sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 21

- Looooouis!
Harry ruszył naprzód. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Po prostu biegł.
- Ani się waż!
Widząc spluwę wymierzoną prosto w jego kierunku, zatrzymał się, z wrogością i przerażeniem obserwując dziewczynę, którą skądś kojarzył, lecz nie potrafił sobie przypomnieć. W nagłym przypływie odwagi zrobił jeden krok dalej.
- Jeszcze raz i nie zawaham się ani minuty dłużej – warknęła Harris.
- Louis… - na drugim końcu polany Niall dopadł Tomlinsona i ze łzami w oczach próbował go obudzić. – Louis, do cholery, nie żartuj!
Jesy zagryzła wargę, wzrok przenosiła od Patrycji i Harry’ego między zrozpaczonego Horana i Zayna, który cofał się głębiej w las, totalnie spanikowany.
- To nie tak miało być! – Niall podniósł wzrok na pełną poczucia winy Nelson. – Ty podła… Kłamałaś!
- Niall…
- Ty suko!
- Niall, panuję nad wszystkim, okej?
- Nie, mam dość! – blondyn podszedł do niej. – Dawaj – skinął na broń. – Do boju!
- Chcę iść do Louisa, zejdź mi z drogi, tępa dzido!
Skonsternowana Jesy kompletnie straciła rachubę nad tym, co działo się po drugiej stronie polany.
- Musisz mi zaufać, Niall – poklepała Horana po ramieniu, mijając go. Zatrzymała spojrzenie na Louisie, po czym wzięła głęboki oddech i wkroczyła do akcji.
- Patrycja!
Dziewczyna odwróciła się od Harry’ego, który szybko wykorzystał sytuację. Puścił się biegiem, jednak nie spodziewał się mocnej fali uderzenia z lewej strony.
- Nie spiesz się tak – Justin pchnął go na ziemię, kolano przycisnął do pleców Stylesa, unieruchamiając go. – No, brawo, Jesy! – spojrzał na rozłożone na trawie ciało Tommo. – Jeszcze tylko czwórka.
- Czwórka? – Patrycja zmarszczyła brwi. – Gdzie jest czwarty do cho…
Głuchy odgłos wystrzału zatrzymał jej słowa. Nie dane jej było nigdy ich dokończyć.
- Co do psiego gówna… - Justin obserwował dziewczynę, która osunęła się na ziemię, broń upuszczając w wysoko rosnące trzciny.
- Liam… - cichy szept opuścił przerażone wargi Nialla, który zmaterializował się całkiem niedaleko.
Payne stał w kępie drzew, osłonięty konarem, trzymając pistolet, z którego przed chwilą wystrzelił. Liam Payne zabił Patrycję Harris.
- Jest okej – Jade uścisnęła jego ramię. Wraz z Leigh i Perrie pojawiły się na polanie.
- Co to ma, kurwa, znaczyć?! – Pinnock wydarła się, roztaczając głośne echo. – Boże, Louis…
- Kłamałyście – pisnął Niall.
- Ale ja…
- Kłamałaś!
Leigh-Anne nie wiedziała, co powiedzieć. Nie uwierzyłby, że w planach nie było śmierci nikogo z nich. Zbyt wiele razy zawiodła jego zaufanie.
- Wy podłe suki – warknął Justin, swoją spluwą mierząc do dziewczyn. – Wiedziałem! Czułem to, ale nie… Patrycja kazała mi wam zaufać. I co, kurwa?! Wącha trawkę od spodu!
- Poddaj się, Bieber i przestań pieprzyć! – Nelson wycelowała w niego od tyłu.
- Jeden na ośmioro, to bardzo nie fair – zrobił sztuczną skruszoną minę. – Chłopaki! – krzyknął w zarośla.
- Kto? – Perrie z przestrachem obserwowała jak niedalekie krzaki poruszają się. Ziemia dosłownie zadrżała jej pod stopami.
Justin polizał spierzchnięte usta. Coś było nie tak. Za długo to trwało.
- Jezu…
Jade zakryła wargi dłonią, obserwując dziesięciu ochroniarzy One Direction, a każdy z nich targał za sobą jeszcze większego i bardziej rosłego mężczyznę. Każdy z nich miał znajomą twarz.
- Pan Winston – szepnęła Perrie, przyglądając się pierwszemu. – Mój pracodawca.
- A to – wskazała Leigh – Edward, pracował w spożywczym przy naszej ulicy.
- Ann? – Liam zmarszczył czoło. – Była trenerką fitness na siłowni. O co tu chodzi?
- Byliście pod stałym monitoringiem – odezwał się Paul, który pojawił się za tabunem mężczyzn. – A ta śliczna młoda dama – wskazał na Nelson. – Pomogła nam ich dorwać.
Jesy uśmiechnęła się, dołączając do przyjaciółek.
- Wiedziałaś?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Powiedzmy, że miałam swoją własną część planu.
