sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 10

* dom Justina *

Dwa tygodnie minęły dość szybko. Jade i Perrie spędzały dużo czasu z chłopakami. Jesy i Leigh-Anne także kilka razy zostały zaproszone na imprezy organizowane w ich apartamencie. Był to czas, w którym mogły zapomnieć o codziennym życiu i po prostu dobrze się bawiły. Niestety, nic nie trwa wiecznie. W końcu musiały wrócić do swoich obowiązków. Patrycja natomiast, tak jak Thirwall i Edwards, poszła do pracy. Pieniądze przeznaczone na jedzenie i  rachunki zaczęły się kończyć. Dlatego też Harris zatrudniła się w tym samym hotelu co koleżanki. Dziewczyny były temu przeciwne, bo wiedziały, że jako pokojówka dostanie ciągły dostęp do apartamentu chłopaków. Nie mogły nic zrobić, kiedy Justin załatwił jej pracę. I tak oto Patrycja pracowała z nimi.
Teraz we trzy siedziały w kuchni i jadły śniadanie.
- Ja już uciekam. Powinnam być wcześniej niż wy - zaśmiała się Patrycja. - Na razie - pomachała im i wyszła z domu. Dziewczyny dokończyły śniadanie i także zaczęły się zbierać. Spóźnione dziesięć minut, w pośpiechu przebrały się i zeszły do restauracji, aby przyjąć zamówienie klientów.

- To już trzy ostatnie - powiedziała Jade z ulgą.
- Nareszcie! - westchnęła zmęczona Perrie. Niestety, Jade nie zdążyła choćby usiąść, a już musiała ruszyć dalej. Wzięła tacę z jedzeniem i udała się na salę.
- To nie jest moje! - krzyknął mężczyzna w garniturze.
- Przepraszam pana, zwykła pomyłka - zmieszała się cicho Jade.
- Pomyłka? Czekam na swoje jedzenia od piętnastu minut, a ty mi mówisz, że to pomyłka? Zatrudnienie Ciebie w tej restauracji najwidoczniej nie było...
- Wystarczy! - przerwała mu Perrie. - Proszę, tu jest pańskie zamówienie - postawiła przed nim talerz. - Następnym razem proszę uważać na słowa, bo nie ma pan prawa mówić do nas na ty. To, że pracuje pan na wyższym stanowisku, nie oznacza, że jest Pan lepszym człowiekiem od nas - warknęła, po czym odeszła, ciągnąc za sobą zdezorientowaną Thirwall.
- Idź się przebrać, a ja zajmę się tymi ostatnimi - odezwała się Edwards, wychodząc z zaplecza na salę. Niebieskowłosa wykonała polecenie przyjaciółki. Po dziesięciu minutach Perrie wróciła i także się przebrała.
- To co? Zakupy na poprawę humoru? - uśmiechnęła się blondynka.
- Jasne - odparła Thirwall, klaszcząc w dłonie. Obie zabrały swoje rzeczy i wyszły z hotelu. Skierowały się do najbliższej galerii, ale nie pomyślały o tym, że nie znają miasta. Zanim dojechały do sklepu, błądziły ponad godzinę.
- Nigdy więcej nie jadę z tobą na żadne zakupy - zaśmiała się Jade, wysiadając z samochodu.
- Skąd miałam wiedzieć, że tak wyjdzie? - zapytała bezradnie blondynka.
- Oj dobra, chodź już - niecierpliwiła się Thirwall, podążając w stronę wejścia do galerii.
Po godzinie buszowania po sklepach, dziewczyny zatrzymały się w kawiarni. Zamówiły sobie po kawie i usiadły przy jednym z wolnych stolików.
- Co się dzieje, Poopey? - zapytała po chwili Pezz.
- Nic, wszystko w porządku.
- Jade, widzę, że coś nie tak. Po pierwsze, nie skupiasz się na swojej pracy. Po drugie, w domu też jesteś jakaś przygaszona. Po trzecie, mnie nie okłamiesz.
Dziewczyna biła się z myślami. Czy powinna powiedzieć, o co tak na prawdę chodzi, czy jednak zachować to dla siebie?
- Okej, ale obiecaj mi, że nie będziesz zła. Wiem, że zawiodłam Ciebie, Leigh, Jesy, Patrycję i nawet Justina - westchnęła, bawiąc się filiżanką. - Chodzi o to, że nie traktuję tego całego udawania jako zadanie. Już nie. Ja naprawdę coś do niego czuje i wiem, że to źle, ale nie potrafię się powstrzymać. Przepraszam, ale nie umiem. Wiem też, że żadne z nas nie powinno się angażować w związki, bo nie pozwala nam na to nasza praca, jasne, rozumiem. Ale ja po raz pierwszy poczułam coś tak silnego do drugiej osoby. I możesz teraz zacząć się śmiać lub mnie wyzywać, ale ja się w nim zakochałam, Perrie, zakochałam! - westchnęła. - To nie powinno się w ogóle wydarzyć - dodała po chwili.
- Jadey - zaczęła niebieskooka. - To nic złego. Rozumiem cię jak nikt inny, b-bo - zająknęła się. - Bo mam tak samo. Tak, czuje coś do Zayna - powiedziała, gdy zobaczyła zszokowaną minę przyjaciółki. - Tak, wiem, że to nie powinno się wydarzyć, ale jest już za późno - wzruszyła ramionami. - Teraz powinnyśmy zrobić coś, żeby zatrzymać tę błazenadę. Nikt nie może się dowiedzieć o tej rozmowie. Jasne? - zapytała. Jade kiwnęła głową.
Rozmawiały jeszcze chwilę, po czym wyszły z kawiarni i udały się do samochodu.
Uśmiechnięte podeszły do drzwi mieszkania, lecz szybko zmieniły nastrój, gdy zauważyły uchylone drzwi, a ze środka usłyszały wyraźne krzyki. Szybko weszły do środka i stanęły jak wryte, gdy zobaczyły swojego szefa.
- O, nareszcie zaszczyciłyście nas swoją obecnością - ironizował Johnny.
- Co się dzieje? - zapytała niepewnie Jade.
- Już im mówiłem. Macie zlikwidować Julię. Ona za dużo wie.
- Nie, do cholery! Nie macie prawa tego robić! - zaprotestowała Leigh-Anne.
- Akurat ty masz gówno do gadania. Ja tu jestem szefem i ja tu żądzę - podkreślił. - Justin! - zwrócił się do chłopaka.- Masz czas do jutra. Jeśli tego nie wykonasz, zapłacisz życiem - warknął i wyszedł jakby nigdy nic.
- Co... to... kurwa...było...? - Jesy stała jak wryta, jąkając się.
- I własnie dlatego skończyłam z nim współpracę - Patrycja zrobiła młynka oczami.
- Nie możemy zabić Julii. Niall jest z nią za bardzo związany - wtrąciła się czarnowłosa.
- Oj, co ty masz z tym Niallem. Pocierpi i mu przejdzie - prychnął Justin.
- Ale...
- A może ty się w nim bujnęłaś, co? - zachichotał. - To by pasowało, dlaczego chcesz go tak bronić - warknął, podchodząc bliżej.
- Ja? Na mózg ci padło? Serio powinni zamknąć cię w psychiatryku! - odparła Leigh, wychodząc z pokoju. Dziewczyny stały jeszcze przez chwilę, nie dowierzając temu, co się właśnie wydarzyło. Szybko udały się do swoich pokoi.

