- Halo?! – podniesiony głos Paula wypełnił sypialnię. Zaspane
twarze czterech chłopców zwróciły się w jego stronę. – Mają go! – powiedział bezgłośnie
i wyszedł z pokoju, wciąż uważnie słuchając swojego rozmówcy.
- Zabiję skrzata, jak wpadnie w moje ręce - Malik zacisnął pięści.
- W sumie to moja krew – zaśmiał się Lou. – No co? Wymknąć
się z tego miejsca, to dopiero sztuka.
- Gdzie jest?! – Liam już wiązał buty, a Hazza zabrał
kluczyki do samochodu, stając w drzwiach.
Ochroniarz z lekkim zdezorientowaniem podrapał się po karku. -W szpitalu.
Ogromna grupa ludzi wpadła do holu nowoczesnej kliniki na
przedmieściach Warszawy.
- Niall Horan? Która sala? – Zayn podszedł do recepcji, od
razu przechodząc do rzeczy.
- Niestety, nie widzę go w bazie danych.
- Idioto, on nie jest pacjentem!
- Ale ty zaraz możesz nim być!
- Powtórzymy zagrywkę z ringu?
- Spokój! – wrzasnął Daddy. – Nasz przyjaciel przyszedł
tutaj. Nie wiemy po co, ale musimy go pilnie znaleźć. Może pani widziała?
- Blondynek? Niski? Niebieskie oczy?
- Dokładnie! Gdzie go znajdziemy?
- Ciekawy chłopak – bąknęła pod nosem. – Pokój 101, ale jest
was za dużo na odwiedziny pani Sasis.
- Kogo? – Malik zmarszczył brwi.
- Ja idę, wy zostajecie! – rzucił Payne, wchodząc do windy.
Mijając wiele pokoi, znalazł się wreszcie pod
odpowiednim gabinetem. Już miał wbiec do środka, kiedy do jego uszu dotarły
słowa:
- Jesteś szalony.
- Dla ciebie mogę być kimkolwiek chcesz.
Liam zagryzł wargę w dezorientacji, podchodząc do uchylonych
drzwi. Niall siedział na
skraju wielkiego łóżka, w którym, pod masą kabli i
aparatury, leżała drobna ciemnowłosa dziewczyna. Nie mógł oprzeć się wrażeniu,
że gdzieś już ją widział. Nagle go olśniło.
Chłopcy zajęli kanapy poczekalni, czekając na jakiekolwiek
wieści. Wtedy zabrzęczał telefon Zayna.
- Julia Sasis. Mówi ci
to coś? Miłosny alarm – odczytał na głos. – Rozumiecie coś z…
- O cholera! Młody nam dorasta! – Tommo klasnął w dłonie z
ekscytacją.
- Biedaczek – westchnął Malik.
- Bezuczuciowy gbur – prychnęła Perrie, która właśnie
pojawiła w drzwiach pomieszczenia.
- Penny?! Co ty tu robisz? – Louis przybił jej piątkę, ku
zdziwieniu pozostałych.
- Perrie, skarbie, Perrie! – zachichotała blondynka. –
Skończyłam pracę, kiedy dowiedziałam się, że tutaj was znajdę. No i niepotrzebnie
się tak martwiliście – wzruszyła ramionami, podchodząc do Zayna.
- Znasz się z Lou?
- Oczywiście! Był na tyle miły, by poinformować mnie o twoim
przed randkowym stresie.
- Że co zrobiłeś?!
Tomlinson podniósł ręce w poddańczym geście. – Ja tylko
staram się być dobrą swatką!
- Nie żyjesz!
Wdali się w „bójkę”, jednak nie mogli pohamować śmiechu.
- Hej, Penny, w porządku?
- Perrie – szturchnął go Zayn.
- Co? Tak, tak… Wybaczcie mi na chwileczkę – ruszyła korytarzem
i zniknęła za zakrętem. Myślała, że coś jej się przywidziało. Niestety, miała
rację.
- Justin? Co ty tu robisz na miłość boską?!
- Przyszedłem załatwić tę dziewczynę ze 101.
- Jak to?
- To ją postrzeliłem zamiast Nialla. Ona mnie widziała, rozumiesz?! Nie może być żadnych świadków - podniósł głos.
- I ty chcesz to zrobić tutaj? W szpitalu? Pojebało Cię do reszty?