- Dość tego… - jęknął Justin. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Naładował magazynek i obrócił się na pięcie.
- Jesteś idiotą, nie masz już…
- Ani się waż! – wypowiedź Jesy przerwał przerażony jęk Perrie. Wyrwała do przodu, biegnąc w stronę Zayna.
- Pożegnaj się z panem Malikiem.
Zayn, który trzymał się na uboczu, przełknął głośno. Nie wiedział, co robi. Po prostu tam stał i patrzył jak Justin pociąga za spust. Zamknął oczy, gotowy na uderzenie. Jednak nic takiego nie nadeszło. Stał tam jeszcze chwilę, wyłączając się na wszelkie bodźce z zewnątrz.
- Perrie!
- Jezu Edwards! – warknął Justin. – Niszczysz mi plan!
Malik odważył się uchylić powieki. Przez moment nie wiedział, co się dzieje. Liam totalnie osłupiały podtrzymywał płaczącą Jade. Leigh i Jesy stały w totalnym szoku. Niall i Harry obserwujący sytuację z niedaleka, wpatrywali się równie skostniali i pozbawieni wszelkich emocji.
- O boże, Perrie! – jęknął, nachylając się nad blondynką.
Perrie leżała na ziemi, wciąż przytomna. Zayn uklęknął i oparł ją o swój tors.
- Perrie – szepnął, obserwując krew moczącą jej jasny sweter. – Perrie.
- J-j-jest okej – zająknęła się, dłonią zakrywając bark. Syknęła cicho. – Jest okej – powtórzyła.
- Boże, Perrie, masz nauczkę – warknął Justin. – Ty chyba serio przeżywasz jakąś nastoletnią miłość, że rzuciłaś się między kulę, a jakiegoś nieudacznika.
Perrie i Zayn zdawali się go nie słuchać. Dziewczyna siedziała kompletnie zszokowana, podczas gdy Zayn rozerwał swój T-shirt, tworząc prowizoryczną opaskę uciskową na ramieniu blondynki.
- Będzie dobrze – potarł jej policzek, starając się jak najszczelniej zabezpieczyć ranę. Bandaż już po paru sekundach zamókł czerwoną cieczą. – Będzie dobrze – przytulił ją, wzrok przenosząc na kłótnię rozgrywaną na środku łąki. Ochrona stała z boku, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Trzymali pod lufą sprzymierzeńców Justina, których sposobem odnaleźli, gotowych do akcji zabójstwa całego zespołu.
- Zayn?
- Tak?
- Zayn, czy nic ci nie jest?
- Ty wariatko – Malik pokręcił głową, całując ją w czoło. – Uratowałaś mi życie.
- Justin, możesz tego uniknąć – jęknęła Leigh-Anne zbliżając się na środek polany. Instynktownie przesunęła się przed Nialla i Harry’ego, na wszelki wypadek osłaniając ich. – Możesz się poddać i krzywda ci się nie stanie.
- Słyszysz siebie, Pinnock? – splunął. – Ja się nigdy nie podda… Co? -  wzruszył ramionami na zszokowaną minę Leigh. – Tak, moja przemowa jest boska, wiem, ale to nie powód, byś rozdziawiała jadaczkę.
- Żegnaj, Justin.
Skonsternowany Bieber obrócił się w pośpiechu.
- Co się dzieje…
- Miło było cię poznać.
Jeden strzał i chłopak leżał. Padł trupem, co aż dziwne, biorąc pod uwagę jego wybujałą osobowość.
Polana wypełniła się traumatyczną ciszą. Wszyscy wpatrywali się w zabójcę Justina, nie wiedząc, czy to sen, czy może jakieś „Nickelodeon Pranks”.
- Dobra robota! – klasnęła Nelson, przesyłając z chłopakiem żółwika na odległość.
- Matko boska – Harry upadłby, gdyby nie brunet, który podbiegł i podtrzymał go w pasie.
- Spokojnie, Curly, mam cię – uśmiechnął się. – Przepraszam, nie chciałem – przytulił go do siebie, widząc jak oczy zachodzą mu łzami. – Już jest w porządku.
- Boże, o co tutaj chodzi?! – Niall oparł się o pobliskie drzewo łapiąc się za serce. – Louis… - szepnął. – Louis… Ty tam… Przecież…
Tomlinson rozpiął kurtkę, ukazując im kamizelkę kuloodporną wysokiej klasy.
- Zaplanowaliśmy to – wzruszył ramionami, wciąż próbując dojść z Harrym do ładu.
- Co? – Liam ocknął się z zadumy, rozglądając się po pobojowisku.
- Ja i Jesy wiedzieliśmy, że jeśli wam powiemy, nie dacie rady.
