sobota, 30 listopada 2013

Epilog

*Rok później*
Przez rok wiele się zmieniło. Chłopcy upierali się, żeby dziewczyny nie pracowały. Choć nie chciały się zgodzić, w końcu uległy. Louis użył mocnego argumentu, na który nie było żadnej wymówki. I teraz, gdy One Direction jest w trasie, dziewczyny siedziały w domu, nie robiąc nic konkretnego. Po prostu cieszyły się życiem.
Zazwyczaj spotykały się w domu Zayna i Perrie. Oni jako pierwsi postanowili się wyprowadzić. Potem Jade wraz z Liamem wyruszyli "na swoje". Louis i Harry także znaleźli nowy dom. Dopiero miesiąc temu Niall i Leigh zostawiły poprzednie mieszkanie dla Jesy.
Kiedy fani dowiedzieli się, że Zayn, Niall i Liam są w związkach, byli troszkę zawiedzeni. Niektórzy wysyłali dziewczynom wiele obraźliwych komentarzy, jednak większość zaakceptowała fakt, że ich idole znaleźli sobie kogoś, z kim są szczęśliwi.

- Dziewczyny, co robimy? - zapytała Jesy.
- Nie mam pojęcia...
- Chodźmy gdzieś, gdziekolwiek. Od kilku tygodniu nie byłyśmy na zakupach! - odezwała się Leigh.
- Ale...
- Chodzi mi o takie prawdziwe zakupy, Jade. Mamy w sumie dużo pieniędzy, więc możemy zaszaleć.
- Ja jestem za - pisnęła podekscytowana Thirlwall.
- No to ruszamy tyłki do samochodu - krzyknęła Edwards.
Dziewczyny zabrały wszystkie potrzebne rzeczy, po czym wyszły z domu i udały się do samochodu. Do galerii dojechały po dwudziestu minutach. Biegały od jednego do drugiego sklepu, poszukując rzeczy, które im się spodobają. Gdy każda znalazła coś dla siebie, mogły wrócić. Tym razem pojechały do mieszkania Jesy.
- Czemu nie zamknęłaś drzwi, gdy wychodziłaś? - zapytała Perrie, wchodząc do środka.
- Zamkne... O kurwa! - krzyknęła Nelson, gdy zrozumiała, co tu się dzieje. - Na górę! Szybko! - dodała, wbiegając na piętro. Dziewczyny stały przez chwilę zdezorientowane, lecz finalnie ruszyły za przyjaciółką.
- Co ty odwalasz? - odezwała się Jade.
- Nasza broń, nie ma jej.
- Jaka broń?
- Schowałam ją, nie umiałam jej wyrzucić. Była tu, a teraz jej nie ma.
- Dziewczyny, co to jest? - powiedziała Leigh, podchodząc do stolika, na którym leżała koperta.
Otworzyła ją i zaczęła czytać treść listu.

Moje drogie!
Chyba zapomniałyście dla kogo pracujecie. 
Jeśli myślicie, że zabicie Justina i Patrycji daje wam wolność i spokój, bardzo się mylicie. 
Nie lubię, gdy ktoś sobie ze mną pogrywa.
Nie lubię, gdy ktoś mnie oszukuje. 
Powinnyście wiedzieć to już dawno.
Doprowadzam wszystko do końca. 
Lepiej pilnujcie chłoptasiów, bo ktoś lub coś może wyrządzić im krzywdę. 

Johnny                                            

- O mój boże. On wrócił - szepnęła Jade.
- To niemożliwe. To nie może być prawda. Nie, nie, nie! Ja nie chcę.
- Leigh, spokojnie - Perrie przytuliła swoją przyjaciółkę. - Wszystko będzie dobrze.
- Wy się do tego nie mieszacie, ja to załatwię. 
- Nie, Jesy, jesteśmy w tym razem.
- Nie! Tym razem jestem tylko ja, nie chcę, żeby coś wam się stało! Koniec rozmowy! - warknęła Nelson, po czym wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. 

______________________________________________________________
Nareszcie doczekaliście się epilogu haha ;p
Opowiadanie kończy się w ten sposób, ponieważ mamy przygotowany pomysł na kontynuację.
Więc chcecie dalszej części? :)
Z ankiety wynika, że tak, ale chcemy wiedzieć, kto na pewno będzie to czytał :)
Po za tym dziękujemy za prawie 6400 wyświetleń i 139 komentarz! <3
To cud, ze tyle z nami wytrzymaliście ;p
PS. Przepraszamy, że tak długo nie dodawałyśmy, ale wystąpiły pewne problemy ;c