- No, a niby gdzie? Przecież ona stąd szybko nie wyjdzie, a potem może nie być okazji.
- Nie pozwolę Ci tego zrobić. Wracaj do samochodu i poczekaj tam na mnie, ja za chwilę dołączę - powiedziała i wróciła do przyjaciół.
- Coś się stało? - zapytał zmartwiony Mulat.
- Nie, nic.
- Na pewno?
- Tak, Zayn. - uśmiechnęła się. - Chłopaki! Ja, niestety, muszę uciekać. Zobaczymy się jutro - pomachała im na pożegnanie. Odwróciła się i wyszła. Skierowała się w stronę samochodu Justina. Wsiadła do środka, nic nie mówiąc. Justin odpalił silnik i ruszył w stronę ich domu. Dopiero gdy weszli do środka zaczęła się prawdziwa kłótnia.
- Jesteś pojebany! Serio! Jak można być tak głupim, by jechać do szpitala żeby kogoś zabić?! No jak?! - krzyczała Perrie.
- Dobra, zamknij się, Ewards. Nie mam ochoty Cię słuchać!
- Chuj mnie to obchodzi! Mało brakowało, abyś zrujnował nasz plan.
- Chwila! Moment! Co tu się dzieje? - zbiegła z góry Jesy, a za nią reszta.
- Ten debil pojechał do szpitala, żeby zabić niewinną dziewczynę, bo...
- Jaką niewinną? Ona mnie widziała!
- To, że Cię widziałam to tylko i wyłącznie twoja wina!
- Niby czemu, kurwa, moja? - warknął Justin, podchodząc bliżej Perrie.
- Bo to ty spartoliłeś robotę. Gdybyś tego nie zrobił, nie byłoby teraz żadnego problemu!
- Cisza! - wydarła się Patrycja, na co Justin i Perrie zamilkli, kierując swój wzrok na cztery zdezorientowane dziewczyny. - A teraz proszę grzecznie nam wytłumaczyć, co tu się dzieje, bo jak nie, to nie ręczę za siebie. I bez krzyków, proszę - rozkazała.
- Ja zacznę. Chodzi o to, że dzisiaj Justin był w szpitalu tej dziewczyny, która oberwała zamiast Nialla. I wiecie co chciał zrobić? Zabić ją. W szpitalu - powiedziała w miarę spokojnie niebieskooka.
- Czy to prawda, Justin? - zapytała Jade.
- Tak, ale chciałem ją załatwić, bo mnie widziała.
- Jesteś debilem, Juss. Wiesz ilu ludzi jest w szpitalu? Nie zdążyłbyś uciec - podeszła do niego Patrycja.
- Po za tym, Horan był u niej w sali.
- To zabiłbym i jego - warknął.
- Tak, oczywiście, a potem byś wpadł na jego przyjaciół z zespołu - ironizowała Perrie.
- Zamknij się już, dobra? - powiedział, idąc na górę.
- Idź spać i więcej, kurwa, nie wracaj - krzyknęła za nim nadal zdenerwowana.
- Ty na razie ochłoń albo też idź się połóż - odezwała się Leigh, pierwszy raz tego wieczoru.
- Chyba jednak pójdę spać, bo mam dość wrażeń jak na jeden dzień - odparła blondynka, wchodząc na górę. Tak oto zakończyła się pierwsza kłótnia w ich grupie. Nie wróżyło to nic dobrego, ponieważ mieli współpracować, a nie walczyć między sobą.
__________________________________________________________________
Hej <3
Mamy nowy rozdział! Jest troszkę dłuższy niż dwa poprzednie.
Wena powróciła nareszcie :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Znowu jest akcja, jak w każdym innym ;p
Komentujcie i obserwujcie.
Agnes <3
Cześć! :)
Wiecie co właśnie robię? Gadam z Agnes na Skypie! Yay! Jaram się! ^^
Komentarze karmią wenę, kochani, więc napisz nawet głupie "SUPER, DZIEWCZYNY, KOCHAM WAS!", to naprawdę nam pomaga.
Liczę, że rozdział się spodobał.
Buziaki!
Cuckoo
- Przyszedłem załatwić tę dziewczynę ze 101.
- Jak to?