- Po prostu kiepskie z was aktorzynki – skwitowała Nelson, pocierając ramię skołatanej Leigh-Anne. – Louis udawał śmierć, żeby dać im świadomość, że wygrywają, że nie kantujemy. Rozważcie to – westchnęła. – Trudniej byłoby ich zatrzymać, gdyby nikt nie zginął przez pierwsze pięć minut walki.
- Rozsądnie – Jade kiwnęła głową, opierając się o ramię Liama. – Ale… A Perrie…
- Boże – krzyknął Louis. – Myślałem, że tego już psychicznie nie wytrzymam i po prostu wstanę – skierował wzrok na drugą stronę polany, gdzie Zayn przytulał Perrie, nad którą pochylał się jeden z ochroniarzy wykwalifikowany w kwestii udzielania pierwszej pomocy.
- Ja… Ja… - Harry zająknął się. – Ja cię, kurwa, zabiję! – odepchnął od siebie Louisa, ruszając w stronę Perrie z przekrwionymi od płaczu oczami.
Louis westchnął za nim, jednak postanowił go nie gonić.
- Przejdzie mu – uśmiechnął się cierpko.
- Myślałem, że wykrakałem twoją śmierć – jęknął Niall, wtulając się w barki wyższego o kilka centymetrów chłopaka. – Boże, Louis, nie odchodź ode mnie.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziecie, mowy nie ma! – zachichotał, przytulając każdego po kolei. – Swoją drogą… O co chodzi z Liamem bohaterem, hm? – zapytał, kiedy ruszyli powolnym krokiem w dół  wzgórza, asekurowani przez ochronę.
- Nie chciałem, żeby Jade ją zabiła – wzruszył ramionami, idąc szybciej. – Ja sprawdzę jak Zayn – odszedł, zostawiając resztę w tyle.
- Nie poradzi z tym sobie – jęknęła Jade. – Co ja narobiłam…
- Wyrwał ci broń z ręki, nie było czasu się kłócić – westchnęła Leigh. Spojrzała tęsknie na Nialla, który skołowany szedł na końcu grupy.
- Perrie? – Louis uklęknął obok, przyglądając się wciąż wstrząśniętej dziewczynie. – Perrie, wszystko w porządku?
- Cieszę się, że żyjesz, Louis – odpowiedziała niemrawo, przytulając go delikatnie jedną ręką.
- Ałł – syknęła Jesy, przyglądając się ramieniu przyjaciółki. – Drasnęło cię, moja atomówko – uśmiechnęła się nieśmiało. – Przepraszam.
- Nie, dobrze zrobiłaś – Edwards pokiwała głową. – Masz łeb na karku i twój plan wypalił.
- Louis, ty sukinsynu, chodź tu!
Głos Harry’ego przebił się ponad tłumem nieco zrelaksowanych przyjaciół.
- Harry, odłóż ten tasak! Skąd go w ogóle… Harry, stój! – Louis puścił się biegiem, uciekając przez Stylesem.
- Teraz naprawdę polecisz pobiegać z aniołkami, skoro ci tak spieszno! – wrzeszczał Styles, goniąc Tomlinsona po całej łące.
Reszta zaśmiała się. Wszyscy zmęczeni opadli na zimną i mokrą trawę.
- Czyli to koniec? – zapytał nieśmiało Liam, obejmując Jade.
- To koniec - szepnął Zayn, który wciąż poruszony czynem Perrie, opiekuńczo podtrzymywał ją, jakby bał się, że w każdej chwili zemdleje. Nic dziwnego, w końcu miała kulę w swoim ramieniu.
Wszyscy zajęli się sobą. Rozmawiali i śmiali się, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że jeszcze chwilę temu uciekli przez śmiercią. Dosłownie.
- Chodź, Perrie – Paul pojawił się jak Filip z Konopii. – Mamy specjalistę, wyjmie ci to gówno z ręki.
- Idę z tobą – Zayn podążył za nimi, a reszta w skupieniu obserwowała jak znikają w wielkim namiocie. Skąd on się tu w ogóle wziął?
- Przepraszam – Niall przykuł uwagę wszystkich. – Nie chciałem cię pochopnie oskarżać – Jesy tylko pogładziła jego ramię, przytakując. Wróciła do rozmowy z Jade i Liamem, dając mu chwilę dla siebie i Leigh.
- Przepraszam – skierował wzrok w stronę Pinnock. – Że…
- Cii – zakryła mu usta dłonią. – Jest w porządku. To ja powinnam cię…
- Może kolejna randka, póki nikt nie chce nas zamordować?
Leigh uśmiechnęła się.
- Zgódź się – podpowiedział jej Louis, który wyczerpany biegiem przełajowym, w końcu przekonał Harry’ego, by wybaczył mu ten krótki epizod.
- Zgadzam się – wtuliła się w ramię Horana, wzdychając z ulgą.
- To kto jest głodny? – Louis rozejrzał się po pozostałych. – Może to zły moment, ale rozpaliłem grilla!
- Tomlinson!
Wszyscy wybuchnęli serdecznym śmiechem. Za to kochali Louisa. Za to kochali przebywać w swoim towarzystwie.

