niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 22

- Tak, wszystko fajnie, pięknie, tylko wiecie, gdy mówiłam odwieźcie nas do domu, miałam na myśli nasz dom – powiedziała Leigh, wysiadając z samochodu.
- Przecież jesteście w domu. Coś nie tak? – odezwał się Louis.
- Tak jakby. To jest wasz dom, więc…
- Chyba nie myślicie, że będziecie mieszkać w tym małym mieszkanku – wtrącił się Zayn, przerywając wypowiedź Perrie.
- Chwila, moment! Skąd wiesz jakie jest nasze mieszkanie? – zdziwiła się Jade.
- No bo… Tak jakby…Wszystkie Wasze rze… rzeczy są już u nas…w...w domu – odpowiedział, jąkając się.
- Chyba tym razem nas przechytrzyli. Kiedy to zrobiliście? – zapytała Jade.
- Mało ważne. To jak, zgadzacie się? – spytał Liam.
- W sumie, czemu nie – powiedziała Edwards.
- Hura – pisnęła Pinnock.
- Ja pierdole, błagam litości – wtrąciła się Jesy, po czym weszła do nowego domu.
- Trzeba jej kogoś znaleźć – uśmiechnęła się smutno Thirlwall.
- Tylko spróbujcie, a nogi z dupy powyrywam – krzyknęła ze środka. – I nie myślcie sobie, że żartuję – na chwilę wychyliła się zza drzwi, po czym znowu zniknęła.
Chłopcy pokazali dziewczynom ich pokoje. Oczywiście nie obyło się bez kłótni. Ostatecznie największą sypialnię zajęła Nelson, jęcząc na to, że będzie musiała mieszkać z tyloma parami. Dziewczyny, niestety, nie miały jakichkolwiek argumentów.

- Nareszcie w domu – Louis wskoczył na łóżko w swoim pokoju. – Chwila! – szepnął, wstając. - Harry Jebany Chuju Edwardzie Pierdolony Styles! - wydarł się na cały dom. – Gdzie są wszystkie moje rzeczy!?
- Skąd wiedziałeś, że to moja sprawka? – w pokoju pojawił się zielonooki.
- Gdzie są moje rzeczy?! – warknął.
- U mnie w pokoju…to znaczy teraz to jest nasz pokój.
- Czy ciebie przypadkiem…chwila, co?!
- Chyba nie myślałeś, że będziesz w innym pokoju niż ja. Poza tym Leigh-Anne musi gdzieś spać.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię nienawidzę?
- Nie.
- To teraz to... - nie dokończył, ponieważ Harry zamknął mu usta pocałunkiem.
- Nadal mnie nienawidzisz? - zapytał, odrywając się od niego.
- Muszę się nad tym... - znowu wpił się w usta Louisa, tylko tym razem bardziej zachłannie.
- A teraz?
- Nie… - znowu to samo.
- Teraz musisz zmienić zdanie - oderwał się od niego.
- Jeszcze raz – powiedział Tommo, przyciągając go za koszulkę.
- Moje shipperskie serduszko – w pokoju pojawiła się Leigh. – Wiecie, że was kocham, ale teraz wypad, chcę się rozpakować.
- Dobra, już dobra – zaśmiał się Louis.
- Na razie – dodał Harry, po czym obaj wyszli z pomieszczenia.

- Perrie, odłóż to! – krzyknął Zayn, gdy dziewczyna podniosła ogromne pudło ze swoimi rzeczami.
- Nie – warknęła.
- Perrie!
- Zayn, uspokój się! Nic mi się nie stanie!
- Ale…
- Pezz, poddaj się, on i tak nie odpuści – w salonie pojawiła się Jesy.
- Ona ma rację, nie odpuszczę – uśmiechnął się zwycięsko.
- Nienawidzę was – burknęła Edwards, oddając karton Malikowi.
- Gdzie Leigh? – zapytała Jade, podchodząc do przyjaciółki.
- Zmyła się gdzieś z Horanem.
- Oni są kochani – zaśmiała się Thirlwall.
- Chyba zaraz się porzygam – jęknęła Nelson.
- Jesy, nie udawaj, znam cię i wiem, że nie zawsze jesteś taka…
- Siedź cicho, jeśli chcesz żyć.
- Tak, tak, jasne. Pod maską „mam wyjebane” kryje się dawna Jesy – uśmiechnęła się, po czym wyszła, zostawiając Nelson z własnymi myślami.