* w kurorcie *

- Po ostatnim zamachu na boyband, One Direction, poszukiwany na całym świecie zamachowiec zaciekle nie daje znaku życia. Możliwe, że szykuje coś naprawdę groźnego, biorąc pod uwagę nieudaną akcję postrzału Nialla Horana, jednego z członków zespołu. Policja wzmocniła ochronę idoli nastolatek, lecz, niestety, wciąż nie udało im się dotrzeć do tego, kim jest owy niezrównoważony psychopata. Świat show-biznesu szaleje. Nie wiadomo, kto może okazać się następny. Ostatnimi czasy Rihanna wypowiedziała się na ten te… - głos spikera został przerwany. Louis rzucił pilota za kanapę, rozkładając się wygodniej na poduszkach.
- Ej, oglądałem! – zaspany Harry gwałtownie potrząsnął głową.
- O ile słyszałeś coś przez chrapanie – prychnął. – Masz ochotę na chińszczyznę? Głodny jestem.
- Może być – Styles wzruszył ramionami, zsuwając koc z ramion.
Louis wstał, podchodząc do telefonu. Połączył się z obsługą i złożył zamówienie.
- Od pół godziny do czterdziestu minut, bo mają nawał zamówień – westchnął, odkładając słuchawkę. – Boże, za co…
- Co ci jest?
- Słucham?
Zmarszczył brwi, uważnie lustrując Harry’ego. Loki roztrzepane w nieładzie i podkrążone oczy pokazywały, jak bardzo zaniedbywał spanie. Może myślał, że Louis nie słyszy, jak krąży w nocy po pokoju, wyglądając przez okno, jakby szukał kogoś, kto może ich obserwować.
Szept Harry’ego wyciągnął go z rozmyślań.
- Nie jesteś wesoły.
- Zawsze jestem wesoły. Nawet jak jestem smutny!
- Jesteś głupi – zaśmiał się, poprawiając grzywkę w ten swój charakterystyczny sposób.
- I tak mnie kochasz.
- I tak cię kocham – westchnął. Wstał powoli i wyjrzał na balkon.
- Nie, nikogo tam nie ma.
Zdezorientowane spojrzenie Harry’ego zmusiło go, by kontynuować.
- Może myślisz, że nie wiem, ale Harry – podszedł bliżej, stając po drugiej stronie szerokich drzwi na taras. – Martwisz się. Jak wszyscy. Nie ukryjesz tego przede mną.
- Ktoś musi, a ty się nie fatygujesz – odburknął, przenosząc spojrzenie na zachodzące słońce.
- Harry…
- Nie Harruj mi tutaj! – krzyknął. – Masz wszystko w dupie. Za bardzo w dupie. Zmartwiły cię wiadomości na BBC, bo chcesz znowu grzać tyłek na Bahamah, a nie tkwić tutaj, co?
- Tak nie będziemy rozmawiać – Louis pogroził mu palcem, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami sypialni.
Harry przygryzł wargę. Powoli osunął się, opierając głowę o szybę, a łzy spokojnie zostawiały smugi na jego rumianych policzkach. Siedział tak przez chwilę, próbując dojść ze sobą do ładu. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył Louis’ego. Opierał się o framugę i patrzył na niego. Ręce wisiały luźno wzdłuż tułowia, a błękitne tęczówki wyrażały skruchę.
- Ja też się boję, ale przecież nie będę tego pokazywał. To nie w moim stylu – powiedział nieśmiało. Zrobił parę kroków w przód, aż znalazł się u jego boku. Usiadł, otaczając kolana ramionami. – Czasami myślę, że tylko przy tobie mogę być sobą. Nie wyśmiałeś mnie, kiedy rok temu powiedziałem ci, że boję się ognia. Ani jak w X Factor popłakałem się, bo pierdolony Steve Brookstein – zacisnął pięści. – W każdym razie… Lubię cię za to – uśmiechnął się, obracając twarz w zapłakane oczy Harry’ego.
- Przepraszam. Nie chciałem powiedzieć, że masz to w dupie. Widziałem przed chwilą, że cię to ruszyło. Jak wyłączyłeś telewizor. Po prostu…
- Jest okej. Tematu nie było.
Harry westchnął opierając głowę o ramię niższego chłopaka.
- Mógłbyś częściej być taką trzęsącą portkami babą.
- Excuse me?! – Louis zlustrował go wzrokiem, tym samym zbliżając ich twarze do siebie.
- Jesteś wtedy słodki – miętowy oddech Harry’ego muskał buzię Louis’ego.
- Mógłbyś zamknąć oczy?
- Ale…
- Proszę?
Harry zdziwił się, acz wypełnił dziwne polecenie. Louis wpatrywał się w niego przez chwilę, po czym szybko i stanowczo pocałował Loczka. Oddalił się na długość wyciągniętej ręki, kręcąc głową.
- Przepraszam. Nie…
Harry złapał go za nadgarstek i przyciągnął z powrotem. Tym razem on pocałował Louis’ego, lecz nieco inaczej - bardziej zachłannie. Wpił się w różowe usta Lou, palce lewej dłoni wplatając w jego rozczochraną grzywkę.
- Matko boska!
Przerażony ton oddalił ich od siebie. Louis wylądował na drugim końcu pokoju, a Harry wstał, udając, że podnosi brudny kubek ze stolika.
Zayn, Liam i Niall wpatrywali się w nich z lekkim zmieszaniem.
- Cholera, wygrałem zakład! – krzyknął nagle Malik. – Muszę napisać do Perrie – wyjął z kieszeni komórkę. – Wisi mi kasę – rzucił przez ramię, wychodząc.
- Czy może chcecie nam coś – zaczął Liam, jednak zrezygnował, lekceważąco machają dłonią. – Zresztą. Nie było nas tu.
- Co?! – zdziwił się Horan, jednak został wypchnięty z pokoju.
Harry i Louis wpatrywali się w siebie przez moment, po czym oboje wybuchnęli śmiechem.