Kochamy Was!
Cuckoo i Agnes <3

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 22

- Tak, wszystko fajnie, pięknie, tylko wiecie, gdy mówiłam odwieźcie nas do domu, miałam na myśli nasz dom – powiedziała Leigh, wysiadając z samochodu.
- Przecież jesteście w domu. Coś nie tak? – odezwał się Louis.
- Tak jakby. To jest wasz dom, więc…
- Chyba nie myślicie, że będziecie mieszkać w tym małym mieszkanku – wtrącił się Zayn, przerywając wypowiedź Perrie.
- Chwila, moment! Skąd wiesz jakie jest nasze mieszkanie? – zdziwiła się Jade.
- No bo… Tak jakby…Wszystkie Wasze rze… rzeczy są już u nas…w...w domu – odpowiedział, jąkając się.
- Chyba tym razem nas przechytrzyli. Kiedy to zrobiliście? – zapytała Jade.
- Mało ważne. To jak, zgadzacie się? – spytał Liam.
- W sumie, czemu nie – powiedziała Edwards.
- Hura – pisnęła Pinnock.
- Ja pierdole, błagam litości – wtrąciła się Jesy, po czym weszła do nowego domu.
- Trzeba jej kogoś znaleźć – uśmiechnęła się smutno Thirlwall.
- Tylko spróbujcie, a nogi z dupy powyrywam – krzyknęła ze środka. – I nie myślcie sobie, że żartuję – na chwilę wychyliła się zza drzwi, po czym znowu zniknęła.
Chłopcy pokazali dziewczynom ich pokoje. Oczywiście nie obyło się bez kłótni. Ostatecznie największą sypialnię zajęła Nelson, jęcząc na to, że będzie musiała mieszkać z tyloma parami. Dziewczyny, niestety, nie miały jakichkolwiek argumentów.

- Nareszcie w domu – Louis wskoczył na łóżko w swoim pokoju. – Chwila! – szepnął, wstając. - Harry Jebany Chuju Edwardzie Pierdolony Styles! - wydarł się na cały dom. – Gdzie są wszystkie moje rzeczy!?
- Skąd wiedziałeś, że to moja sprawka? – w pokoju pojawił się zielonooki.
- Gdzie są moje rzeczy?! – warknął.
- U mnie w pokoju…to znaczy teraz to jest nasz pokój.
- Czy ciebie przypadkiem…chwila, co?!
- Chyba nie myślałeś, że będziesz w innym pokoju niż ja. Poza tym Leigh-Anne musi gdzieś spać.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię nienawidzę?
- Nie.
- To teraz to... - nie dokończył, ponieważ Harry zamknął mu usta pocałunkiem.
- Nadal mnie nienawidzisz? - zapytał, odrywając się od niego.
- Muszę się nad tym... - znowu wpił się w usta Louisa, tylko tym razem bardziej zachłannie.
- A teraz?
- Nie… - znowu to samo.
- Teraz musisz zmienić zdanie - oderwał się od niego.
- Jeszcze raz – powiedział Tommo, przyciągając go za koszulkę.
- Moje shipperskie serduszko – w pokoju pojawiła się Leigh. – Wiecie, że was kocham, ale teraz wypad, chcę się rozpakować.
- Dobra, już dobra – zaśmiał się Louis.
- Na razie – dodał Harry, po czym obaj wyszli z pomieszczenia.

- Perrie, odłóż to! – krzyknął Zayn, gdy dziewczyna podniosła ogromne pudło ze swoimi rzeczami.
- Nie – warknęła.
- Perrie!
- Zayn, uspokój się! Nic mi się nie stanie!
- Ale…
- Pezz, poddaj się, on i tak nie odpuści – w salonie pojawiła się Jesy.
- Ona ma rację, nie odpuszczę – uśmiechnął się zwycięsko.
- Nienawidzę was – burknęła Edwards, oddając karton Malikowi.
- Gdzie Leigh? – zapytała Jade, podchodząc do przyjaciółki.
- Zmyła się gdzieś z Horanem.
- Oni są kochani – zaśmiała się Thirlwall.
- Chyba zaraz się porzygam – jęknęła Nelson.
- Jesy, nie udawaj, znam cię i wiem, że nie zawsze jesteś taka…
- Siedź cicho, jeśli chcesz żyć.
- Tak, tak, jasne. Pod maską „mam wyjebane” kryje się dawna Jesy – uśmiechnęła się, po czym wyszła, zostawiając Nelson z własnymi myślami.

- Zayn, jeśli to ty, to lepiej…Ah, to wy – powiedziała Perrie, kiedy zobaczyła w drzwiach Jesy i Jade. – Co tu robicie?
- Mamy w planach iść za kilka dni na zakupy, piszesz się?
- Jasne, że tak.
- W końcu będziemy mogły odpocząć. Nareszcie życie bez codziennego strachu – odezwała się Thirlwall.
- Mam nadzieję, że tak zostanie już zawsze. Nie chcę do tego wracać.
- Ja tak samo. Szczerze powiedziawszy, to miałam dość tego wszystkiego – powiedziała Jesy, a dziewczyny myślały, że się przesłyszały. Nelson jako jedyna nie chciała rozstawać się z ich wcześniejszym trybem życia. – No i co się tak gapicie? Człowiek ma prawo zmienić zdanie – zaśmiała się, a Perrie i Jade jej zawtórowały.