*następnego dnia*

- Nareszcie wracamy do domu – pisnęła Leigh, pakując swoje rzeczy.
- Chcę już do mojego łóżka! Mam zamiar nie wychodzić z niego przez cały najbliższy miesiąc – westchnęła Jade.
- Przez miesiąc? Serio Thirlwall? – odezwał się Louis.
- Po nazwisku, to po pysku.
- Patrz, jak się ciebie boję – powiedział z udawanym przerażeniem.
- Lou, ona była płatnym zabójcą – wtrącił się Niall.
- I to zmienia postać rzeczy. Wiesz, że cię kocham, Jade! – przytulił dziewczynę.
- Tak, jak Ciebie też, Tomlison – zaśmiała się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – w pokoju pojawił się Liam.
- O nie! Trzeba uciekać – krzyknął Tommo, na co Jade wybuchnęła śmiechem.
- Perrie! Zostaw to! Ja zaniosę – powiedział Zayn, wchodząc do pokoju zaraz za Edwards.
- Zayn! To nie pierwszy raz, kiedy nie mam sprawnej ręki. Wcześniej musiałam z tym żyć, więc błagam, nie skacz przy mnie, jakbym była dzieckiem – warknęła zirytowana. Podeszła do szafy i wyjęła z niej walizkę, którą zaraz zabrał jej natrętny Malik. – Zayn! Jeśli w tej chwili się nie uspokoisz, przysięgam, że z przyjemnością cię zamorduję.
- Kochasz mnie, więc tego nie zrobisz – uśmiechnął się triumfalnie.
- A zakład?
- Perrie? Zaczynam się ciebie bać.
- I bardzo dobrze – warknęła, zabierając torbę z rąk chłopaka. Jakby nigdy nic, zaczęła się pakować. Malik postanowił dać jej chwilę wytchnienia, ale tylko chwilę. Nie chciał, żeby coś gorszego się stało.
- Gotowe – w drzwiach pojawiła się Leigh wraz z Jesy. – Walizki są już w samochodzie.
- A wy co? Jeszcze nie spakowane?  - Nelson wywróciła oczami i wyszła. Zaraz za nią podążyła reszta, aż w pokoju pozostali wyłącznie Zayn i Perrie.
- Przepraszam – szepnął Malik. – Po prostu staram się pilnować, żebyś nie nadwyrężyła ręki.
- Wiem i bardzo to doceniam, ale nic mi nie będzie. Nie pierwszy raz coś mi się stało, więc umiem sobie radzić – powiedziała spokojnie blondynka, zamykając walizkę.
- Niby tak, ale... - westchnął. - Mimo to nie chcę, abyś się przemęczała. Zostałaś postrzelona zaledwie wczoraj i wciąż nie chciałaś pójść do lekarza.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Zayn? – zaśmiała się Perrie. – Pójdę do szpitala z raną postrzałową? Myślisz, że nie chcieliby wiedzieć kto to zrobił? Mam doświadczenie, więc po prostu mi zaufaj.
- Ufam, ale…
- Nie ma żadnego ale, a teraz chodź – powiedziała, po czym zabrała walizkę z łózka. Gdy napotkała błagalny wzrok mulata, poddała się. – Dobra, wygrałeś! Masz! – oddała mu torbę. – A teraz zjeżdżaj, póki nie mam noża pod ręką – zaśmiała się, wychodząc z pokoju. Udali się przed dom, gdzie czekała już reszta przyjaciół. Edwards zamknęła drzwi kluczem, po czym wyrzuciła go do małej rzeczki płynącej obok tej brudnej rudery.