__________________________________


Hej :)
Jest po piątej rano. Rozdział zaczęłyśmy pisać o 23 i tak jakoś wyszło, że... No! Głupawka i te sprawy!
Tak się składa, że Agnes poszła spać parę minut temu, rzekomo zostawiając mi tutaj jakieś parę zdań od siebie, ale musiały się nie zapisać.
Więc, mówię za nią to, co na pewno chciałaby wam przekazać!
"Kocham moją cudowną i boską Klaudię. Jej śmiech jest taki uzależniający, a jej dziwne shipperskie zapędy sprawiają, że pragnę przywalić jej książką w ryj. Ale i tak jest cudowna i boska!"
No...
Więc komentujcie, i czytajcie, i podziwiajcie, i kochajcie nas! Hahaha!
Buziaki :)

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 9

Było zimno. Księżyc został całkowicie przyćmiony ogromnymi burzowymi chmurami. Justin stał pod drzewem przy swoim domu, kopiąc w leżący nieopodal kamień.
- Boże, wiedziałem! – krzyknął. – Jesteś tylko pustą tanią zdzirą. Wiedziałem, cholera, wiedziałem, że tak będzie.
- Przestań, proszę.
- Nie! Przez ciebie jesteśmy w czarnej dupie! – walnął pięściami w pień, raniąc dłoń. – Chcę wracać do domu, a teraz… - zacisnął wargi. – Tym razem nikt mnie nie powstrzyma.
- Justin… - przerażenie malowało się na jej twarzy. – JUSTIN, STÓJ!
Dźwięk wydawanego strzału rozniósł się echem po okolicy.
- Penny? – ten głos. Znała go, lecz nie miała czasu, by pomyśleć. Ogromny ból w klatce piersiowej przesłonił inne uczucia. - Penny?! – osunęła się na ziemię, mocno uderzając w trawiaste podłoże. – Penny, obudź się!
Blondynka zerwała się jak opętana. Schowała twarz w dłoniach, biorąc głęboki oddech.
- Wszystko w porządku? – Louis delikatnie potarł jej plecy. – Chyba miałaś zły sen.
- Jest okej – potrząsnęła głową, siląc się na uśmiech.
- Przynieść ci wody?
- Taa… Nie! – krzyknęła, gdy spojrzała na budzik. – Jade! – potrząsnęła śpiącą obok przyjaciółką. – Jade, cholera, zaspałyśmy!
- Ej, Liam Hemsworth właśnie miał mnie pocałować! – oburzyła się. – Zerwał dla mnie z Miley Cyrus, a potem…
- O! Też ci się podoba? Widziałaś ten nowy film, gdzie gra główną rolę?
- Tomilnson! Przestań! – skarciła go Edwards. – Jade, szoruj do łazienki. Masz pięć minut.

 * parę godzin później *

- Dwie kawy i sok jabłkowy do stolika 23!
Blondynka przejechała ręką po obolałym karku.
- Ostatnie na dziś, Perrie – Jade pocieszająco uścisnęła jej ramię.
- Nie sądziłam, że bycie kelnerką to taka ciężka robota – westchnęła. – Zajmiesz się tym zamówieniem?
- Chyba nie mam wyjścia – zachichotała, kiwając w stronę drzwi.
- Dzień dobry. Przeszkadzam? – Zayn wyjrzał zza framugi, uśmiechając się.
- No coś ty! Perrie właśnie skończyła.
- Jade!
Dziewczyna podniosła ręce w poddańczym geście. – Przydałaby ci się mała odskocznia.
- A właśnie. Skoro już jesteśmy przy tym temacie – chłopak wszedł do kuchni, pokazując reklamówkę pełną jedzenia. – Ognisko? My, wy, dzisiaj, tutaj, zaraz? – rozłożył ręce w zapraszającym geście.
- Pewnie! – niebieskowłosa pisnęła z entuzjazmem.
- Wybaczcie, chyba nie dam rady.
- Ej, co się dzieje? – Zayn pochwycił zmartwione spojrzenie Perrie.
- Jestem po prostu zmęczona. Nie wyspałam się i…
- A nie mówiłem, że oddam ci swój materac? O wiele wygodniej niż spanie na ziemi w jakimś pokrowcu.
- Mhm, a ty i Liam zmieścilibyście się w moim śpiworze? – prychnęła ironicznie. – Spokojnie. Następnym razem zwalimy z łózka naszych zakochańców.
- Loczek nie byłby zadowolony – zaśmiał się mulat. – Ale może jednak dasz się przekonać? – dodał.
- Pezia, no… Nie daj się błagać! Spójrz na niego! – szepnęła Jade.
- Właśnie! Takiemu jak ja się nie odmawia - przybili sobie piątkę.
- Chodzący seks. AŁA! – warknęła Thrilwall. – A to za co?!
- Za podlizywanie się mojemu chłopakowi, pizdzielcu! 
Wszyscy zachichotali.
- Okej, będziemy. Daj nam sekundkę, by się przebrać.
- Świetnie! Czekamy na dworze, w tej altance, przy placu zabaw – pomachał im i wyszedł.
- Jade, weź ty się…
- Oj, skarbie, w takim tempie nigdy nie dobijemy z tą misją do końca.
Perrie skrzywiła się w myślach. Kompletnie zapomniała, po co się tu znajduje. – Masz rację – przytaknęła, zdejmując uniform.