* następnego dnia *

- Zayn?
Malik przewrócił się na drugi bok, pochrapując pod nosem.
- Zayn do cholery!
- Spieprzaj, jestem wampirem.
Perrie westchnęła, ściągając z chłopaka kołdrę.
- Boże, Syberia!
- Syberię to ja ci zrobię, jeśli się nie podniesiesz!
- Zaraz, no… Ooo – przecierając zaspane oczy, ze zdziwieniem rozejrzał się po swoim pokoju. – Posprzątałaś?
Zrezygnowana Edwards potrząsnęła głową, stawiając na stoliku kubek mocnej kawy.
- Nie zapowiadało się, żebyś ty to zrobił.
- Jesteś aniołem – puścił do niej oczko, pociągając łyk gorącego napoju. – Boże, jest ósma rano…
- Masz spotkanie z zarządem.
- Z kim?
- Mnie nie pytaj – wzruszyła ramionami. – Modest czy coś, ja nie wiem. Sprawy zawodowe. W każdym razie powinieneś być gotowy za 20 minut.
- 20 powiadasz?  To wystarczająco dużo czasu, żeby…
- Boże, Zayn!
Malik pociągnął Perrie za rękę, wrzucając ją do łóżka obok siebie.
- Zayn! Na miłość boską, nie łaskocz mnie!
- Wszystko w porządku?
Cali roztrzepani wynurzyli się spod kołdry, lekko zdezorientowani przyglądając się Jesy.
- Mmm… Tak, jasne – Perrie poprawiła kitkę, podnosząc się.
- Jedziemy na zakupy, kiedy chłopcy pójdą do roboty. Zabierasz się?
- Pewnie!
Jesy z powątpiewaniem zlustrowała najpierw Zayna, potem swoją przyjaciółkę, po czym z niemrawym uśmiechem wycofała się z pokoju.
- Dzięki, Zayn, naprawdę.
- No co?! – rozłożył ręce w poddańczym geście. – Byliśmy w miarę grzeczni.
- Jeszcze by brakowało, żeby znaleźli nas w innej sytuacji. O fuuj, nie – wzdrygnęła się, odganiając od siebie ręce chłopaka.
- Nie byłoby fajnie?
- Mamy inne poczucie humoru – spojrzała w górę, napotykając iskierki w ciemnych tęczówkach. Uwielbiała fakt, że Zayn całkowicie się wyluzował. Był zupełnie innym człowiekiem, odkąd wszystko się skończyło. Bardziej cieszył się małymi rzeczami w życiu. – Idź pod prysznic – pogładziła go po policzku, odwracając wzrok. – Spóźnisz się.
- Coś jest nie tak, Perrie? – Malik oparł się o framugę oddzielającą łazienkę i sypialnię.
- Nieee – zaprzeczyła energicznie. – Jest…
- Co się dzieje? – przerwał, wyrywając jej z dłoni pościel, którą zaczęła składać. – Nie taką Perrie lubię najbardziej.
- No bo ja… - zawiesiła się. Zayn cierpliwie czekał, nie ponaglając. – No bo to wszystko… Zayn, ty nie masz przymusu teraz się mną opiekować.
- Co? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się zmartwionej twarzy blondynki.
- Nie wiem, jak się czujesz z tą całą sytuacją, bo w ogóle ze mną o niej nie mówisz, ale wróciliśmy do domu. I teraz wszystko jest inaczej. Nie musisz dłużej czuć jakiejś odpowiedzialności względem mnie i dziewczyn. I…
- Hola, hola – Zayn przyłożył jej palec do ust. – Ten twój lekarz na pewno przepisał ci dobre leki? – z lekką ironią spojrzał na gojące się ramię Perrie.
- Nieważne, zapomnij…
- Stój – Zayn pociągnął ją za nadgarstek, przyciągając do siebie. – Perrie – podniósł jej podbródek, tym samym zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Nie mam pojęcia, co ci strzeliło do głowy. Nie wiem, czemu Jesy tak dziwnie się na mnie spojrzała, nie wnikam, o czym z nią rozmawiałaś.
- Jesy mi powiedziała…
- I wszystko jasne – Malik skwitował na chwilę obserwując sufit. – Posłuchaj, Jesy jest mądra i dużo myśli. I to rozważne z jej strony, ale czasami po prostu przesadza i wiem, że patrzy na facetów sceptycznie, ale Perrie. Niezależnie od tego, co się wydarzy, ja już nie pozwolę ci odejść. Za dużo mnie z tobą łączy. Uratowałaś mi życie, na miłość boską, Edwards! – uśmiechnął się. – Kocham cię i nie musisz się martwić o nic więcej. Nieważne, co będzie jutro, za tydzień, liczy się teraz.
Perrie nieśmiało przytaknęła. Odwróciła się, wracając do przerwanej czynności. Kiedy Zayn już miał wejść do łazienki, poczuł ciepłe dłonie obejmujące go od tyłu.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
Uśmiechnął się niepewnie, odwracając się do niej przodem. Uklęknął na jedno kolano, patrząc jej głęboko w oczy.
- Zayn, coś ty…
- Ciii – Malik odkaszlnął znacząco. – Może zwariowałem, może uznasz mnie za debila, ale… Perrie Louise Edwards, chciałbym przekonać cię do mojej dozgonnej miłości względem ciebie…
- Zayn!
- Wyjdziesz za mnie?
Perrie podrapała się po karku, uciekając wzrokiem.
- A pierścionek?
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – Zayn zaklął pod nosem.
- Chwila! – oboje podskoczyli, ze zdziwieniem odnajdując Louisa, który owinięty ręcznikiem opuścił ich łazienkę.
- Co ty tu robisz, kretynie?
- Wody nie miałem u siebie – wywrócił młynka oczami. – A teraz ratuję ci dupę – rzucił w niego małą rzeczą.
- Co to jest?
- Kapsel od Tymbarka, obrączka zapasowa – wzruszył ramionami. – Daj jej go.
- Ale się nie zgodziła.
- Perrie, zgódź się!
- Co się dzieje.. Ohh – Liam stanął w drzwiach, z konsternacją marszcząc czoło. – Zayn, czy ty…
- Co robi Zayn? – Niall wychylił głowę zza drzwi.
- Może jeszcze Harry – burknął pod nosem Zayn.
- Impreza beze mnie? – jak na zawołanie z łazienki wyszedł Styles.
- Co wyście robili w naszej łazience?! – Zayn jęknął zdegustowany. – Albo nie, nie chcę wiedzieć.
- Zgadzam się.
- Nigdy więcej nie kąpcie się w mojej… Co? – Zayn ze zdziwieniem wpatrywał się w Perrie.
- Powiedziałam, że się zgadzam.
- O rajciu! – Horan zagryzł wargę w podekscytowaniu.
- Możesz pocałować pannę młodą!
- Louis – Styles wywrócił oczami – To nie ten moment…
Leigh, Jesy i Jade, zwołane harmiderem, pojawiły się w malutkim pokoju Zayna.
Pinnock pisnęła głośno, wskakując Niallowi na barana
- Czy oni się?
- Zaręczyli! – klasnęła uradowana Jade.
- O boże – Jesy zrobiła minę ala Simon Cowell, w skupieniu oceniając sytuację. – Jak romantycznie – prychnęła.
- Cicho bądź, zgodziła się już?
- Dostanę ten pierścionek? – Perrie zagryzła wargę, ignorując przyjaciółki.
Zayn przytaknął zaskoczony, wciskając na jej palec kapsel od Tymbarka.
- Najpiękniejszy na świecie – zachichotała, wieszając się Zaynowi na szyję. Przytulił ją, podczas gdy reszta wiwatowała, a Liam płakał, bo wzruszały go śluby. Nawet jeśli to dopiero zaręczyny.
- Przekonałem cię? – Malik szepnął do ucha blondynki.
- Jak nigdy wcześniej.
Nie bacząc na towarzystwo reszty i zniesmaczone okrzyki Louisa, pocałowali się, pieczętując swoje oficjalno-nieoficjalne zaręczyny.

