
- Możemy przejść się nad to małe jeziorko, które pokazywałem ci wczoraj - uśmiechnął się Styles, łapiąc dłoń Louisa.

- Wow, ślicznie tu - zachwycił się Louis, gdy byli już na miejscu.
- W dzień nie byłoby już tak ładnie. W nocy jest o wiele lepiej.
- Tak, tak widzę. A teraz chodź tutaj i mnie przytul, bo zimno - uśmiechnął się Tommo. Styles podszedł do chłopaka. Niestety, nie przewidział jego planów i już po chwili leżał w lodowatej wodzie.
- Zemsta - zaśmiał się, uciekając.
- Niech cię tylko dorwę - warknął Harry, biegnąc za nim. - I tak nie uciekniesz daleko. Jestem szybszy - krzyknął. Chłopak zniknął z jego pola widzenia, lekko strasząc Hazzę. - Louis? Gdzie jesteś? - brak odpowiedzi. - Louis, to nie jest śmieszne, wychodź natychmiast! - znowu nic. - Kurwa, Louis! - przestraszył się. - Louis! - krzyknął znowu, po czym usłyszał za sobą stłumiony śmiech.
- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny.
- Jesteś pojebany.
- Przecież to tylko żart.
- Zajebiście śmieszny. Myślałem, że ten ktoś tu jest i mógł ci coś zrobić - warkną, a z ust Louisa natychmiast zszedł uśmiech. Niepewnie podszedł do Harry'ego.
- Przepraszam... Nie chciałem. Myśl... Przepraszam - szepnął, spuszczając głowę w dół.
- Nigdy więcej, okej? - zaczął Styles - Nie przeżyłbym, gdyby coś ci się stało. - szepnął, całując go w czoło. - Przytuliłbym Cię, ale jestem teraz cały mokry.
- Walić to - powiedział Lou i wtulił się w ciało zielonookiego. Stali tak przez chwilę. Nie przeszkadzał im chłod i zimno. Ignorowali fakt, że na pewno będą chorzy.
- Wracamy? - ciszę przerwał głos Harry'ego.
- Okej - zaśmiał się Louis, przyciągając młodszego do delikatnego buziaka. Po chwili oderwali się od siebie, a następnie zaczęli kierować się w stronę ich domku.
- Ciesze się, że tu jesteśmy - rzucił Harry. - Tutaj nikt nam nie zabrania bycia sobą, nie ma Modest, nie ma zakazów, jesteśmy tylko prawdziwy my. Chciałbym, żeby tak było zawsze, żebyśmy mogli być wolni. Boję się, że gdy wrócimy do UK, nie przetrwamy tych wszystkich zakazów
- Harry...
- Tak, wiem. Pamiętam, co mi wtedy mówiłeś, ale i tak się boję. Nie chcę stracić tego, co mamy, nie chcę stracić Ciebie.
- Nie stracisz, Hazz. Będę o nas walczył. Za długo czekałem na to wszystko, żeby teraz zwyczajnie zrezygnować. Wiem, że gdy wrócimy do UK, nie będziemy wolni, ale to tylko do zakończenia umowy. Gdy się skończy, zabiorę cię na prawdziwą randkę, tam, gdzie będą ludzie i wtedy pokażę wszystkim, że Harry Styles jest mój - uśmiechnął się. - Zobaczysz, pewnego dnia cały świat zobaczy, jak mi zależy.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję - skwitował, całując delikatnie usta młodszego chłopaka. - Kocham Cię, wiesz? - powiedział, odrywając się od niego.
- Ja Ciebie też, Boo.