* na dworze *

- Jeszcze raz! – Niall zaśmiał się głośno po obejrzeniu ujmującego pokazu żonglowania Stylesa. – Jesteś taki beznadziejny, że wstawię to na Instagrama!
- Instagram! O nie, nie waż się, to moja działka! – Harry zaczął gonić Horana, który ukradł jego telefon.
- Ej, tylko go nie przemęcz! Chrapie, gdy za dużo biega – krzyknął za nimi Tommo, zajadając się kiełbasą. – Lubię polskie żarcie – westchnął z rozmarzeniem, wygodniej rozkładając się w hamaku.
- Jesteście zabawni – dziewczyna ułożyła głowę na ramieniu Liama. Wyglądali komicznie – umięśniony chłopak i drobna Jade obok niego, jednak nikt nie odważył się skomentować ich odważnej relacji. Od wczoraj mieli się ku sobie.
- To co? – Zayn potarł zmarznięte kończyny. – Robi się chłodno, chyba się przejdę. Ochotnicy? - spojrzał wyczekująco na blondynkę.
- Pójdę z tobą – Perrie wstała z miejsca, otrzepując sukienkę. – Obżarłam się jak świnia.
- Jednym tostem?
- A żebyś wiedział! – zaśmiała się, biorąc go pod rękę. Jej humor mimowolnie uległ zmianie, kiedy tylko znalazła się w towarzystwie chłopaków. Umieli podnieść na duchu najbardziej utrapionego człowieka.
- Przepraszam – cichy głos przerwał chwilowe zamieszanie. – Nie chcę przeszkadzać, ale Jade, Perrie, mogę z wami porozmawiać?
- Jeny, Leigh, przestraszyłaś mnie – Jade spojrzała na nią podejrzliwie. – Coś się stało?
- Jasne, że z tak – Edwards zignorowała pytanie przyjaciółki. – Ludzie, to jest Leigh-Anne. - przedstawiła czarnowłosą. - Leigh? – pokazała ręką po towarzystwie. – To One Direction, chyba nie muszę przedstawiać.
- Cześć słoneczko! – rzucił Tomlinson. – Głodna?
- Nie, dziękuję. Potrzebuję dziewczyn na sekundkę i już znikam – uśmiechnęła się.
- Co jest? - szepnęła Jade, gdy tylko oddaliły się od chłopaków.
- Mamy problem. I to duży - odpowiedziała Leigh.
- Wal - westchnęła Perrie.
- Musicie wrócić ze mną do domu - wzruszyła ramionami. - Nawet sobie nie wyobrażacie, co się dzieje. Jesy ciągle krzyczy na Justina za wczorajszą akcję, a Patrycja nawet nie próbuje ich uspokoić. Poza tym, sama co jakiś czas drze się na wszystkich. Nie daję rady. Jak chciałam interweniować, to myślałam, że mnie zabiją. Przyszłam po Was, bo może razem coś zdziałamy.
Dziewczyny nie wiedziały, w jaki sposób zareagować. Stały i gapiły się na nią z niedowierzaniem. Nawet nie zauważyły Nialla przechodzącego w pobliżu.
- A i jeszcze jedno! - przypomniała sobie czarnowłosa. - Juss chce zlikwidować Julię - gdy chłopak usłyszał imię dziewczyny, zatrzymał się i schował nieopodal. Niewiedząc, że kryje się w krzakach, kontynuowały.
- Jak to? Przecież już na ten temat rozmawialiśmy - wkurzyła się Jade.
- Wiem, ale to nic nie dało. Dlatego musicie się zbierać i pójść ze mną. Jesy przyda się pomoc. On serio powinien się leczyć w psychiatryku - wywróciła młynka oczami.
- Dobra, to chodźmy do chłopaków - bąknęła Perrie i we trzy skierowały się do grupki siedzącej przy ognisku. Zdezorientowany Niall po cichu wrócił na swoje miejsce.
- Bardzo przepraszamy, ale musimy się zbierać - skrzywiła się niebieskooka.
- Tak nagle? - zapytał Liam.
- Niestety - zwróciła się do swojego chłopaka. - Pamiętasz Matt'a? Jesy sama nie daje rady, potrzebuje nas. Musimy go odstawić do pobliskiego szpitala - i właśnie wtedy blondyn zrozumiał, że to, co mówiły o Julii, to nieprawda. Nie miał o co się martwić. Ten cały Matt był biednym chorym dzieciakiem.
- Może wam pomóc? - rzucił Horan.
- Nie! - krzyknęła Leigh. - To znaczy... - zawahała się. - Nie będziemy psuć wam wieczoru naszymi sprawami - zaśmiała się nerwowo. - Do zobaczenia - pomachała wszystkim, ciągnąc dziewczyny za sobą.
Udały się w stronę samochodu. Wsiadły do niego, a Leigh odpaliła silnik i już po chwili były w drodze do domu. Gdy tylko przekroczyły próg mieszkania, usłyszały głośne krzyki.
- Ja pierdole, chyba zaraz Ci zajebie - warknęła Jesy.
- To mój dom, więc to ty możesz wypierdalać. Wycieraczka czeka! - wykrzyczał Justin.
- Spoko. Już idę. Nie mam ochoty z tobą mieszkać pod jednym dachem.
- Stop! Nigdzie się nie wybierasz - rzuciła spokojnie Leigh, zatrzymując przyjaciółkę wychodzącą z salonu.
- Możecie nam wyjaśnić, co tu się dzieje? Jesteśmy zespołem. Nie możemy ciągnąć kłótni w nieskończoność - Jade westchnęła cicho.
- Co to za zespół, gdy jeden popierdolony człowiek niszczy każdy plan?! - krzyknęła Patrycja.
- Mogłabyś się czasami zamknąć.
- Zaraz Ci przyjebie!
- Spoko, śmiało!
- Taki z ciebie ważniak?
- Dosyć tego - wrzasnęła Perrie. - Co wy odpierdalacie?! Jeśli jeszcze raz usłyszę, jak się kłócicie, to nie ręczę za siebie. A teraz ogarnijcie się i dajcie już spokój. Tak, wiem, Justin zjebał, ale co się stało, to się nie odstanie. Działamy wspólnie, tak? - zapytała, a wszyscy pokiwali głowami. - Więc po jaką cholerę te kłótnie?
- Przepraszam - szepnął speszony chłopak - Postaram się więcej niczego nie robić na własną rękę - dodał, spuszczając głowę. Nagle jego buty stały się nadzwyczaj interesujące.
- To jak? Zgoda? - Leigh klasnęła w dłonie.
- Tak - przytaknęła Pati.
- I tak ma być - uśmiechnęła się Jesy.
Wszyscy rzucili niemrawe "dobranoc", po czym  rozeszli się do swoich sypialni. Jade od razu zasnęła, zmęczenie dało się jej we znaki, zaś Perrie znowu zaczęła rozmyślać. Była już w stu procentach przekonana, że jej relacja z Malikiem wymknęła się spod kontroli. Niee chciała likwidować One Direction, polubiła tych kochanych chłopaków. Wiedziała też, że jej towarzyszka traktuje wszystko jako zadanie. Została sama ze wszystkim - ze swoimi uczuciami i z problemami, które ciągle krążyły jej po głowie. Miała nadzieję, że cała historia okaże się złym snem, a za chwilę obudzi się w ramionach Zayna. Wszystkie zadania wykonywała z precyzją i dokładnością, lecz tutaj pojawiał się problem. Wiedziała, że jej praca nie pozwala na brednie typu miłostki. Ale, niestety, wyszło inaczej. Zakochała się w Zaynie i zdawała sobie sprawę, że nic tego nie zmieni.