- Zayn, jeśli to ty, to lepiej…Ah, to wy – powiedziała Perrie, kiedy zobaczyła w drzwiach Jesy i Jade. – Co tu robicie?
- Mamy w planach iść za kilka dni na zakupy, piszesz się?
- Jasne, że tak.
- W końcu będziemy mogły odpocząć. Nareszcie życie bez codziennego strachu – odezwała się Thirlwall.
- Mam nadzieję, że tak zostanie już zawsze. Nie chcę do tego wracać.
- Ja tak samo. Szczerze powiedziawszy, to miałam dość tego wszystkiego – powiedziała Jesy, a dziewczyny myślały, że się przesłyszały. Nelson jako jedyna nie chciała rozstawać się z ich wcześniejszym trybem życia. – No i co się tak gapicie? Człowiek ma prawo zmienić zdanie – zaśmiała się, a Perrie i Jade jej zawtórowały.


* następnego dnia *

- Zayn?
Malik przewrócił się na drugi bok, pochrapując pod nosem.
- Zayn do cholery!
- Spieprzaj, jestem wampirem.
Perrie westchnęła, ściągając z chłopaka kołdrę.
- Boże, Syberia!
- Syberię to ja ci zrobię, jeśli się nie podniesiesz!
- Zaraz, no… Ooo – przecierając zaspane oczy, ze zdziwieniem rozejrzał się po swoim pokoju. – Posprzątałaś?
Zrezygnowana Edwards potrząsnęła głową, stawiając na stoliku kubek mocnej kawy.
- Nie zapowiadało się, żebyś ty to zrobił.
- Jesteś aniołem – puścił do niej oczko, pociągając łyk gorącego napoju. – Boże, jest ósma rano…
- Masz spotkanie z zarządem.
- Z kim?
- Mnie nie pytaj – wzruszyła ramionami. – Modest czy coś, ja nie wiem. Sprawy zawodowe. W każdym razie powinieneś być gotowy za 20 minut.
- 20 powiadasz?  To wystarczająco dużo czasu, żeby…
- Boże, Zayn!
Malik pociągnął Perrie za rękę, wrzucając ją do łóżka obok siebie.
- Zayn! Na miłość boską, nie łaskocz mnie!
- Wszystko w porządku?
Cali roztrzepani wynurzyli się spod kołdry, lekko zdezorientowani przyglądając się Jesy.
- Mmm… Tak, jasne – Perrie poprawiła kitkę, podnosząc się.
- Jedziemy na zakupy, kiedy chłopcy pójdą do roboty. Zabierasz się?
- Pewnie!
Jesy z powątpiewaniem zlustrowała najpierw Zayna, potem swoją przyjaciółkę, po czym z niemrawym uśmiechem wycofała się z pokoju.
- Dzięki, Zayn, naprawdę.
- No co?! – rozłożył ręce w poddańczym geście. – Byliśmy w miarę grzeczni.
- Jeszcze by brakowało, żeby znaleźli nas w innej sytuacji. O fuuj, nie – wzdrygnęła się, odganiając od siebie ręce chłopaka.
- Nie byłoby fajnie?
- Mamy inne poczucie humoru – spojrzała w górę, napotykając iskierki w ciemnych tęczówkach. Uwielbiała fakt, że Zayn całkowicie się wyluzował. Był zupełnie innym człowiekiem, odkąd wszystko się skończyło. Bardziej cieszył się małymi rzeczami w życiu. – Idź pod prysznic – pogładziła go po policzku, odwracając wzrok. – Spóźnisz się.
- Coś jest nie tak, Perrie? – Malik oparł się o framugę oddzielającą łazienkę i sypialnię.
- Nieee – zaprzeczyła energicznie. – Jest…
- Co się dzieje? – przerwał, wyrywając jej z dłoni pościel, którą zaczęła składać. – Nie taką Perrie lubię najbardziej.
- No bo ja… - zawiesiła się. Zayn cierpliwie czekał, nie ponaglając. – No bo to wszystko… Zayn, ty nie masz przymusu teraz się mną opiekować.
- Co? – zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się zmartwionej twarzy blondynki.
- Nie wiem, jak się czujesz z tą całą sytuacją, bo w ogóle ze mną o niej nie mówisz, ale wróciliśmy do domu. I teraz wszystko jest inaczej. Nie musisz dłużej czuć jakiejś odpowiedzialności względem mnie i dziewczyn. I…
- Hola, hola – Zayn przyłożył jej palec do ust. – Ten twój lekarz na pewno przepisał ci dobre leki? – z lekką ironią spojrzał na gojące się ramię Perrie.
- Nieważne, zapomnij…
- Stój – Zayn pociągnął ją za nadgarstek, przyciągając do siebie. – Perrie – podniósł jej podbródek, tym samym zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Nie mam pojęcia, co ci strzeliło do głowy. Nie wiem, czemu Jesy tak dziwnie się na mnie spojrzała, nie wnikam, o czym z nią rozmawiałaś.
- Jesy mi powiedziała…