__________________________________________________________________
ostatni rozdział. epilog i koniec. smuteczek mnie ogarnął.
tak wielki, że nie mam o czym pisać.
Agnes chce mnie zabić, ale tak bardzo pragnęłam zaręczyć Zerrie, potrzebuję wsparcia, haha!
komentujcie!
PS. "Salute" jest cudowne!

Hej! <3
MASZ WPIERDOL GNIDO ZA TE ZARĘCZYNY!
no to tyle ode mnie dla Cuckoo

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał <3
Komentujcie!
Agnes <3

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 21

- Looooouis!
Harry ruszył naprzód. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu biegł.
- Ani się waż!
Widząc spluwę wymierzoną prosto w jego kierunku, zatrzymał się, z wrogością i przerażeniem obserwując dziewczynę, którą skądś kojarzył, lecz nie potrafił sobie przypomnieć. W nagłym przypływie odwagi zrobił jeden krok dalej.
- Jeszcze raz i nie zawaham się ani minuty dłużej – warknęła Harris.
- Louis… - na drugim końcu polany Niall dopadł Tomlinsona i ze łzami w oczach próbował go obudzić. – Louis, do cholery, nie żartuj!
Jesy zagryzła wargę, wzrok przenosiła od Patrycji i Harry’ego między zrozpaczonego Horana i Zayna, który cofał się głębiej w las, totalnie spanikowany.
- To nie tak miało być! – Niall podniósł wzrok na pełną poczucia winy Nelson. – Ty podła… Kłamałaś!
- Niall…
- Ty suko!
- Niall, panuję nad wszystkim, okej?
- Nie, mam dość! – blondyn podszedł do niej. – Dawaj – skinął na broń. – Do boju!
- Chcę iść do Louisa, zejdź mi z drogi, tępa dzido!
Skonsternowana Jesy kompletnie straciła rachubę nad tym, co działo się po drugiej stronie polany.
- Musisz mi zaufać, Niall – poklepała Horana po ramieniu, mijając go. Zatrzymała spojrzenie na Louisie, po czym wzięła głęboki oddech i wkroczyła do akcji.
- Patrycja!
Dziewczyna odwróciła się od Harry’ego, który szybko wykorzystał sytuację. Puścił się biegiem, jednak nie spodziewał się mocnej fali uderzenia z lewej strony.
- Nie spiesz się tak – Justin pchnął go na ziemię, kolano przycisnął do pleców Stylesa, unieruchamiając go. – No, brawo, Jesy! – spojrzał na rozłożone na trawie ciało Tommo. – Jeszcze tylko czwórka.
- Czwórka? – Patrycja zmarszczyła brwi. – Gdzie jest czwarty do cho…
Głuchy odgłos wystrzału zatrzymał jej słowa. Nie dane jej było nigdy ich dokończyć.
- Co do psiego gówna… - Justin obserwował dziewczynę, która osunęła się na ziemię, broń upuszczając w wysoko rosnące trzciny.
- Liam… - cichy szept opuścił przerażone wargi Nialla, który zmaterializował się całkiem niedaleko.
Payne stał w kępie drzew, osłonięty konarem, trzymając pistolet, z którego przed chwilą wystrzelił. Liam Payne zabił Patrycję Harris.
- Jest okej – Jade uścisnęła jego ramię. Wraz z Leigh i Perrie pojawiły się na polanie.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?! – Pinnock wydarła się, roztaczając głośne echo. – Boże, Louis…
- Kłamałyście – pisnął Niall.
- Ale ja…
- Kłamałaś!
Leigh-Anne nie wiedziała, co powiedzieć. Nie uwierzyłby, że w planach nie było śmierci nikogo z nich. Zbyt wiele razy zawiodła jego zaufanie.
- Wy podłe suki – warknął Justin, swoją spluwą mierząc do dziewczyn. – Wiedziałem! Czułem to, ale nie… Patrycja kazała mi wam zaufać. I co, kurwa?! Wącha trawkę od spodu!
- Poddaj się, Bieber i przestań pieprzyć! – Nelson wycelowała w niego od tyłu.
- Jeden na ośmioro, to bardzo nie fair – zrobił sztuczną skruszoną minę. – Chłopaki! – krzyknął w zarośla.
- Kto? – Perrie z przestrachem obserwowała jak niedalekie krzaki poruszają się. Ziemia dosłownie zadrżała jej pod stopami.
Justin polizał spierzchnięte usta. Coś było nie tak. Za długo to trwało.
- Jezu…
Jade zakryła wargi dłonią, obserwując dziesięciu ochroniarzy One Direction, a każdy z nich targał za sobą jeszcze większego i bardziej rosłego mężczyznę. Każdy z nich miał znajomą twarz.
- Pan Winston – szepnęła Perrie, przyglądając się pierwszemu. – Mój pracodawca.
- A to – wskazała Leigh – Edward, pracował w spożywczym przy naszej ulicy.
- Ann? – Liam zmarszczył czoło. – Była trenerką fitness na siłowni. O co tu chodzi?