____________________________________________________________________
Hej!
Dziękujemy za tyle wejść. I komentarze znowu ożyły. Czasami warto Was solidnie opieprzyć! ;)
Chciałam was zaprosić na tłumaczenie mojej kochanej Klaudii. Dopiero zaczyna i byłoby miło, gdybyście wpadli, bo zapowiada się ciekawa historia. (http://fix-a-heart-tlumaczenie.blogspot.com/) KLIK, KLIK, BICZYS!)
Oddaję głos mojej cudownej, niepowtarzalnej, jedynej w swoim rodzaju Agnes! Ba dum!
Buziaki! :)


Cześć :)
Mam ochotę usunąć to co Cuckoo o mnie napisała. Nie słuchajcie jej, to wcale nie prawda! :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :)
Nareszcie napisałyśmy coś dłuższego. Troszkę także przystopowałyśmy z akcją, bo za dużo się działo na raz haha ;p
Komentujcie :)
Agnes <3

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 8

* kilka godzin później tego samego dnia *    

- To co teraz? – Liam podniósł się z kanapy, strzepując okruszki z T-shirtu. Gromada ludzi zajmowała kanapę i podłogę, na której rozłożono parę śpiworów. Chłopak podszedł do DVD, wyciągając ze środka płytę z „Paranormal Activity 3”.
- „Pamiętnik”! – krzyknęła Jade.
- Ej, czujecie to? – podniósł się Tommo, strącając puste opakowanie po pizzy. – Tak pachnie beznadziejny film.
- Louis! – jęknęły dziewczyny i… Harry!
- Harold, no chyba nie powiesz mi, że…
Policzki Stylesa nabrały rumieńców, a zawstydzony loczek zakopał się pod kocem.
- To romantyczny romans.
- Trudno, żeby romans nie był romantyczny – westchnął Zayn. – Chcecie popcorn?
- Ktoś tu nie ma humoru – szepnął Niall, kiedy czarnowłosy opuścił pokój.
- I ty to mówisz? – zaśmiał się Payne.
Horan tylko wzruszył ramionami.
- Ale już jest okej – powiedział nieśmiało. – I będzie lepiej.
- Właśnie! – Perrie podchwyciła temat. – Co u Julii?
- Świetnie. W niedzielę wychodzi ze szpitala. Odwiozę ją do domu.
- O nie! Ja cię więcej nie będę szukał po całej stolicy! Wiesz ile tu dziur na drodze? – Tomlinson puknął go w ramię, biorąc ze stołu miskę frytek. Obrócił jedną w palcach i rzucił w Harrego.
- A ty dokąd, skarbie?
- Pomogę Zaynowi – blondynka uśmiechnęła się do przyjaciół i cicho przystanęła w progu kuchni. Okazała się pusta. Zdezorientowana ruszyła w stronę otwartego okna. Wychyliwszy się, spostrzegła Malika na podwórkowej huśtawce. Niezauważenie wymknęła się z apartamentu i opuściła budynek kurortu.
- Zayn?
Mulat spojrzał na nią, wyciągając ręce. Złapała je i usiadła na jego kolanach. Lekko się kołysząc, obserwowali księżyc. Cisza nie była krępująca. Bynajmniej, w swoim towarzystwie czuli się nad wyraz swobodnie. Prawdę powiedziawszy, Perrie nigdy wcześniej nie przeżywała czegoś tak silnego względem jakiegoś mężczyzny.
- Zerrie! – głos Louisa wyrwał ich z zamyślenia. Obrócili głowy w kierunku balkonu, z którego dobiegał hałas.
- Stul dziub, idioto! – Harry pociągnął go za rękaw, wciągając z powrotem do mieszkania.
Perrie zachichotała.
- Uwielbiam ich. Są słodcy.
- Najlepsze jest to, że oficjalnie nie tworzą związku – prychnął Malik.
- Co?! – zdziwiła się. – Przecież nikt nawet o to nie pyta. To wydaje się…
- …oczywiste – dokończył za nią. – Taaak. Prędzej czy później się ockną. Lepiej nie ingerować.
- Skoro tak mówisz – westchnęła, wtulając się mocniej w jego ramię.
- Zimno ci?
- Trochę.
Otulił ich mocniej swoją kurtką.
- Perrie?
- Tak?
- Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne – spojrzała na niego, dodając mu otuchy. Był wyraźnie zdenerwowany.
- Rano… - zawahał się. – Rano przypadkiem usłyszałem twoją rozmowę z Jade.
Dziewczyna wzdrygnęła się.
- Zayn…
- Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał. - Nie wiem, na czym stoję. Nie wiem, czy ty i ja…
- Ja i ty?
- Nadszedł moment mojej słodkiej przemowy, co? – zaśmiał się, wtykając jej zbłąkany blond kosmyk za ucho. – Perrie Louise Edwards… - odchrząknął. – Wydaje mi się… Czuję, że…
- Nic przed tobą nie ukrywam – rzuciła niespodziewanie. – Cokolwiek usłyszałeś, nie przejmuj się tym, to nie jest istotne. Zaplątałam się w parę rzeczy, ale obiecuję, przyrzekam ci, że to załatwię i…
Jej roztrzęsiona paplanina została przerwana dotykiem gorących warg Zayna. Nie myśląc racjonalnie, odwzajemniła gest, palce lewej dłoni wplątując w czarne włosy chłopaka.
Zajęci sobą, całkowicie zignorowali niepokojący odgłos łamanych gałęzi oraz brzdęk ładowanego pistoletu.
- Wiedziałem, że nie można ci ufać, puszczalska gnido…
Blondynka obejrzała się za siebie, a rysy jej twarzy od razu stężały.