- To ją postrzeliłem zamiast Nialla. Ona mnie widziała, rozumiesz?! Nie może być żadnych świadków - podniósł głos.
- I ty chcesz to zrobić tutaj? W szpitalu? Pojebało Cię do reszty?
- No, a niby gdzie? Przecież ona stąd szybko nie wyjdzie, a potem może nie być okazji.
- Nie pozwolę Ci tego zrobić. Wracaj do samochodu i poczekaj tam na mnie, ja za chwilę dołączę - powiedziała i wróciła do przyjaciół.
- Coś się stało? - zapytał zmartwiony Mulat.
- Nie, nic.
- Na pewno?
- Tak, Zayn. - uśmiechnęła się. - Chłopaki! Ja, niestety, muszę uciekać. Zobaczymy się jutro - pomachała im na pożegnanie. Odwróciła się i wyszła. Skierowała się w stronę samochodu Justina. Wsiadła do środka, nic nie mówiąc. Justin odpalił silnik i ruszył w stronę ich domu. Dopiero gdy weszli do środka zaczęła się prawdziwa kłótnia.
- Jesteś pojebany! Serio! Jak można być tak głupim, by jechać do szpitala żeby kogoś zabić?! No jak?! - krzyczała Perrie.
- Dobra, zamknij się, Ewards. Nie mam ochoty Cię słuchać!
- Chuj mnie to obchodzi! Mało brakowało, abyś zrujnował nasz plan.
- Chwila! Moment! Co tu się dzieje? - zbiegła z góry Jesy, a za nią reszta.
- Ten debil pojechał do szpitala, żeby zabić niewinną dziewczynę, bo...
- Jaką niewinną? Ona mnie widziała!
- To, że Cię widziałam to tylko i wyłącznie twoja wina!
- Niby czemu, kurwa, moja? - warknął Justin, podchodząc bliżej Perrie.
- Bo to ty spartoliłeś robotę. Gdybyś tego nie zrobił, nie byłoby teraz żadnego problemu!
- Cisza! - wydarła się Patrycja, na co Justin i Perrie zamilkli, kierując swój wzrok na cztery zdezorientowane dziewczyny. - A teraz proszę grzecznie nam wytłumaczyć, co tu się dzieje, bo jak nie, to nie ręczę za siebie. I bez krzyków, proszę - rozkazała.
- Ja zacznę. Chodzi o to, że dzisiaj Justin był w szpitalu tej dziewczyny, która oberwała zamiast Nialla. I wiecie co chciał zrobić? Zabić ją. W szpitalu - powiedziała w miarę spokojnie niebieskooka.
- Czy to prawda, Justin? - zapytała Jade.
- Tak, ale chciałem ją załatwić, bo mnie widziała.
- Jesteś debilem, Juss. Wiesz ilu ludzi jest w szpitalu? Nie zdążyłbyś uciec - podeszła do niego Patrycja.
- Po za tym, Horan był u niej w sali.
- To zabiłbym i jego - warknął.
- Tak, oczywiście, a potem byś wpadł na jego przyjaciół z zespołu - ironizowała Perrie.
- Zamknij się już, dobra? - powiedział, idąc na górę.
- Idź spać i więcej, kurwa, nie wracaj - krzyknęła za nim nadal zdenerwowana.
- Ty na razie ochłoń albo też idź się połóż - odezwała się Leigh, pierwszy raz tego wieczoru.
- Chyba jednak pójdę spać, bo mam dość wrażeń jak na jeden dzień - odparła blondynka, wchodząc na górę. Tak oto zakończyła się pierwsza kłótnia w ich grupie. Nie wróżyło to nic dobrego, ponieważ mieli współpracować, a nie walczyć między sobą.
__________________________________________________________________
Hej <3
Mamy nowy rozdział! Jest troszkę dłuższy niż dwa poprzednie.
Wena powróciła nareszcie :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.
Znowu jest akcja, jak w każdym innym ;p
Komentujcie i obserwujcie.
Agnes <3
Cześć! :)
Wiecie co właśnie robię? Gadam z Agnes na Skypie! Yay! Jaram się! ^^
Komentarze karmią wenę, kochani, więc napisz nawet głupie "SUPER, DZIEWCZYNY, KOCHAM WAS!", to naprawdę nam pomaga.
Liczę, że rozdział się spodobał.
Buziaki!
Cuckoo