- Byliście pod stałym monitoringiem – odezwał się Paul, który pojawił się za tabunem mężczyzn. – A ta śliczna młoda dama – wskazał na Nelson. – Pomogła nam ich dorwać.
Jesy uśmiechnęła się, dołączając do przyjaciółek.
- Wiedziałaś?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Powiedzmy, że miałam swoją własną część planu.
- Dość tego… - jęknął Justin. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Naładował magazynek i obrócił się na pięcie.
- Jesteś idiotą, nie masz już…
- Ani się waż! – wypowiedź Jesy przerwał przerażony jęk Perrie. Wyrwała do przodu, biegnąc w stronę Zayna.
- Pożegnaj się z panem Malikiem.
Zayn, który trzymał się na uboczu, przełknął głośno. Nie wiedział, co robi. Po prostu tam stał i patrzył jak Justin pociąga za spust. Zamknął oczy, gotowy na uderzenie. Jednak nic takiego nie nadeszło. Stał tam jeszcze chwilę, wyłączając się na wszelkie bodźce z zewnątrz.
- Perrie!
- Jezu Edwards! – warknął Justin. – Niszczysz mi plan!
Malik odważył się uchylić powieki. Przez moment nie wiedział, co się dzieje. Liam totalnie osłupiały podtrzymywał płaczącą Jade. Leigh i Jesy stały w totalnym szoku. Niall i Harry obserwujący sytuację z niedaleka, wpatrywali się równie skostniali i pozbawieni wszelkich emocji.
- O boże, Perrie! – jęknął, nachylając się nad blondynką.
Perrie leżała na ziemi, wciąż przytomna. Zayn uklęknął i oparł ją o swój tors.
- Perrie – szepnął, obserwując krew moczącą jej jasny sweter. – Perrie.
- J-j-jest okej – zająknęła się, dłonią zakrywając bark. Syknęła cicho. – Jest okej – powtórzyła.
- Boże, Perrie, masz nauczkę – warknął Justin. – Ty chyba serio przeżywasz jakąś nastoletnią miłość, że rzuciłaś się między kulę, a jakiegoś nieudacznika.
Perrie i Zayn zdawali się go nie słuchać. Dziewczyna siedziała kompletnie zszokowana, podczas gdy Zayn rozerwał swój T-shirt, tworząc prowizoryczną opaskę uciskową na ramieniu blondynki.
- Będzie dobrze – potarł jej policzek, starając się jak najszczelniej zabezpieczyć ranę. Bandaż już po paru sekundach zamókł czerwoną cieczą. – Będzie dobrze – przytulił ją, wzrok przenosząc na kłótnię rozgrywaną na środku łąki. Ochrona stała z boku, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Trzymali pod lufą sprzymierzeńców Justina, których sposobem odnaleźli, gotowych do akcji zabójstwa całego zespołu.
- Zayn?
- Tak?
- Zayn, czy nic ci nie jest?
- Ty wariatko – Malik pokręcił głową, całując ją w czoło. – Uratowałaś mi życie.
- Justin, możesz tego uniknąć – jęknęła Leigh-Anne zbliżając się na środek polany. Instynktownie przesunęła się przed Nialla i Harry’ego, na wszelki wypadek osłaniając ich. – Możesz się poddać i krzywda ci się nie stanie.
- Słyszysz siebie, Pinnock? – splunął. – Ja się nigdy nie podda… Co? -  wzruszył ramionami na zszokowaną minę Leigh. – Tak, moja przemowa jest boska, wiem, ale to nie powód, byś rozdziawiała jadaczkę.
- Żegnaj, Justin.
Skonsternowany Bieber obrócił się w pośpiechu.
- Co się dzieje…
- Miło było cię poznać.
Jeden strzał i chłopak leżał. Padł trupem, co aż dziwne, biorąc pod uwagę jego wybujałą osobowość.
Polana wypełniła się traumatyczną ciszą. Wszyscy wpatrywali się w zabójcę Justina, nie wiedząc, czy to sen, czy może jakieś „Nickelodeon Pranks”.
- Dobra robota! – klasnęła Nelson, przesyłając z chłopakiem żółwika na odległość.
- Matko boska – Harry upadłby, gdyby nie brunet, który podbiegł i podtrzymał go w pasie.
- Spokojnie, Curly, mam cię – uśmiechnął się. – Przepraszam, nie chciałem – przytulił go do siebie, widząc jak oczy zachodzą mu łzami. – Już jest w porządku.
- Boże, o co tutaj chodzi?! – Niall oparł się o pobliskie drzewo łapiąc się za serce. – Louis… - szepnął. – Louis… Ty tam… Przecież…
Tomlinson rozpiął kurtkę, ukazując im kamizelkę kuloodporną wysokiej klasy.
- Zaplanowaliśmy to – wzruszył ramionami, wciąż próbując dojść z Harrym do ładu.
- Co? – Liam ocknął się z zadumy, rozglądając się po pobojowisku.
- Ja i Jesy wiedzieliśmy, że jeśli wam powiemy, nie dacie rady.