- Justin, do jasnej cholery!
Zayn wstał, pospiesznie zasłaniając Perrie swoim ciałem.
- Znasz go?
- Milcz, tępaku! – wycelował broń prosto w jego klatkę piersiową.
- Matt! Co ty tutaj, do kurwy nędzy, robisz?! - wrzasnęła jakaś dziewczyna. - I po co ci ta broń?!
- Jesy? - zapytała zmieszana Perrie.
- A któż by inny?
- Co ty tu robisz? - warknął Justin.
- A jak myślisz, debilu? Pilnuję Cię, żebyś znowu czegoś nie zmalował! Jak ty w ogóle uciekłeś z tego szpitala? Twój lekarz zadzwonił do mnie i powiedział, że znów odwalasz numery.
- Jakiego, kurwa, szpitala? Jaki lekarz?! - wrzeszczał Justin.
- Perrie... - zwróciła się do swojej przyjaciółki. - I ty, Zayn... - spojrzała na chłopaka. - Bardzo was przepraszam, że mój brat zepsuł wam wieczór. Nie zwracajcie na niego uwagi. W tej chwili powinien być w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiem, jakim cudem stamtąd uciekł. Jeszcze raz bardzo przepraszam - powiedziała, po czym odwróciła się do Jussa. - Czego chcesz od mojej przyjaciółki, półgłówku?
- Ona zepsuła nasz plan!
- Plan? Jaki plan? Musisz wsiąść swoje leki i to natychmiast, bo zaczynasz pierdolić głupoty.
- Chwila moment. - Malik pokręcił głową. - Ja chyba nie wszystko rozumiem. Czemu Perrie twierdzi, że ten twój brat to Justin?
- Bo kiedyś zaczepił mnie w pracy, twierdząc, że tak się nazywa - blondyna wzruszyła ramionami, puszczając oczko Jesy.
- Coś ty zrobił?! Nachodzisz moich znajomych w pracy?! Jesteś trupem! - krzyknęła Jesy. - I oddawaj mi ten sprzęt! - siłą zabrała pistolet z rąk Justina i ponownie skierowała się do dwójki stojącej obok huśtawki. - Jeszcze raz przepraszam. Nie mam pojęcia, co mu strzeliło do głowy. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy - powiedziała. - A już teraz tak oficjalnie - dodała, wyciągając rękę w kierunku mulata. - Jestem Jesy, jedna z przyjaciółek twojej dziewczyny - uśmiechnęła się.
- Ja nie jest... - zaczęła Perrie, lecz Zayn nie pozwolił jej skończyć.
- Miło mi. Zayn Malik. - uścisnął jej dłoń. - Szkoda, że poznaję cię w taki sposób. Mam nadzieję, że wkrótce będę miał przyjemność z trzecią koleżanką mojej dziewczyny - szczególnie podkreślił ostatnie słowo. Edwards tylko spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, jednak nic nie powiedziała.
- To my będziemy się zbierać. Muszę odstawić tego kretyna do szpitala. No i oczywiście przypilnuję, żeby więcej was nie nawiedział. Do zobaczenia - pomachała im i pociągnęła Justina "za fraki". - Szoruj do samochodu i to natychmiast - popchnęła go.
W ciszy dojechali do domu. Justin wiedział, że tam dopiero zacznie się piekło.
- Czyś ty oszalał?! Pojebało Cię?! Jak można być tak głupim?! Po chuj tam pojechałeś?! Gdyby nie ja, zjebałbyś całą akcję! Po raz kolejny! - krzyknęła Jesy, kiedy tylko zamknęła drzwi.
- Gdyby nie ty, byłoby mniej roboty.
- Czy ty się, kurwa, słyszysz?! Najpierw tamta dziewczyna, a teraz Malik?! Ty się serio powinieneś na głowę leczyć.
- Co tu się znowu dzieje? - zapytała Patrycja.
- Ponownie jakieś kłótnie? - dodała Leigh. - Co zrobił tym razem? - obrzuciła chłopaka lodowatym spojrzeniem.
- Wyobraźcie sobie, że gdy nasz plan był coraz bliżej zrealizowania, gdy Zayn powoli otwierał się przed Perrie, Justin po prostu tam wbiegł z bronią w ręku. Dobrze, że tam byłam, inaczej mielibyśmy przejebane.
- Co?! Gdzie ty masz mózg?! Człowieku, pomyślałeś o konsekwencjach? - wybuchnęła czarnowłosa.
- Jak zwykle to mnie się czepiacie!- wkurzył się Justin.
- Bo jebiesz nasze plany! Nie pierwszy raz! Tu nie chodzi tylko o Ciebie! Pamiętaj to! Jest nas szóstka, a ty wszystko chcesz wszystko zrobić sam, jak zawsze z resztą! - Pati pobiegła na górę, trzaskając drzwiami swojej sypialni.
- Brawa dla Ciebie, młody - warknęła Pinnock, idąć w ślady koleżanki.
- Jeśli to się powtórzy, to przysięgam, kurwa, że więcej nie zobaczysz światła dziennego - zagroziła Jesy, udając się do swojego pokoju. Zrezygnowany Justin postanowił przespać się na kanapie. Wolał nie denerwować Patrycji. Wiedział, że dzielenie z nim pokoju było ostatnią rzeczą, której chciała.
_______________________________________________________________
Hej kochani <3
Co tam u Was?
Mam nadzieję, że kolejny rozdział przypadł Wam do gustu. Komentujcie szczerze, to pomaga w dalszym pisaniu. Jeśli coś Wam się podoba lub nie podoba, piszcie śmiało.
Dziękujemy za ponad 2000 wejść i 10 obserwatorów <3
Jesteście wspaniali!
Pewnie więcej powiem Wam Cuckoo ;p