- Nadal jesteś zły? – zapytał Louis, siedząc obok swojego chłopaka.
- A ty byś nie był na moim miejscu?!
- Hazz, nie chcę tego – szepnął. – Spójrz. Wyjeżdżamy stąd. Wracamy do domu. Powinieneś się cieszyć.
- Cieszę się, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie cię nienawidzę.
- Ej, tak to się bawić nie będziemy – powiedział stanowczo. – Wiesz, że musiałem.
- Mogłeś mi powiedzieć.
- Nie, nie mogłem. Nie obraź się szkrabie, ale jesteś beznadziejny w udawaniu. Pamiętasz "iCarly"? - wzruszył ramionami. - Poza tym, to było dla dobra wszystkich. Dzięki temu nic poważniejszego się nie stało.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę z tobą gadać – odezwał się, próbując ukryć uśmiech. Louis zauważywszy, że Harry pęka, postanowił to wykorzystać.
- Ale... – zrobił smutną minę. – To znaczy, że mam sobie iść? Dobra – dodał smutno. Harry nie wytrzymał, kiedy Louis patrzył na niego tymi swoimi niebieskimi oczami.
- Oj, chodź tu, debilu – zaśmiał się, przyciągając go do siebie. Przytulili się mocno, po czym Harry pocałował Louisa - delikatnie i z uczuciem.
- Kocham cię – szepnął Tommo.
- Ja ciebie też – uśmiechnął się Styles. Wczoraj przeżył najgorszy dzień swojego życia. Tak bardzo bał się, że straci tego małego skrzata. I chociaż był naprawdę wściekł, wiedział, co kierowało Louisem. Spojrzał w dół, a jego oczy spotkały się z błękitnymi kochanymi tęczówkami Tomlinsona.

- To jak się dzielimy? – zapytał Liam.
- Tak jak ostatnio? – powiedziała Jade.
- Mi pasuje – odezwał się Zayn.
- Nam też – krzyknął z samochodu Harry.
- A mi nie! Pierdolę to, jadę z nimi. Nigdy więcej w waszym samochodzie – warknęła Perrie.
- Pezzia, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie samej z tymi wariatami. Przecież ja wyląduję w pokoju bez klamek.
Blondynka z powątpiewaniem zlustrowała swoją przyjaciółkę, lecz w ostateczności zgodziła się pojechać z nią i chłopakami. Nawet nie żałowała swojej decyzji, bo całą drogę na lotnisko panował spokój. Louis i Harry siedzieli wtuleni, Liam i Jade byli pochłonięci rozmową, a Zayn spał oparty o jej ramię. Perrie otrzymała chwilę na spokojne rozmyślanie o tym, co przeżyła.