- Po prostu kiepskie z was aktorzynki – skwitowała Nelson, pocierając ramię skołatanej Leigh-Anne. – Louis udawał śmierć, żeby dać im świadomość, że wygrywają, że nie kantujemy. Rozważcie to – westchnęła. – Trudniej byłoby ich zatrzymać, gdyby nikt nie zginął przez pierwsze pięć minut walki.
- Rozsądnie – Jade kiwnęła głową, opierając się o ramię Liama. – Ale… A Perrie…
- Boże – krzyknął Louis. – Myślałem, że tego już psychicznie nie wytrzymam i po prostu wstanę – skierował wzrok na drugą stronę polany, gdzie Zayn przytulał Perrie, nad którą pochylał się jeden z ochroniarzy wykwalifikowany w kwestii udzielania pierwszej pomocy.
- Ja… Ja… - Harry zająknął się. – Ja cię, kurwa, zabiję! – odepchnął od siebie Louisa, ruszając w stronę Perrie z przekrwionymi od płaczu oczami.
Louis westchnął za nim, jednak postanowił go nie gonić.
- Przejdzie mu – uśmiechnął się cierpko.
- Myślałem, że wykrakałem twoją śmierć – jęknął Niall, wtulając się w barki wyższego o kilka centymetrów chłopaka. – Boże, Louis, nie odchodź ode mnie.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziecie, mowy nie ma! – zachichotał, przytulając każdego po kolei. – Swoją drogą… O co chodzi z Liamem bohaterem, hm? – zapytał, kiedy ruszyli powolnym krokiem w dół  wzgórza, asekurowani przez ochronę.
- Nie chciałem, żeby Jade ją zabiła – wzruszył ramionami, idąc szybciej. – Ja sprawdzę jak Zayn – odszedł, zostawiając resztę w tyle.
- Nie poradzi z tym sobie – jęknęła Jade. – Co ja narobiłam…
- Wyrwał ci broń z ręki, nie było czasu się kłócić – westchnęła Leigh. Spojrzała tęsknie na Nialla, który skołowany szedł na końcu grupy.
- Perrie? – Louis uklęknął obok, przyglądając się wciąż wstrząśniętej dziewczynie. – Perrie, wszystko w porządku?
- Cieszę się, że żyjesz, Louis – odpowiedziała niemrawo, przytulając go delikatnie jedną ręką.
- Ałł – syknęła Jesy, przyglądając się ramieniu przyjaciółki. – Drasnęło cię, moja atomówko – uśmiechnęła się nieśmiało. – Przepraszam.
- Nie, dobrze zrobiłaś – Edwards pokiwała głową. – Masz łeb na karku i twój plan wypalił.
- Louis, ty sukinsynu, chodź tu!
Głos Harry’ego przebił się ponad tłumem nieco zrelaksowanych przyjaciół.
- Harry, odłóż ten tasak! Skąd go w ogóle… Harry, stój! – Louis puścił się biegiem, uciekając przez Stylesem.
- Teraz naprawdę polecisz pobiegać z aniołkami, skoro ci tak spieszno! – wrzeszczał Styles, goniąc Tomlinsona po całej łące.
Reszta zaśmiała się. Wszyscy zmęczeni opadli na zimną i mokrą trawę.
- Czyli to koniec? – zapytał nieśmiało Liam, obejmując Jade.
- To koniec - szepnął Zayn, który wciąż poruszony czynem Perrie, opiekuńczo podtrzymywał ją, jakby bał się, że w każdej chwili zemdleje. Nic dziwnego, w końcu miała kulę w swoim ramieniu.
Wszyscy zajęli się sobą. Rozmawiali i śmiali się, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że jeszcze chwilę temu uciekli przez śmiercią. Dosłownie.
- Chodź, Perrie – Paul pojawił się jak Filip z Konopii. – Mamy specjalistę, wyjmie ci to gówno z ręki.
- Idę z tobą – Zayn podążył za nimi, a reszta w skupieniu obserwowała jak znikają w wielkim namiocie. Skąd on się tu w ogóle wziął?
- Przepraszam – Niall przykuł uwagę wszystkich. – Nie chciałem cię pochopnie oskarżać – Jesy tylko pogładziła jego ramię, przytakując. Wróciła do rozmowy z Jade i Liamem, dając mu chwilę dla siebie i Leigh.
- Przepraszam – skierował wzrok w stronę Pinnock. – Że…
- Cii – zakryła mu usta dłonią. – Jest w porządku. To ja powinnam cię…
- Może kolejna randka, póki nikt nie chce nas zamordować?
Leigh uśmiechnęła się.
- Zgódź się – podpowiedział jej Louis, który wyczerpany biegiem przełajowym, w końcu przekonał Harry’ego, by wybaczył mu ten krótki epizod.
- Zgadzam się – wtuliła się w ramię Horana, wzdychając z ulgą.
- To kto jest głodny? – Louis rozejrzał się po pozostałych. – Może to zły moment, ale rozpaliłem grilla!
- Tomlinson!
Wszyscy wybuchnęli serdecznym śmiechem. Za to kochali Louisa. Za to kochali przebywać w swoim towarzystwie.