Czeeeeeeeeeeeść!
Zakładam fanpage wkurzonej Jesy. xD
A tak na poważnie, ja także dziękuję za wejścia, komentarze (choć ostatnio ich trochę skąpicie ;p)...
Jesteście cudowni!
Jadę na wakacje z czystym sumieniem. Zostawiam Was z rozdziałem.
Buziaki! :)

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 7

* kilka dni później *

Przez prawie tydzień Perrie i Justin nie odzywali się do siebie. Kiedy blondynka wychodziła z domu, chłopak, pod pretekstem robienia zakupów lub spotkania z szefem, śledził ją przez kilka godzin. Dzisiaj postanowił wtajemniczyć dziewczyny w swój plan. Gdy Perrie wyszła do pracy, Justin zebrał wszystkich w salonie.
- Mogę wiedzieć, czemu musiałam wstać przed siódmą? - warknęła Jesy.
- Mam nowy plan i chcę go wam przedstawić.
- Ty i plan? Błagam, powiedz, że sobie żartujesz - zaśmiała się Patrycja, ale gdy spotkała się z jego piorunującym spojrzeniem, zamilkła.
- To co to za plan?
- Jak widzicie, spotkania Perrie i Zayna nie przynoszą skutków od prawie dwóch tygodni.
- I co w związku z tym? - zapytała Jade.
- Nie przerywaj, to się dowiesz. Chodzi mi o to, że któraś z Was także powinna zrobić to, co Edwards. Chciałbym, żebyś ty, Jade, pokręciła się obok Liama. On jest tym najspokojniejszym, a ty wyglądasz na niegroźną dziewczynę, więc...
- Ja Ci, kurwa, zaraz dam niegroźną! - krzyknęła niebieskooka, wstając.
- Ogarnij się. Przecież nie powiedziałem, że jesteś niegroźna, tylko, że na taką wyglądasz. Chodzi mi o to, żeby Liam Ci zaufał. Może on wyjawi coś szybciej, bo, jak widać, Zayn na razie milczy jak grób. Proszę Cię, zgódź się. Wiesz, że nie mamy zbyt dużo czasu - powiedział błagalnym głosem. Jade spojrzała na niego niepewnie i po chwili pokiwała głową.
- Zrobię to, ale tylko dlatego, że nie mamy już czasu.
- Jesteś najlepsza! Tutaj masz wszystkie papiery, idź się przebrać w jakieś słodkie ubrania i jedź do pracy.
- Załatwiłeś mi już pracę? Skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
- Bo wiem, że razem z Leigh chcesz jak najszybciej wrócić do domu.
- Mogłam się tego spodziewać. To ja idę się przebrać - westchnęła, ruszając do swojego pokoju. Wybrała z szafy granatową sukienkę w serduszka. Znalazła do tego biały pasek oraz buty. Do zestawu wybrała kilka bransoletek i kolczyki. Po dwudziestu minutach była gotowa do wyjścia. Zeszła na dół i wsiadła do drugiego samochodu Justina. Droga zajęła jej niecałą godzinę. Stres zżerał ją od środka. Bała się, jak zareaguje Perrie, widząc ją w kurorcie. Niepewnie wkroczyła do budynku i skierowała się w stronę hotelowej restauracji. Zdenerwowana weszła na zaplecze. Przebrała się w uniform, a gdy chciała wyjść, usłyszała za sobą czyjś głos.
- Co ty tutaj robisz?! - krzyknęła Perrie.
- Pracuję. Od dzisiaj. I nie krzycz, bo ktoś Cię usłyszy.
- Dobra, ale czemu akurat tutaj ? Myślałam, że to moje zadanie.
- Justin powiedział, że we dwie będzie nam łatwiej, więc jestem i mam Liama na celowniku.
- Czekaj! Justin powiedział? Od kiedy ty go słuchasz?! - warknęła blondynka.
- Nie słucham, ale sama dobrze wiesz, że mamy coraz mniej czasu. Nie wolno nam pozwolić sobie na błąd, bo szef się wkurzy.
- Tak, tak, wiem - wzruszyła ramionami, podchodząc do swojej przyjaciółki. - Damy radę, tak?
Po drugiej stronie drzwi stał mulat, słuchając rozmowy dwóch dziewczyn.
- Zayn? Co ty tutaj robisz? - zapytał ktoś za nim. Przestraszony, niechcący zrzucił zegar ze stolika. Po chwili Jade i Perrie wyłoniły się zza drzwi.
- Co Wy tutaj robicie? - zapytała blondynka.
Liam zmarszczył brwi. Przyglądał się Zaynowi, po czym przeniósł wzrok na zdezorientowane dziewczyny. Zapadła chwila dość niezręcznej ciszy.
- Zayn? – Perrie potarła lekko ramię chłopaka. – Coś się stało?
- Nie, nie, wszystko w porządku. Ja… Muszę lecieć – pokręcił głową, wycofując się w stronę wind.
- Wszystko w porządku? – Payne wydawał się równie zmieszany.
- Sama nie wiem. Przyszedł i nagle zaczął zachowywać się dziwnie – westchnęła blondynka. – Ah, Liam? – wskazała na koleżankę. – Poznaj, proszę, Jade. Moją…
- Współlokatorkę! – rzuciła szybko Thrilwall. – Miło mi cię poznać – wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Mnie również – uścisnął ją, uśmiechając się. – Nie wiedziałem, że mamy tu takie ładne kelnerki.
Obie zachichotały.
- Właściwie to Jade dopiero zaczyna. Sama jestem zszokowana, że zatrudniła się w tym samym miejscu. Chyba nie ma mnie dość.
- Ja też bym nie miał. A właśnie! Przyszedłem, aby zapytać, czy nie zechciałabyś… zechciałybyście wpaść wieczorem na kameralną imprezę Zamówimy pizzę, obejrzymy film. Niall potrzebuje odskoczni i pomyślałem…
- To bardzo dobry pomysł! – niebieskowłosa podeszła do tego z nadmiernym entuzjazmem.
- Super, więc jesteśmy umówieni?
- Jak najbardziej.
- Świetnie! Okej, muszę uciekać – zwrócił się do Jade. – Trzymam kciuki za pierwszy dzień w pracy.
- Dziękuję!
Liam wyszedł, a dziewczyny spojrzały na siebie w osłupieniu.
- W co my się pakujemy…