Kiedy dziewczyny wróciły do domu, Leigh od razu wróciła do pokoju. Weszła do środka, zauważyła Nialla siedzącego na krawędzi łóżka.
- Czemu się... - przerwała, widząc strugi łzy na jego policzkach. - Boże, Niall, co się stało? - podeszła do łózka i przytuliła go.
- No bo ja....ale...tak
- Co jest? Mi możesz powiedzieć, pamiętaj o tym.
- Wiem. Po prostu...tak jakoś myślałem o tym wszystkim i...
- Nie kończ, wiem o co chodzi -westchnęła. - Posłuchaj mnie uważnie. To nie twoja wina, że Julia nieżyje. To ten pojebany facet ją zabił. Raczej wiedziała, co może się stać, gdy złożyła  zeznania na policji. Wiem, że złamanego serca nie da się szybko wyleczyć, ale ja Ci pomogę. Od tego ma się przyjaciół.
- Nie chce żebyś była tylko moją przyjaciółką - powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Zszokowana Pinnock nie wiedziała, jak odebrać jego słowa.
- Ale jak to? - zapytała po chwili.
- Chodzi mi o...  Czuję się niewierny względem Juli. To dzieje się szybko i... - zaczął niepewnie. - Nie znam cię długo, ale lubię cię. Może troszkę więcej niż lubię. Zależy mi na naszej znajomości, ale nie chce od razu angażować się jak Liam i Jade lub Perrie i Zayn. Chciałbym zabierać Cię na randki, aby lepiej Cię poznać, a dopiero potem myśleć, co będzie dalej - skończył, a Pinnock siedziała w ciszy i osłupieniu.
- To gdzie idziemy na randkę?
- Co?
- Powiedziałeś, że chcesz zabierać mnie na randki, więc pytam, gdzie idziemy.
- Czyli się zgadzasz?
- Pewnie - uśmiechnęła się.
- Może być piknik jutro? - zapytał, rumieniąc się.
- Mi pasuje - przytaknęła.

* następnego dnia *

- Co bierzecie?
Perrie, Zayn, Liam, Jade i Jesy siedzieli przy stoliku w zacisznym kącie podhalańskiej restauracji.
- Kurczaka!
-  Na śniadanie? – Perrie wywróciła oczami, ze znudzoną miną przeglądając menu. – Poproszę naleśniki na słodko.
Liam przytaknął, zwracając się do Jade.
- To samo – uśmiechnęła się, zamykając kartę.
- Kurczak, dwa razy naleśniki, dla mnie jajecznica i…
- I tosty – dokończyła Nelson.
- Okej. Idę zamówić.
- Pomogę ci – Jesy podążyła za Paynem w kierunku lady. – Liaś?
- Tak?
- Czy ty i Jade to już oficjalne, bo nie wiem, czy wygrałam zakład.
- Proszę?!
Liam stanął jak wryty, o mało nie potrącając kubka ze słomkami na blacie.
- Leigh uważa, że sprawy wyjdą na wierzch za dwa tygodnie z hakiem. Ja uwierzyłam w twoją romantyczną naturę i postawiłam sto funtów na akcję w czasie tego wyjazdu. Podkreślam, Liaś, sto funtów – uśmiechnęła się triumfalnie, dzwonkiem przywołując obsługę.
- A-a-ale…
- Żadnego ale. Wiesz, ile mogę kupić za tyle forsy? Bierz sprawy w swoje ręce! Tik-tak – palcem wskazała zegar wiszący nad półkami pełnymi kufli i filiżanek.
- Siucham?
- Poprosi-si-si… - dziewczyna zamarła, tracąc równowagę. Zdezorientowany Payne, podtrzymał ją za ramiona, skonsternowany wzrok przenosząc na kelnera.
- Wszyśko w poziondku?
Ciemnowłosy chłopak z wyraźnie skandynawskim akcentem wyciągnął dłoń w kierunku Jesy. Przyjęła ją, wracając do stabilnej pozycji, jednak wciąż gapiła się na niego oczami wielkimi jak spodki.
- Pani słabo? – zapytał łamanym polskim, próbując wyrwać rękę ze ściskających ją mocno palców Nelson.
- Czy on wyznaje mi miłość? – szepnęła w stronę Liama, uśmiechając się, jakby wygrała na loterii. – Powiedz, że jest piękny.
Liam westchnął głośno, składając zamówienie. Z Jacksonem, co wywnioskował z plakietki na uniformie, dogadał się polsko-angielsko-szwedzkim. Z trudem odciągnął Jesy z powrotem, tłumacząc, że Jackson wcale nie zaoferował jej randki.
- Wygląda jak Bradley Cooper – rozmarzyła się, powłóczając nogami w stronę stolika.
- Nigdy nie widziałem cię takiej... dziewczęcej? – Payne zachichotał, w skupieniu przyglądając się brunetce. – Ty masz uczucia, wow. Dobra! – podniósł ręce w poddańczym geście, kuląc się pod jej morderczym spojrzeniem. – Wiem, że masz uczucia! Jade mówiła o pogrzebie twojego psa, na którym płakałaś…
- Zamknij się, jeśli chcesz jeszcze żyć – zagroziła mu, ruszając przodem.
- Nareszcie, co tak długo?
- Jesy podry…
Liam ugryzł się w język, wciskając się między Zayna i Perrie, byle tylko nie siedzieć przy Nelson i jej chęci morderstwa.
- Kelner zbyt dobrze nie zna angielskiego – wzruszył ramionami, potulnie ignorując zwycięski uśmieszek Jesy.