*następnego dnia*

- Nareszcie wracamy do domu – pisnęła Leigh, pakując swoje rzeczy.
- Chcę już do mojego łóżka! Mam zamiar nie wychodzić z niego przez cały najbliższy miesiąc – westchnęła Jade.
- Przez miesiąc? Serio Thirlwall? – odezwał się Louis.
- Po nazwisku, to po pysku.
- Patrz, jak się ciebie boję – powiedział z udawanym przerażeniem.
- Lou, ona była płatnym zabójcą – wtrącił się Niall.
- I to zmienia postać rzeczy. Wiesz, że cię kocham, Jade! – przytulił dziewczynę.
- Tak, jak Ciebie też, Tomlison – zaśmiała się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – w pokoju pojawił się Liam.
- O nie! Trzeba uciekać – krzyknął Tommo, na co Jade wybuchnęła śmiechem.
- Perrie! Zostaw to! Ja zaniosę – powiedział Zayn, wchodząc do pokoju zaraz za Edwards.
- Zayn! To nie pierwszy raz, kiedy nie mam sprawnej ręki. Wcześniej musiałam z tym żyć, więc błagam, nie skacz przy mnie, jakbym była dzieckiem – warknęła zirytowana. Podeszła do szafy i wyjęła z niej walizkę, którą zaraz zabrał jej natrętny Malik. – Zayn! Jeśli w tej chwili się nie uspokoisz, przysięgam, że z przyjemnością cię zamorduję.
- Kochasz mnie, więc tego nie zrobisz – uśmiechnął się triumfalnie.
- A zakład?
- Perrie? Zaczynam się ciebie bać.
- I bardzo dobrze – warknęła, zabierając torbę z rąk chłopaka. Jakby nigdy nic, zaczęła się pakować. Malik postanowił dać jej chwilę wytchnienia, ale tylko chwilę. Nie chciał, żeby coś gorszego się stało.
- Gotowe – w drzwiach pojawiła się Leigh wraz z Jesy. – Walizki są już w samochodzie.
- A wy co? Jeszcze nie spakowane?  - Nelson wywróciła oczami i wyszła. Zaraz za nią podążyła reszta, aż w pokoju pozostali wyłącznie Zayn i Perrie.
- Przepraszam – szepnął Malik. – Po prostu staram się pilnować, żebyś nie nadwyrężyła ręki.
- Wiem i bardzo to doceniam, ale nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz coś mi się stało, więc umiem sobie radzić – powiedziała spokojnie blondynka, zamykając walizkę.
- Niby tak, ale... - westchnął. - Mimo to nie chcę, abyś się przemęczała. Zostałaś postrzelona zaledwie wczoraj i wciąż nie chciałaś pójść do lekarza.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Zayn? – zaśmiała się Perrie. – Pójdę do szpitala z raną postrzałową? Myślisz, że nie chcieliby wiedzieć kto to zrobił? Mam doświadczenie, więc po prostu mi zaufaj.
- Ufam, ale…
- Nie ma żadnego ale, a teraz chodź – powiedziała, po czym zabrała walizkę z łózka. Gdy napotkała błagalny wzrok mulata, poddała się. – Dobra, wygrałeś! Masz! – oddała mu torbę. – A teraz zjeżdżaj, póki nie mam noża pod ręką – zaśmiała się, wychodząc z pokoju. Udali się przed dom, gdzie czekała już reszta przyjaciół. Edwards zamknęła drzwi kluczem, po czym wyrzuciła go do małej rzeczki płynącej obok tej brudnej rudery.