* w apartamencie chłopców *

- Zayn? Zayn? Ziemia do Malika?
Chłopcy siedzieli na balkonie, rozkoszując się piękną pogodą.
- Co? Co? Słucham cię, tak.
- Mhm, a ja jestem księżną Kate – prychnął Lou. -  Co się dzieje? Jesteś dziś jakiś zamyślony.
- Masz cztery siostry, znasz się na kobietach, prawda?
- O, stary! – bąknął Harry. Nałożył okulary przeciwsłoneczne i włożył do uszu słuchawki.
- Gejątko… - zaśmiał się Tommo. – No więc… W czym tkwi problem, mój cudowny i wspaniały Bad Boyu?
- Przez przypadek usłyszałem dzisiaj rozmowę Perrie i jej kole…
- O, nie! Zapamiętaj sobie! Podsłuchiwanie nigdy nie jest przypadkowe!
- Zamknij się! – szturchnął go. – To bardzo dziwne. Mówiły o jakimś zadaniu. I o Liamie. Jej koleżanka mówiła o Liamie.
- Może się zakochała? – wzruszył ramionami, jakby wszystko było oczywistą oczywistością.
- Nie, to nie w ten sposób. Zakochane dziewczyny ćwierkają o ślubach, dzieciach i śniadaniach do łóżka. One brzmiały zbyt… Zbyt… - zająknął się. – Zbyt profesjonalnie.
- Gruba sprawa. Ale może przesadzasz?
- CO?!
- Nie gniewaj się, ale zawsze byłeś niezłą panikarą. Może wyrwałeś coś z kontekstu i źle poskładałeś parę słów. Nie powinieneś brać tego do… Ej, gdzie idziesz?
- Nic nie rozumiesz!
Tomlinson podrapał się po głowie. – A może jednak nie znam się na kobietach…

_______________________________________________________________

Cześć! :)
Przypływ weny, moi drodzy, i to solidny! Pisanie przez Skype'a jest jednak lepsze. Polecamy!
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Małe ogłoszenie parafialne.
Postanowiłam założyć własnego bloga. Tematyka Larry Stylinson. Jeśli jesteście zainteresowani, zapraszam. Dopiero się rozkręcam. http://really-dont-like-you.blogspot.com/
Komentarze karmią wenę! (tyczy się nas, jak i mojej stronki, jeśli przypadnie wam do gustu)
Dobra, dobra, wiem, już milknę!
Oddaję głos Agnes, która się ze mnie śmieje! PERFIDNIE ŚMIEJE!
Pozdrawiam Snajpera, hahaha <3
Buziaki! :)


Hej! ; p
Ja się wcale nie śmieję. Nie słuchajcie Cuckoo.
Tak dla jasności, Snajper to mój pies.
Jak już widzicie wyżej, gadamy na Skype i mam różne odpały xd
A wracając do rozdziału, to mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Akcja się dopiero rozwija.
Komentujcie i obserwujcie <3
Agnes <3