- I wszystko jasne – Malik skwitował na chwilę obserwując sufit. – Posłuchaj, Jesy jest mądra i dużo myśli. I to rozważne z jej strony, ale czasami po prostu przesadza i wiem, że patrzy na facetów sceptycznie, ale Perrie. Niezależnie od tego, co się wydarzy, ja już nie pozwolę ci odejść. Za dużo mnie z tobą łączy. Uratowałaś mi życie, na miłość boską, Edwards! – uśmiechnął się. – Kocham cię i nie musisz się martwić o nic więcej. Nieważne, co będzie jutro, za tydzień, liczy się teraz.
Perrie nieśmiało przytaknęła. Odwróciła się, wracając do przerwanej czynności. Kiedy Zayn już miał wejść do łazienki, poczuł ciepłe dłonie obejmujące go od tyłu.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś.
Uśmiechnął się niepewnie, odwracając się do niej przodem. Uklęknął na jedno kolano, patrząc jej głęboko w oczy.
- Zayn, coś ty…
- Ciii – Malik odkaszlnął znacząco. – Może zwariowałem, może uznasz mnie za debila, ale… Perrie Louise Edwards, chciałbym przekonać cię do mojej dozgonnej miłości względem ciebie…
- Zayn!
- Wyjdziesz za mnie?
Perrie podrapała się po karku, uciekając wzrokiem.
- A pierścionek?
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem – Zayn zaklął pod nosem.
- Chwila! – oboje podskoczyli, ze zdziwieniem odnajdując Louisa, który owinięty ręcznikiem opuścił ich łazienkę.
- Co ty tu robisz, kretynie?
- Wody nie miałem u siebie – wywrócił młynka oczami. – A teraz ratuję ci dupę – rzucił w niego małą rzeczą.
- Co to jest?
- Kapsel od Tymbarka, obrączka zapasowa – wzruszył ramionami. – Daj jej go.
- Ale się nie zgodziła.
- Perrie, zgódź się!
- Co się dzieje.. Ohh – Liam stanął w drzwiach, z konsternacją marszcząc czoło. – Zayn, czy ty…
- Co robi Zayn? – Niall wychylił głowę zza drzwi.
- Może jeszcze Harry – burknął pod nosem Zayn.
- Impreza beze mnie? – jak na zawołanie z łazienki wyszedł Styles.
- Co wyście robili w naszej łazience?! – Zayn jęknął zdegustowany. – Albo nie, nie chcę wiedzieć.
- Zgadzam się.
- Nigdy więcej nie kąpcie się w mojej… Co? – Zayn ze zdziwieniem wpatrywał się w Perrie.
- Powiedziałam, że się zgadzam.
- O rajciu! – Horan zagryzł wargę w podekscytowaniu.
- Możesz pocałować pannę młodą!
- Louis – Styles wywrócił oczami – To nie ten moment…
Leigh, Jesy i Jade, zwołane harmiderem, pojawiły się w malutkim pokoju Zayna.
Pinnock pisnęła głośno, wskakując Niallowi na barana
- Czy oni się?
- Zaręczyli! – klasnęła uradowana Jade.
- O boże – Jesy zrobiła minę ala Simon Cowell, w skupieniu oceniając sytuację. – Jak romantycznie – prychnęła.
- Cicho bądź, zgodziła się już?
- Dostanę ten pierścionek? – Perrie zagryzła wargę, ignorując przyjaciółki.
Zayn przytaknął zaskoczony, wciskając na jej palec kapsel od Tymbarka.
- Najpiękniejszy na świecie – zachichotała, wieszając się Zaynowi na szyję. Przytulił ją, podczas gdy reszta wiwatowała, a Liam płakał, bo wzruszały go śluby. Nawet jeśli to dopiero zaręczyny.
- Przekonałem cię? – Malik szepnął do ucha blondynki.
- Jak nigdy wcześniej.
Nie bacząc na towarzystwo reszty i zniesmaczone okrzyki Louisa, pocałowali się, pieczętując swoje oficjalno-nieoficjalne zaręczyny.

__________________________________________________________________
ostatni rozdział. epilog i koniec. smuteczek mnie ogarnął.
tak wielki, że nie mam o czym pisać.
Agnes chce mnie zabić, ale tak bardzo pragnęłam zaręczyć Zerrie, potrzebuję wsparcia, haha!
komentujcie!
PS. "Salute" jest cudowne!

Hej! <3
MASZ WPIERDOL GNIDO ZA TE ZARĘCZYNY!
no to tyle ode mnie dla Cuckoo

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał <3
Komentujcie!
Agnes <3

3 komentarze:

  1. Chociaż oni pewnie nic z tego nie rozumieli, ale mogłyście napisać co pisało na kapslu ;P Super.. Szkoda że niedługo koniec ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! :) szkoda że już kończycie :(((

    OdpowiedzUsuń
  3. Najoryginalniejsze zaręczyny na świecie, jesteście cudowne <3
    Ja nie chcę końca :c

    OdpowiedzUsuń