- Nadal jesteś zły? – zapytał Louis, siedząc obok swojego chłopaka.
- A ty byś nie był na moim miejscu?!
- Hazz, nie chcę tego – szepnął. – Spójrz. Wyjeżdżamy stąd. Wracamy do domu. Powinieneś się cieszyć.
- Cieszę się, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie cię nienawidzę.
- Ej, tak to się bawić nie będziemy – powiedział stanowczo. – Wiesz, że musiałem.
- Mogłeś mi powiedzieć.
- Nie, nie mogłem. Nie obraź się szkrabie, ale jesteś beznadziejny w udawaniu. Pamiętasz "iCarly"? - wzruszył ramionami. - Poza tym, to było dla dobra wszystkich. Dzięki temu nic poważniejszego się nie stało.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę z tobą gadać – odezwał się, próbując ukryć uśmiech. Louis zauważywszy, że Harry pęka, postanowił to wykorzystać.
- Ale... – zrobił smutną minę. – To znaczy, że mam sobie iść? Dobra – dodał smutno. Harry nie wytrzymał, kiedy Louis patrzył na niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Oj, chodź tu, debilu – zaśmiał się, przyciągając go do siebie. Przytulili się mocno, po czym Harry pocałował Louisa - delikatnie i z uczuciem.
- Kocham cię – szepnął Tommo.
- Ja ciebie też – uśmiechnął się Styles. Wczoraj przeżył najgorszy dzień swojego życia. Tak bardzo bał się, że straci tego małego skrzata. I chociaż był naprawdę wściekł, wiedział, co kierowało Louisem. Spojrzał w dół, a jego oczy spotkały się z błękitnymi kochanymi tęczówkami Tomlinsona.

- To jak się dzielimy? – zapytał Liam.
- Tak jak ostatnio? – powiedziała Jade.
- Mi pasuje – odezwał się Zayn.
- Nam też – krzyknął z samochodu Harry.
- A mi nie! Pierdolę to, jadę z nimi. Nigdy więcej w waszym samochodzie – warknęła Perrie.
- Pezzia, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie samej z tymi wariatami. Przecież ja wyląduję w pokoju bez klamek.
Blondynka z powątpiewaniem zlustrowała swoją przyjaciółkę, lecz w ostateczności zgodziła się pojechać z nią i chłopakami. Nawet nie żałowała swojej decyzji, bo całą drogę na lotnisko panował spokój. Louis i Harry siedzieli wtuleni, Liam i Jade byli pochłonięci rozmową, a Zayn spał oparty o jej ramię. Perrie otrzymała chwilę na spokojne rozmyślanie o tym, co przeżyła.

- Prywatny samolot? Trzy razy tak, przechodzi dalej! – krzyknęła Leigh, kiedy usłyszała propozycję Paula. Zwykłe samoloty były dla nich dość ryzykowne. Wszyscy szybko zgodzili się na tę opcję. Jak się okazało, wyposażenie było bardzo ekskluzywne.
- Jezu, jestem w niebie – westchnęła Jesy, wskakując na pierwsze siedzenie przy oknie. Louis i Harry zajęli miejsca zaraz za nią. Po drugiej stronie usiedli Jade i Liam oraz Zayn z Perrie. Cała podróż do Londynu minęła im na wygłupach. Nie przejmowali się już tym, że coś może się wydarzyć. Chcieli wymazać ostatnie miesiące z głowy. Teraz mogli znowu spokojnie odżyć. Chłopcy wrócą do koncertowania i spotkań z fanami. Dziewczyny jeszcze nie wiedziały, jak ulokować plany po stracie pracy, jednak czuły, że przyszłość przyniesie im coś dobrego.

- Louis, zostaw to! – krzyknęła Perrie, gdy Tomlinson chciał założyć na siebie jej bieliznę – A ty co się śmiejesz!? Pomógłbyś mi.
- N…no… już…i…idę – wydusił Zayn, nie przestając się śmiać.
- Kocham cię, Louis, naprawdę! – odparła Leigh, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ja tu jestem – wtrącił się Niall.
- Dobra! Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Zapnijcie pasy, zaraz lądujemy – w pomieszczeniu pojawił się Paul. Wszyscy szybko wykonali jego polecenie. Byli podekscytowani tym, że za kilka minut zawitają do domu...

_______________________________

Cześć!
Więc... Taki mały troll z Louisem, mój pomysł, wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać, hahaha.
Dobra, dużo z was płacze i jęczy pod rozdziałami, że to już koniec. Uwierzcie, mnie też ciężko zostawić to, nad czym pracuję od maja. Soboty z Agnes na skajpaju umilają mi czas, naprawdę. Dlatego też...
Wszystko w waszych rękach.
Czy chcecie kontynuacji? Z boku macie ankietę, wystarczy zagłosować. Mamy parę niedokończonych wątków, z których można stworzyć sequel. Jeśli jesteście zainteresowani, śmiało!
Jedyny warunek byłby taki, że raczej nie pisałybyśmy co tydzień. Nadrabiałybyśmy treścią, ale obie zaczęłyśmy liceum, a to nie jest łatwy kawałek chleba. Uwierzcie. Kto też jest w szkole wyższej, ten wie.
Zamykam jadaczkę.
Liczę na was!
Komentujcie!
Kocham was!
Kukułcia

Hej! <3
Więc tak jak napisała Klaudia wszystko w Waszych rękach. Głosujcie w ankiecie, macie na to około dwóch tygodni. Dodamy epilog i wtedy zobaczymy ile jest głosów za, a ile przeciw :)
PS. Po raz pierwszy nie chce mi się spa o godzinie trzeciej. C U D ;p
Kocham Was! <3