- Umieram! – Zayn oparł się o ścianę, odsuwając od siebie talerz.
- Mówiłam, że kurczak to zły pomysł – Perrie uszczypnęła go w policzek, w odwecie otrzymując solidną porcję łaskotek. – Dobra, już dobra!
- Trzeba zapła…
- Ja pójdę! – Jesy zerwała się z miejsca, przeciskając się między stolikiem a kanapą.
- Bóg ją podmienił czy co?
- Nie chcesz wiedzieć – Liam odwzajemnił uśmiech Thrilwall, powoli wstając. – To co? Wypadałoby wracać na stok, czas nas goni.
- Piekielne narty.
Malik nie był fanem sportów ekstremalnych. Po godzinnej dawce przewracania się i zatrzymywania wyciągu, stwierdził, że to nie dla niego. Przegłosowany przez resztę, musiał niestety kontynuować przygodę z „patykami i kawałkami plastiku”.
Podążyli do wyjścia, rozglądając się przy drzwiach.
- Gdzie jest Jesy? – Jade westchnęła, narzucając kurtkę.
- Na pewno zaraz przyjdzie – Liam mimowolnie odgarnął jej włosy, które utknęły pod miękkim materiałem narciarskiego płaszcza. – Przepraszam – odkaszlnął znacząco. – Taki fetysz.
- Nic się nie stało – uśmiechnęła się, a rumieńce lekko przyozdobiły jej policzki.
- Możeposzłabyśgdzieśzemną?
- Proszę?
Zawstydzony Liam ponowił pytanie, tym razem znacznie wolniej.
- Zastanawiałem się, czy może… - zająknął się. – M-może miałabyś ochotę pójść… Ze mną pójść. Tam…
- Tam?
- Tam, tam… Do sklepu?
- Do sklepu? – zachichotała. – Tak, Liam, chętnie pójdę z tobą gdziekolwiek.
- Tak?
- Tak, głupku.
Uśmiechnął się, ukazując niewielkie dołeczki w policzkach.