- Prywatny samolot? Trzy razy tak, przechodzi dalej! – krzyknęła Leigh, kiedy usłyszała propozycję Paula. Zwykłe samoloty były dla nich dość ryzykowne. Wszyscy szybko zgodzili się na tę opcję. Jak się okazało, wyposażenie było bardzo ekskluzywne.
- Jezu, jestem w niebie – westchnęła Jesy, wskakując na pierwsze siedzenie przy oknie. Louis i Harry zajęli miejsca zaraz za nią. Po drugiej stronie usiedli Jade i Liam oraz Zayn z Perrie. Cała podróż do Londynu minęła im na wygłupach. Nie przejmowali się już tym, że coś może się wydarzyć. Chcieli wymazać ostatnie miesiące z głowy. Teraz mogli znowu spokojnie odżyć. Chłopcy wrócą do koncertowania i spotkań z fanami. Dziewczyny jeszcze nie wiedziały, jak ulokować plany po stracie pracy, jednak czuły, że przyszłość przyniesie im coś dobrego.

- Louis, zostaw to! – krzyknęła Perrie, gdy Tomlinson chciał założyć na siebie jej bieliznę – A ty co się śmiejesz!? Pomógłbyś mi.
- N…no… już…i…idę – wydusił Zayn, nie przestając się śmiać.
- Kocham cię, Louis, naprawdę! – odparła Leigh, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ja tu jestem – wtrącił się Niall.
- Dobra! Przestańcie zachowywać się jak dzieci. Zapnijcie pasy, zaraz lądujemy – w pomieszczeniu pojawił się Paul. Wszyscy szybko wykonali jego polecenie. Byli podekscytowani tym, że za kilka minut zawitają do domu...

_______________________________

Cześć!
Więc... Taki mały troll z Louisem, mój pomysł, wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać, hahaha.
Dobra, dużo z was płacze i jęczy pod rozdziałami, że to już koniec. Uwierzcie, mnie też ciężko zostawić to, nad czym pracuję od maja. Soboty z Agnes na skajpaju umilają mi czas, naprawdę. Dlatego też...
Wszystko w waszych rękach.
Czy chcecie kontynuacji? Z boku macie ankietę, wystarczy zagłosować. Mamy parę niedokończonych wątków, z których można stworzyć sequel. Jeśli jesteście zainteresowani, śmiało!
Jedyny warunek byłby taki, że raczej nie pisałybyśmy co tydzień. Nadrabiałybyśmy treścią, ale obie zaczęłyśmy liceum, a to nie jest łatwy kawałek chleba. Uwierzcie. Kto też jest w szkole wyższej, ten wie.
Zamykam jadaczkę.
Liczę na was!
Komentujcie!
Kocham was!
Kukułcia

Hej! <3
Więc tak jak napisała Klaudia wszystko w Waszych rękach. Głosujcie w ankiecie, macie na to około dwóch tygodni. Dodamy epilog i wtedy zobaczymy ile jest głosów za, a ile przeciw :)
PS. Po raz pierwszy nie chce mi się spa o godzinie trzeciej. C U D ;p
Kocham Was! <3

4 komentarze:

  1. Hhahahahahah xD to było geeeeeennnnniiiiaaaallllnnnneeee!! xD
    hahahaha acz kolwiek jekiejś wielkiej niespodzianki nie miałam :P
    Ale wy wiecie co... To jedno wielkie chamstwo!!! Żeby Payne mnie zabił! :O No jak wy tak mogłyście!?!?!? TO byl cios poniżej pasa...
    Harry i "iCarly" jak sb to przypominam to poprostu nie moge xD hahahahaha
    Ogółem jaki Larry ^^ ale myślalam, że bardziej opiszecie to jak Hazz ścigał Lou... :p
    No i ten nadopiekuńczy Malik... Podziwiam Pezz, że jeszcze go nie zabiła... :D
    No cóż weeeźcie tego nie kończcie...
    Chociaż będzie mi brakowało psychicznego Jusa, to dalej i tak może być fajnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahha cudowny rozdzial :D Dziekuje za ta piekna historie i chce jej kontynuwacje jak najbradziej. Jestescie cudowne . Troll z Losuiem . So sweet #zerrie #larry . Jesy forever alone . Pezzie biedactwo . Cudo to bylo :D @gabka17 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkole wyższej.... hahahaha

    OdpowiedzUsuń