Tymczasem Zayn i Perrie na zewnątrz oczekiwali reszty przyjaciół.
- Chyba im się nie spieszy – Zayn chuchnął w zmarznięte dłonie. Pogoda w górach bywała zdradliwa. – Nie jest ci zimno?
- Może trochę – Perrie mocniej naciągnęła czapkę, chowając ręce w kieszeniach.
- Masz – Malik wyjął z plecaka grubą bluzę z kapturem.
- Nie, zmarzniesz na stoku i…
Zniecierpliwiony Zayn obrócił ją wokół własnej osi, w międzyczasie narzucając na ramiona ciepłe okrycie.
- Lepiej? – uśmiechnął się, unosząc brew.
- Dziękuję – blondynka odwzajemniła gest. Stanęła na palcach, składając na policzku czarnowłosego delikatnego buziaka.
- A to za co? – zmarszczył czoło i prychnął ironicznie.
- Za całokształt, panie Malik.
Odeszła w stronę oszkolnych drzwi restauracji, w której jedli przed chwilą śniadanie.
- Perrie?
Przystanęła w progu, przywołana dziwnym, pełnym wątpliwości głosem Zayna. Spojrzała na niego wyczekująco. Chłopak pokręcił głową, jakby próbował odsunąć od siebie niechciane myśli.
- Mam tu czekać wieczność? – wzruszyła ramionami, odwracając się na pięcie.
- Kocham cię, Perrie.
Edwards w zawrotnym tempie obejrzała się przez ramię.
- Ja chyba źle usły…
- Jesteśmy!
Liam, Jade, Jesy i…
- Ooo, a to kto? – Zayn, zakłopotany, przerzucił wzrok z Perrie na wysokiego, przystojnego mężczyznę u boku Jesy.
- To jest Jackson.
- Hola! – chłopak uśmiechnął się przyjaźnie, machając w kierunku Zayna.
- Ho-la? – Malik uśmiechnął się, co jednak bardziej przypominało grymas.
- Jackson jest z Norwegii i mówi po hiszpańsku!
- W kasie mówił po szwedzku i po polsku – Liam westchnął, razem z Jade prowadząc „wycieczkę”.
- Dlaczego pan kelner Jackson, który mówi w każdym języku idzie z nami na narty?
- Ich finde Jesy such a good seniorita.
- Dobry boże – Perrie przeżegnała się w dramatycznym geście, doganiając resztę.
- Ohhh, Jackson – Nelson z udawanym zmieszaniem, machnęła ręką. – C’mon!
- Rozumie angielski?
- Trochę. Czy to ważne? – Jesy wzięła chłopaka pod rękę, prowadząc go za resztą. Jackson obrócił głowę w stronę Zayna i pomachał mu.
- Hasta luego, Zayn! („do zobaczenia” z hiszpańskiego, ja światowa!)
- Yyyy, hasta hasta!
Malik dogonił Perrie, próbując zignorować tę niebywałą sytuację.

- Uwaaagaaaaaa! – Jade i Liam gnali środkiem trasy zjazdowej, mijając Zayna w zaspie śnieżnej i nadąsaną Perrie, która próbowała wydobyć chłopaka ze śniegu.
- Widzisz? – Jesy wskazała na mijającą ich parę. – Trzeba było wybrać sobie inny „kierunek” – zachichotała, pomagając Edwards.
- Oh, ty dowcipna – Perrie uśmiechnęła się sceptycznie, wydobywając Malika na powierzchnię.
- Wsyśko w poziondku?
Jackson potraktował zgromadzonych swoim firmowym uśmiechem, sprawiając, że zarówno Nelson jak i jej przyjaciółce zmiękły kolana. Chłopak jednak zignorował je, przyglądając się Zaynowi.
- I can enseigner you fahren! (Mogę nauczyć cię jeździć – angielsko-francusko-niemiecki xD)
- Yyyy, yes! Yes! – Zayn przytaknął ochoczo, kompletnie nie rozumiejąc, co mówi Jackson.
- Let’s go! – mężczyzna pociągnął go za sobą na stok. Przerażony Malik, kiedy zrozumiał, na co się zgodził, krzyknął, że chce wracać, lecz najwyraźniej polszczyzna Jacksona nie była doskonale opanowana.
Jesy i Perrie chichotały, pokładając się ze śmiechu.
- Skąd żeś go wytrzasnęła?
- Wpadłam mu w oko, jak zamawiałam śniadanie.
- Mhm – mruknęła blondynka, z powątpiewaniem mierząc przyjaciółkę.
- Tak było! – broniła się brunetka. – Przysięgam! Bariera językowa nie stanowi problemu.
- Ymm, Jesy?
- Czego?
Zayn podszedł do nich z jedną nartą w dłoni, a drugą na nodze.
- Nie chciałbym się martwić, ale Te amo to bardzo uniwersalny zwrot, który rozumiem.
- Hęę?
Skonsternowana Jesy zmierzyła wzrokiem Malika, który z przestrachem i fałszywym uśmiechem odsunął się od Jacksona.
- Wszyśko w poziondku?
- You te amo Zayn? – Perrie o mało co nie przewróciła się ze śmiechu.
- Me gusta Zayn! He’s good Junge! (Junge – chłopak z niemieckiego chyba xD)
- You like… - sposobami niewerbalnymi Edwards próbowała wyciągnąć z Jacksona wymarzoną informację.
- Jesteś gejem?! – krzyknęła Nelson
- Matko boska! – Zayn uciekł w popłochu, po drodze wpadając w zaspę, z której niedawno uratowały go dziewczyny.
- Ja klar!
- Przecież mnie kochałeś! – warknęła, biorąc w dłoń kij od sprzętu narciarskiego. – Ty podła kreaturo!
- Jesy, Jesy wyluzuj.
- Perrie, on jest gejem! – spojrzała na przyjaciółkę, a następnie od stóp do głów zmierzyła wzrokiem uśmiechniętego Jacksona, który najwyraźniej nie zdawał sobie z niczego sprawy. – Niech cię tylko dorwę! – ruszyła biegiem za Norwegiem. Chyba zrozumiał, że zrobił coś nie tak.
- Seniorita, wszyśko w poziondku!
- Wszyśko do dupy, lachociągu! Wszyscy jesteście tacy sami!
- Ymmm – Zayn wydostał głowę z kupy śniegu. – Ktoś mnie uratuje?
Perrie strzeliła młynka oczami, ściągając narty i siadając obok zaspy.
- Podziwiaj to, ten chłopak może niedługo zginąć…

- Mogłam urwać mu jaja! Albo lepiej! Powiesić za jaja na drucie kolczastym i patrzeć jak zwisa z trzystu metrów!
- Aua – Liam skrzywił się, obejmując Jade ramieniem.
Zaczęło się ściemniać, więc postanowili wrócić do ośrodka. Cała drogę zmuszeni byli wysłuchiwać lamentów Jesy na męską populację.
- Może ja zostanę lesbijką!
- Jesy, Jesy… - Perrie westchnęła, ciągnąc za sobą Zayna, który wyglądał niczym stolica nieszczęścia i cierpienia.
- O, jesteście już!
Paul wyszedł im naprzeciw.
- Szukałem was. Pojutrze wracamy. Jakiś fan widział was na stoku. Plus ktoś doniósł policji o bijatyce – zmierzył Jesy wzrokiem, kręcąc głową.
- Jasne – Jade skinęła głową, zmierzając w stronę sypialni. – Idę pod prysznic, do zobaczenia na kolacji!
- Idę z tobą – Payne, jak na posłusznego sługę przystało, podążył za dziewczyną. – Do pokoju, nie pod prysznic – bąknął bardziej sam do siebie.
- Co się lampisz?! – Jesy minęła Paula, skręcając do swojego pokoju.
- A tej co?
- Wszyscy są tacy sami – westchnęła Perrie, biorąc Zayna pod ramię. – Chodź, lamo, idziemy spać!
- Ja kontaktuję!
- Taaak – jęknęła z pogardą. – Dobranoc, Paul!

_____________________________________________________________
ALOHA!
Więc:
1. Pieprzyć szkołę.
2. Nie zdam z matmy.
3. Przepraszam za błędy, ale moja dzisiejsza korekta jest do dupy, bo prawie zasypiam.
4. Pieprzyć szkołę. 
ALOHA! 
Cuckoo :)

Hej :)
Nie zwracajcie uwagi na wypowiedź Cuckoo, bo coś jej odwala dzisiaj xd
Ten rozdział jest zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich xd
Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Komentujcie <3
Agnes

4 komentarze:

  1. Akcja z Jacksonem jest świetna! Niech dziewczyny załatwią Justina i Pati, nie lubię ich. Shippuję wszystkie związki,to moje nowe OTP hehehe

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ♥
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Co im sie tak wszystkim na randki zebrało?? :O za duuuuuużo słodyczy jak na jeden rozdział :p
    A ta akcja z Jacksonem... OMG!! hahahahahahahah rozpierdzoliłyście system!!! Nie wiem która to wymyśliła, ale to było genialne!! hahahha... biedny Malik xD looooooool
    No genialne no! Cóż można jeszcze powiedzieć!! :D
    Czekam na nexta xD

    OdpowiedzUsuń
  4. jejciu ale długi. Aż mi się odechciało czytać. Ale cieszę się, że przez to przebrnełam, bo rozdział naprawde genialny.
    Życze weny.
    Pozdrawiam

    PS. Zaprasszam do mnie na nn.

    OdpowiedzUsuń